Oznaki tego zmęczenia z każdym dniem są wyraźniejsze. Ostatnio Kosiniak czy Kamysz (z rozróżnianiem tych bardzo do siebie podobnych działaczy zawsze miewałem kłopoty) ogłosił jakoby, że nie zamierza przeszkadzać w posiedzeniach. A wojowniczy dotąd i bezlitosny Grzegorz Schetyna, którego uśmiech potrafił olśniewać prezentacją pełnego zębostanu - teraz jakby przygasł, zatroskał się czymś i przebąkuje coś o potrzebie przenikliwości politycznej, to zaś może oznaczać więcej, niż tylko niechęć do przedterminowych wyborów. No, i uśmiecha się tak jakoś skromniej, rzekłbym - półgębkiem.
Tak, tak - działalność publiczna, to nie przelewki - a taka blokada, to już dosłownie potrafi wyssać ostatki sił. A jeśli ktoś w nią angażuje się tak, jak szef Nowoczesnej - to po dwóch tygodniach nogi się pod nim mają prawo uginać; tu - powiedzieć coś do kamery, tam - zagrzać do walki marznących pod Sejmem i przy tym wszystkim pamiętać jeszcze o rotacji, czyli kolejności dyżurów... Kiedy w dodatku wypadnie choć trochę pomyśleć o tych wszystkich głowach od góry, rubikoniach i iluś tam królach - bo nikt mnie nie przekona, że te wszystkie błyskotliwości mogły padać bez przygotowania - ręce mogą opaść i człowiek sobie uświadamia, że dłużej tak nie pociągnie. Czy należy więc dziwić się temu, o czym wszyscy dziś trąbią? Nie zawsze można oddać się bez reszty jednej sprawie, nawet - wielkiej; owszem, był wśród rozmaitych Ryszardów taki jeden o ksywie Lwie Serce - ale może równie dobrze trafić się Rysiek z sercem czułym. Czy to aż tak zaskakujące, że obserwujemy taki właśnie przypadek?
Bohaterowi po trudach należy się wytchnienie - bez dwóch zdań. Jakie ono ma być? W Średniowieczu rycerz po turnieju mógł liczyć na odpoczynek i ukojenie w ramionach damy, w której barwach walczył. A islamscy wojownicy idą na całość - ich oczekuje po bohaterskim życiu kilka dziesiątek hurys! Na tym tle przypadek naszego polityka jawi się, jako coś nad wyraz skromnego i nie domagającego się rozgłosu. Tym samym - coś całkowicie należnego i zasłużonego.
Tak to rozumiem i przy tym obstaję. A niektórzy sprawę widzą inaczej: że niby - kiedy nie wiadomo, jak niefortunnie zaczętą rzecz zakończyć - dobrze jest, że pojawia się coś trochę śmiesznego i wybaczalnego, jak każda słabostka. Coś, na co zwrócą się oczy - a zasadniczy kłopot sam się jakoś rozpłynie.
Inne tematy w dziale Polityka