Ten okrzyk wyłonił się z bardzo głębokich pokładów mojej pamięci całkiem samodzielnie - bez grzebania w niej i mozolnego przypominania, a to dowodzi zbieżności sytuacji oglądanej na ekranie telewizora z tą sprzed lat ponad osiemdziesięciu: w swoich pamiętnikach - i to do nich odnosi się moja pamięć - Sławoj Składkowski opisuje scenę z sali sejmowej. Dowiedziawszy się wcześniej o zaplanowanej przez komunistycznych posłów awanturze podczas mającego nastąpić przemówienia Piłsudskiego przygotował w jakiejś pomniejszej salce oddział policji - i kiedy ci posłowie faktycznie zaczęli przeszkadzać przemawiającemu Marszałkowi, wpadł do tej salki z okrzykiem: - chłopcy, musimy wyrzucić tych s..synów! Co, rzecz jasna, nastąpiło. Nie chcę tego epitetu, jakim posłużył się ówczesny minister przenosić na okupujących dziś mównicę sejmową; on - były legionista, więc pewnie po trosze uprawniony do zażywania języka szorstkiego, a ja - człowiek stary i spokojny, od wojska daleki. Trudno jednak znaleźć sposób na opisanie tego, co się w sejmie wydarzyło bez sięgania po słowa z gatunku tzw. grubych. Wychodzi na mównicę typ z facjatą może nie szczególnie rozgarniętą, ale bezczelną i naznaczoną pewnością, że nic złego jej posiadacza spotkać nie może - i jeśli tego, co zaprezentował, nie należy nazwać prowokacją, to czym? To był czas na zadawanie pytań, a zamiast tego mieliśmy prezentację kartki z hasłem niezwiązanym z przedmiotem debaty, następnie parę słów o tym, że muzyka łagodzi obyczaje - i w końcu adres do Marszałka: - panie Marszałku kochany! Marszałek okazał się raptusem i postąpił zbyt surowo? Jeśli regulamin Sejmu przewidywałby wyrzucanie niezdyscyplinowanego posła kopniakiem, to taki właśnie zabieg winien był Marszałek tej szczerbie na zdrowym rozsądku i dobrym wychowaniu zaaplikować.
To co nastąpiło potem - trudno komentować: te roześmiane (a sytuacja niby poważna) gębule blokerów, te filmiki i słitfocie, to nasładzanie się sytuacją i skandowanie haseł, wśród których najlepszym było - Targowica! Do tego stopnia od czapy, że najwyraźniej na wszystkich już rozlała się przypadłość dotąd, jak się zdaje, obciążająca tylko szefa Nowoczesnej. Doraźnie, to tę sprawę jakoś się załatwiło. Pytanie - co z taką opozycją robić dalej? - nie przywołuje łatwej odpowiedzi; ja nie mam pojęcia. Pewnie szkoda, ale Sławoj nie doradzi.
Inne tematy w dziale Polityka