Rzeczy śmieszne trafiają się nagminnie; bardzo śmieszne - rzadziej, a na takie, które najpierw wprawiają w osłupienie połączone z niedowierzaniem, a potem wywołują śmiech do rozpuku, wypada nieraz trochę poczekać - mimo, iż udaje się je osiągać według prostej, znanej profesjonalistom recepty: rzecz absolutnie nieprawdopodobną wygłosić z niedopuszczającą sprzeciwu pewnością i bez zmrużenia oka. Grzegorzowi Schetynie coś takiego właśnie się udało - mimo, iż profesjonalistą, to jest komikiem, nie jest. Ogłosił on mianowicie, że Platforma, to partia chrześcijańsko - demokratyczna - i że zawsze tak było. Jak się te dwa słowa razem i każde z nich z osobna mają do znanego z ostatnich lat obrazu Platformy, ukształtowanego - co by nie mówić - ze zdecydowanych linii i wyrazistych barw, to objaśniać i dowodzić nie trzeba; koń, jaki jest - każdy widzi. Wiem, znam ten argument: PO należy do chadecji w PE. Ale - po pierwsze: co to za chadecja? - a po drugie: czy przez zadekretowanie czegokolwiek osiąga się automatycznie zgodność tego z prawdą? Ano, właśnie. Grześ jednak powiedział, co powiedział - a to budzi taką refleksję: czy negatywnie przetestowana w ubiegłym roku taktyka polegająca na sprzedawaniu ogółowi oszukańczych, ogłupiających i fałszywych przesłań, argumentacji i obietnic obowiązuje w PO nadal? Najwyraźniej - i to bez oglądania się na doświadczenia.
Przewodniczący wyartykułował taką jeszcze zapowiedź: Platforma wraca do korzeni! Wydaje się to brzmieć nieźle, bo sugeruje powrót do czegoś, co było dobre i tylko się popsuło; zakładając, że rzeczywiście było dobre. Ale po krótkim namyśle należałoby zapytać, dlaczego się popsuło? Pewnie dlatego, że tak było korzystniej dla tych, którzy mieli owe korzenie pielęgnować i podlewać, a doszli do wniosku, iż lepiej je doszczętnie wyssać; ci sami mieliby dokonać teraz zwrotu o 180*? To byłby raczej tylko mącący w głowach zwrot o 360, jak to zgrabnie wykoncypował mój ulubiony publicysta. Schetyna obiecuje naprawiać i wracać, bo to niby inni od korzeni odeszli - ale nie od rzeczy byłoby zapytać, co robił on - na wojnie był w tym czasie, czy gdzie? Bo chyba nie odbywał nowicjatu w zakonie. A jeszcze kwestia tych korzeni: jakie one były w istocie? Pamiętamy trzech tenorów: ten śpiewający najczyściej - Płażyński - znalazł się tam chyba zupełnie nie na swoim miejscu i musiał odpaść; pozostali - Tusk z Olechowskim - nieźle raczej do siebie pasowali, jeśli idzie o prezentowane wartości Jeden - pracuś, bo współpracował nawet tam, gdzie lepiej chyba było tego nie robić; drugi - nieźle liczył, szczególnie głosy, co się dowodnie okazało pamiętnej czerwcowej nocy. Krótko mówiąc - Korzeń Liberalno Demokratyczny, do którego teraz Schetyna obiecuje wracać - czyli: liberały-aferały (bez powodu chyba ta zbitka nie powstała), złodziejska prywatyzacja, kręcenie lodów na służbie zdrowia (a, przepraszam - to później); głowa może spuchnąć od wyliczania.
Pozostaje tylko zastanowić się, czemu wyżej wspomniany to wszystko robi: toć to strzał we własną stopę - i to nie niechcący, bo się pistolet w kieszeni odbezpieczył - tylko przygotowany, a spust ściągnięty po starannym wycelowaniu. Powrót do korzeni - dobre! Jakie one były, całkiem dobrze jeszcze pamiętamy. Piasek z worka chyba się Grzesiowi całkiem już wysypał.
PS. Skoro już jesteśmy przy PO, to jeszcze to: o rozczulenie mogła przyprawić posłanka Małgorzata Chmiel żałująca nieistniejącego już małego ruchu granicznego, bo wielu Polaków dzięki niemu zaprzyjaźniło się z Rosjanami! Za moich czasów - to rozumiem: wszyscy w szkole należeli do TPPR, ale że jej, młodszej, te klimaty są nieobce?
Inne tematy w dziale Polityka