Kołowrót znów kręci się w najlepsze, choć na dobrą sprawę powinno się to już znudzić - i chyba szary człowiek rzeczywiście ma tego dość; jak słychać, mieszkańcy Piotrkowa Trybunalskiego zamierzają zrezygnować z drugiego członu nazwy swojego grodu. Ale to uczucie przesytu nie wszystkich dotyczy; powiada się, że "świnia i gość nigdy nie mają dość" - podobnie i politycy opozycji dalecy są od tego, aby odstąpić od napastliwego wałkowania wszystkiego, co się tyczy Trybunału. Kolejna ustawa - i kolejne ataki; co jednak ciekawe - to o ile ustawa nowa - treść ataków pozostaje taka, jaka była już w ubiegłym roku: wszystko niekonstytucyjne, orzeczenie opublikować, a sędziów zaprzysiąc - itd.; z lekka nudnawo, ale z drugiej strony - podziwu godna stałość. Te same zarzuty - ten sam stopień ogólności: co to dokładnie znaczy - niekonstytucyjne? Wiem, wszystko, co dotyczy Konstytucji jest pewnie wysoce skomplikowane. Niby to tylko zbiór przepisów, ale najwyraźniej do jego rozumienia uprawnieni są wyłącznie konstytucjonaliści - przedstawiciele zawodu, który specjalnie po to powstał; ja - inżynier - wysiadam przy nich w przedbiegach. W dodatku tak się jakoś składa, że uznawani przez wrzaskliwszą część sceny politycznej konstytucjonaliści - to wyłącznie sędziowie TK skupieni wokół jego prezesa i inni wspierający ich prawnicy; ci, którzy wprawdzie spełniają wymagania odnośnie do wykształcenia oraz praktyki, ale nieskłonni są do negowania w ciemno wszystkich podejmowanych przez wiekszość parlamentarną zamierzeń legislacyjnych - za konstytucjonalistów uznawani być nie mogą z prostego powodu: to pisowscy poplecznicy i ich opinie nie są warte brania pod uwagę. W tej sytuacji my - szeregowi obywatele - powinniśmy przyjmować potulnie prawdy nam objawiane. Chyba, że nie koniecznie: opinia, że do jakiego stopnia by nie była skomplikowana jakaś materia, to na jej obrzeżu zawsze znajdzie się coś dostępnego i zrozumiałego dla dyletanta - wydaje się być uzasadniona. Skoro tak, to nie wchodząc w subtelności związane z filozofią prawa można zadać parę nieskomplikowanych pytań i oczekiwać równych co do jakości odpowiedzi na nie.
Na przykład - dlaczego za niekonstytucyjny ma być uważany pomysł, aby orzeczenia TK zapadały większością 2/3; Konstytucja, jak wiadomo, nakazuje, żeby rozstrzygała większość głosów - i to znaczy tylko tyle, że nie jest wymagana jednomyślność. Tu kończy się to, czego Konstytucja żąda: jaka ma być ta większość - zwykła, czy nie - może spokojnie i bez naginania któregokolwiek artykułu dośpiewać ustawa. I logiczne uzasadnienie też się znajdzie, bo lepiej przecież, żeby ważne decyzje nie zapadały dzięki przewadze jednego głosu.
Albo - czemu niezgodne z Konstytucją miałoby być rozstrzyganie spraw w kolejności ich wpływania do Trybunału? Ustawa zasadnicza nic o tym nie mówi, a zapisana w niej zasada równości wobec prawa chyba między innymi na tym polega, aby dostęp do jego egzekwowania był sprawiedliwy; czy kryterium kolejności napływania spraw nie jest najbardziej bezstronne?
Na takie pytania - jedne z wielu możliwych - nie dało się usłyszeć rzeczowych odpowiedzi. Coś tam, owszem, było o chęci paraliżowania pracy TK i o zawłaszczaniu, ale od snucia przypuszczeń i przewidywania oraz insynuowania ustawodawcy niecnych zamiarów do wykazania uchybień wobec Konstytucji - droga daleka. Tyle, że nikt tych uchybień nie zamierza udowadniać - wystarczy orzec: niekonstytucyjne. W takim duchu wypowiadał się dwa dni temu w telewizji Leszek Balcerowicz komentując ostatnią ustawę: niezgodna z konstytucją, paraliż Trybunału itp. - i do tego dodał, iż "Trybunał ma władzę interpretowania ustaw". Dosłownie.
Trudno nie zauważyć, że na takim właśnie poziomie sytuuje się wszystko, co od opozycji w związku z zamętem wokół TK daje się usłyszeć. Czy zasadne jest oczekiwanie, aby ten poziom cokolwiek się zmienił? Ba, do tego - poza rezygnacją z patrzenia na sprawę wyłącznie przez pryzmat spodziewanego zysku politycznego konieczny byłby pewien wysiłek i to nie z kategorii fizycznych. Thoreau powiada, że "tylko jeden człowiek na milion może dokonać efektywnego wysiłku intelektualnego"; czy do czterdziestki w ten sposób przesianych Polaków można by zakwalifikować wspomnianego Balcerowicza - albo Rzeplińskiego czy, dajmy na to, Budkę - nie podejmuję się rozsądzać.
Inne tematy w dziale Polityka