Dymy się snują i trup pada pod Sejmem. Po prawdzie, to może nie tyle pada, co raczej się ściele - bo ten, cośmy go oglądali, nie upadł - a raczej ostrożnie się rozścielił na asfalcie. Kiedy zaś litościwa niewiasta obmacała mu tętnicę szyjną - wstał i nawet pogadał przez komórkę. Zresztą, nie w tym rzecz; ważne, co poszło do zagranicznych środków przekazu. A może on tylko dzięki wyjątkowej odporności uszedł cało spod pisowskich pałek?
Czy w sytuacji takiej, jaką właśnie widzimy pojawienie się wszystkich rąk na pokładzie nie jest uzasadnione? Ależ jest - i one się pojawiają, zresztą - od pewnego już czasu. Ilość tych szotów czy fałów, do obsługi których są wzywane, jest ograniczona: demokracja, konstytucja, ruina państwa, edukacja, Piotrowicz - i na tym mniej więcej koniec; siłą rzeczy więc aktywność z nimi związana zaczyna nabierać cech monotonii. Na szczęście zdarzają się eventy odbiegające od sztampy i dla swej oryginalności godne zauważenia. Choćby to: ekssenator, który dopiero co umknął spod miecza Temidy, woła między innymi: - dość łamania praw kobiet! Dlaczego to właśnie, skoro w jego sytuacji naturalne byłoby domaganie się wolności w obrocie "cóś za cóś", czyli legalizacji łapówek? Trudno dociec, zresztą - nie trzeba; każdy ma prawo do swoich małych tajemnic. Ponadto - to, czego nie rozumiemy, bardziej jest interesujące od spraw oczywistych.
Na pewno żadna tajemnica nie kryje się za poczynaniami Tomasza Lisa, który w ostatnim numerze swojego pisma odwołał się do Św. Jana Ewangelisty. Było mu to potrzebne, bo wymyślił, co następuje: "Fundamentem III Rzeczypospolitej było porozumienie z 1989 roku, a fundamentem obecnej władzy - kłamstwo". Co z tym mijaniem się z prawdą obecnej władzy - trudno dojść, że jednak porozumienie 89' polegało na okłamaniu ogółu Polaków - wie każdy. Że w tej sytuacji Lis przechera uznał za konieczne podpierać się mocami nadprzyrodzonymi - to poniekąd zrozumiałe; co prawda - jeśli pomyśleć o prawdopodobnym stosunku Świętych do popierania krętactw - raczej bezskuteczne.
I jeszcze coś - nomen omen - smakowitego: nie wiem, czy w praktyce służby na dawnych żaglowcach mieściło się wołanie na pokład kuka. Przyjmijmy, że tak - więc i Makłowicz, którego wczoraj ujrzałem na ekranie, tym razem nie z warząchwią, był na miejscu wygłaszając taką oto mądrość: - prezydent jest od zaprzysięgania sędziów, a premier od publikowania orzeczeń Trybunału! O, sancta simplicitas! - chciałoby się westchnąć i to powinno starczyć za wszystko. Mówi się - z pewnością słusznie - że przy gotowaniu konieczne jest myślenie. Można też zaryzykować twierdzenie, że - jak widać - po odejściu od kuchennego stołu można je spokojnie wyłączyć.
W sumie - to sprawy drobne i błahe; warto ja zauważać wyłącznie dlatego, że stanowią pożyteczne urozmaicenie wiejącej z opozycyjnej aktywności nudy.
Inne tematy w dziale Polityka