To powiedział poseł Halicki i rzecz najwyraźniej uznano za ważną wystarczająco, aby ją puścić na pasku. W całości brzmiało to tak: "Jesteśmy cały czas w Sejmie, na sali obrad i pozostaniemy tu do skutku!". E tam, to wypowiedź bez znaczenia - powie ktoś i popełni błąd: waga słów nie musi zasadzać się na tym, że walą swoją oczywistością między oczy, jak pięść uzbrojona w kastet i powodują olśnienie o jasności błyskawicy. Bywa, że prawdziwego ich sensu i znaczenia dochodzi się drogą mozolnych dociekań, dumania i dzielenia włosa na czworo - i tak właśnie jest w tym przypadku. Nawiasem mówiąc - Halicki, którego miałem za pyskacza wprawionego w wykręcaniu kota ogonem, przyprawił mnie o niemałe zdumienie wypowiadając się nad wyraz dojrzale. Okazał się prawdziwym graczem politycznym, co docenią bez ochyby wytrawni wyjadacze. Inny na jego miejscu powiedziałby o dwa słowa za dużo; on powiedział w sam raz. Cóż byłoby prostszego, niż w zapale bojowym palnąć: - zostaniemy, aż zdejmiecie Kuchcińskiego! Albo - jeszcze lepiej: - aż Prezes przeprosi Pomaskę! I co wtedy? - ano, kicha po prostu: wypadałoby siedzieć, aż by włosy pobielały, zęby się wysypały i wreszcie śmierć-kostucha litościwie skróciła udrękę. Albo - równie litościwie Prezydent by coś u Prezesa załatwił. O, szczwany lis, ten Halicki: - do skutku! A jakiego? To już, przepraszam bardzo, inna para kaloszy. Skutkiem może być wszystko, co za takowy Halicki z kompanami uzna - cokolwiek, co zręcznie podane, da się otrąbić jako sukces.
Skutek, jak wiadomo, musi poprzedzać przyczyna; znany jest tylko jeden przypadek odwrotny - taki mianowicie, kiedy lekarz idzie za trumną swego pacjenta. Tak, czy inaczej - te dwa pojęcia są ściśle ze sobą powiązane: na pytanie, czemu zwariował Hamlet, pada u Szekspira odpowiedź: - skutkiem pewnej przyczyny!
Z jakiej przyczyny, czekając na niewiadomy a zapowiedziany przez Halickiego skutek marzną i psują sobie wzrok w niedogrzanej i słabo oświetlonej sali ci wszyscy niezłomni? Wiadomo - demokracja, wolne media i jeszcze parę rzeczy, wymienienie których musi wywołać prośbę: - nie rozśmieszajta, kumie, bo zajady bolo! Niemało twarzy ze zgromadzonego tam bractwa tak mi się z obroną pryncypiów kojarzy, że pęknąć ze śmiechu można, jak nic. Czemu by się nie przyznać, że idzie o forsę? Nieodparta skłonność do jej posiadania i gromadzenia jest słabością nierzadką i zrozumiałą. Tak samo zrozumiały jest ból z powodu tych miliardów, na których w tym roku państwo położyło swą drapieżną łapę i one nie popłynęły utorowanym w ostatnich latach korytem; poszły na cele, które rozsądny człowiek odrzuca. Tę oczywistą niesprawiedliwość trzeba naprawić, a kiedy do tego - obok masy innych powodów - dodać np. równie oczywiste niezadowolenie wschodnich i zachodnich sąsiadów związane z jakąś potrzebną nam, jak psu piąta noga brygada amerykańską - staje się jasne, że przejęcie władzy jawi się jako konieczność nad wyraz nagląca. Czy to miałby być ten oczekiwany, a oględnie przez Halickiego przemilczany skutek? Wypadałoby z lekkim przekąsem życzyć powodzenia, a całkowicie już serio - zdrowia, bo po pierwsze - przyda się w długim czekaniu, a po drugie - bo na rozum u czekających za późno.
Inne tematy w dziale Polityka