Rzecz już po trosze nieaktualna, bo przez dwa dni przetrawiałem obejrzany przedwczoraj w telewizji obrazek z paryskiego kościoła. Ale dobrze, że przetrawiłem - bo dzięki temu wnioski są, mam nadzieję, wyważone i wolne od błędu pierwszego wrażenia.
Czasy mamy ciężkie i niezwykłe, a tym samym - wymagające; wymagające mianowicie rozsądnego i skutecznego postępowania. Są oczywiście tacy, dla których to żaden problem, ale co do nas - sprawa nie jest prosta, bo Polak, jak wiadomo, mądry dopiero po szkodzie; pewności co do tego oczywiście nie ma, gdyż wielu twierdzi, że i po szkodzie głupi. Tym bardziej więc potrzebujemy wzorców i na szczęście z tym, skąd je brać - kłopotu nie ma. "Dał nam przykład Bonaparte" - nespa? A także: "w tęczę Franków Orzeł Biały patrząc, lot swój w niebo wzbił!" - i do tego: "co Francuz wymyśli, to Polak polubi", jak słusznie zauważył ustami Podkomorzego wielki Adam. Tak, nasi antenaci wiedzieli, na kogo patrzeć - a i później dobrego przykładu płynącego z tego nieco odległego kraju nie brakło. W 1939 tylko niekorzystna dla naszych ojców kolejność zdarzeń nie pozwoliła im skorzystać z dobrego, ale pochodzącego z 1940 roku przykładu Francuzów: żadne tam - do ostatniego żołnierza, honor, cena pokoju i tym podobne banialuki: układność wobec silniejszego - ot, co! A nie - szarpanina bez sensu.
Także teraz, patrząc na to, jak sobie oni popadłszy w ciężkie terminy radzą - nie powinniśmy ani trochę się wahać, czyim śladem w razie potrzeby podążać. Bomby wybuchają, karabiny maszynowe grają, ciężarówki szaleją - a oni jak się nie odwiną na odlew, jak nastawiają zniczy na chodnikach, jak popiszą kredą po asfalcie i nadrukują koszulek "je suis..itd", a potem w dodatku przemaszerują pod ręce ulicami - to tym wszystkim islamistom i terrorystom w pięty idzie. A kiedy do tego prezydent Hollande twardo kolejny raz zapowie, że się Francja nie ulęknie - to najbardziej zajadłemu dżihadyście rura zmięknie i wszystkiego mu się odechce. I żeby nie było, że Francuzi potrafią tylko tak; że niby - wyłącznie wyższość moralna i zero siły. Gdzie nie trzeba, to jej nie używają - ale przy wyzwaniu naprawde poważnym i zagrożeniu istotnie realnym żartów nie ma i bezczelna anarchia chrześcijańska nie może liczyć na wyrozumiałość: księdza za frak - pardon, za ornat - i va-t'en! A parafianami też można powycierać posadzkę; państwo jest mocne, więc i wrażenie silne. Ale, jak to często bywa - i w tym przypadku plącze się odrobina niedosytu: zabrakło zakończenia naprawde zdecydowanego, może czegoś w rodzaju ustawionej obok kościoła gilotynki? Przez ten brak problem pozostał jakby nie do końca rozwiązany. Nic to - kierunek jest jednak dobry i maluczko, maluczko - a kto wie?
Inne tematy w dziale Polityka