Obserwowane w TV produkcje Andrzeja Stankiewicza nie raz i nie dwa przyprawiały mnie o odrobinę zdenerwowania - ale lekkiego, bo na ogół przeważało zabawne wrażenie obcowania z przesadną troską o to, aby wypadać mądrze i kompetentnie; ot, zwyczajny przypadek traktowania "własnej osoby" nadmiernie poważnie. Stankiewicza takiego, jak wczoraj w TVP - dotąd nie widziałem.
Dyskusja toczyła się na tle bieżącej awantury dotyczącej, jak twierdzą niektórzy, obrony wolności mediów. Kiedy jeden z jej uczestników - sędzia - wyraził opinię, że blokada mównicy i miejsca marszałka w sali sejmowej, z natury nielegalna, stanowi inspirację dla podobnie nielegalnych działań na zewnątrz - wspomniany redaktor ostro replikował: - a skąd pan o tym wie, był pan tam? A ja byłem i rozmawiałem!
Po pierwsze - supozycja sędziego wydawała się mocno sensowna; po drugie - pan Andrzej z pewnością nie pytał tam nikogo, czy się inspirował tym, co wewnątrz - ale najwyraźniej starał się to zasugerować; po trzecie - technika erystyczna zastosowana przez niego jest tak znana i czytelna, że aż przykro. Sam jej kiedyś na sobie doświadczyłem, kiedy znajomy pokazywał zdjęcia z Petry i snuł swoje pomysły co do tego, jak te cuda wykuto; ja, świeżo po obejrzeniu na Discovery traktującego o tym filmu, spróbowałem rzecz przedstawić inaczej - i usłyszałem: - byłeś tam? Widzisz, a ja byłem! Tak się to robi - coś, co jest w istocie prawdą (no, bo nie byłem!), służy za argument dla udowodnienia nieprawdy. Kto, jeśli nie doświadczony dziennikarz zna te chwyty?
I jeszcze: kolega Stankiewicza po fachu zwrócił uwagę na pieniądze, które należy widzieć w tle awantury; w przyszłym roku ma zacząć obowiązywać ustawa o paliwach, skutecznie ucinająca funkcjonujący dotychczas rynek nadużyć w tym zakresie, wart kilka miliardów. Jeśli to dodać do tych parunastu miliardów, których nie pozwolono ukraść w tym roku - i jeśli jeszcze dołożyć możliwość dalszego wzrostu dopływu pieniędzy do kasy państwa z oczywistą szkodą kombinatorów - to twierdzenie, że dla niektórych taka forsa warta jest wywrócenia państwa do góry nogami nie wydaje się przesadzone. Redaktor Stankiewicz widzi to najwidoczniej inaczej: - co, czy to nafciarze wyszli protestować na ulicach? Dowcip klasy nie dla wszystkich osiągalnej.
Z tego wszystkiego sam wysnuwa się wniosek, że do głośnych obecnie pytań o wolność mediów trzeba dodawać pytanie o ich rzetelność i uczciwość. Należy też jasno powiedzieć, iż wygoda dziennikarzy nie ma wiele wspólnego z wolnością - i trudno przyjąć, że ograniczenia o charakterze wyłącznie organizacyjnym miałyby komukolwiek uniemożliwiać rzetelne, co się chętnie podkreśla, informowanie społeczeństwa. Zresztą, ani mnie ta przepychanka ziębi, ani grzeje. Obgadajcie to sobie, panowie redaktorzy, z Marszałkiem; po co angażować wszystkich? Pana Stankiewicza pod Sejmem nikt - w przeciwieństwie do dziennikarzy z TVP - nie potrącał ani w niczym nie ograniczał; co z tego wyszło? Jeśli o mnie idzie - tylko przeświadczenie, że różne związane z dziennikarską profesją sprawy, w tym - rzetelność, zdarza się rozumieć rozmaicie.
Inne tematy w dziale Kultura