Tak twierdzi wielu - i pewnie coś jest na rzeczy, bo co rusz przyłapujemy się na kojarzeniu zdarzeń dzisiejszych z czymś, co znamy z przeszłości. Najwyraźniej mądra natura przewidziała dla człowieka ograniczoną ilość wariantów zachowań - a to sprawia, że co pewien czas jakiś osobnik zachowuje się mniej więcej tak samo, jak inny zrobił to w podobnej sytuacji w przeszłości; wszystko to pewnie w trosce o jaką taką przewidywalność. Tak bywa w sprawach małych i wielkich - a teraz mamy właśnie do czynienia z czymś przystającym dość dokładnie do sytuacji sprzed lat dwustu z górą. Widocznie to nieuchronne, że tak jak wtedy - również i dziś w reakcji na próbę dokonania naprawy państwa obrońcy starego ładu oglądają się za pomocą ze strony silnego sąsiada - i tak jak wtedy, pomocna dłoń z zewnątrz wyciąga się chętnie. Analogia jest pełna - no, może poza tym, że wtedy weszła obca armia; z tym, nawiasem mówiąc, z początku radzono sobie nieźle - może więc i teraz nie ma czego nadmiernie się bać?
Mówimy dziś: "Targowica"; my - to ci optujący za rozpoczętymi już zmianami. Mówimy tak, bo uzasadnienie tego jest nie do odparcia. Oburzanie się na to i przekonywanie, że obrona dawnego porządku (chyba nieporządku?) jest dla państwa zbawienna, jeszcze wzmacnia tę przytaczaną analogię: wtedy także zawiązujący w mało znanej miejscowości konfederację argumentowali, że to ratunek Ojczyzny. Obrony przed tym krótkim i dosadnym opisaniem poczynań dzisiejszej opozycji nie ma, a szczególnie nieporadna wydaje się ta zastosowana ostatnio przez szefa PO, który odpalił: "to wy jesteście Targowicą!" Oj, idzie Grześ, a piasek z worka wysypał się już zupełnie; ten z wykształcenia historyk przespał pewnie odpowiedni wykład, ale jak potem zaliczył?
Zestawienie tamtego czasu z obecnym inne jeszcze przywołuje skojarzenia - kalibru już znacznie mniejszego. Choćby takie: w 1791 na różne sposoby próbowano uchwalenie Konstytucji uwalić, a kiedy sytuacja dla obrońców dawnego porządku całkiem już była beznadziejna - poseł Suchorzewski w sali sejmowej zagroził, że zarąbie szablą swego nieletniego syna, aby ten nie patrzył na upadek Rzeczypospolitej. Scena dramatyczna, jak wszyscy diabli! A dziś? - próbuje dramatycznego gestu posłanka PO i drze na mównicy uchwałę o suwerenności; co do treści tego gestu - to wszystko w porządku, bo wiernie oddaje intencje tego ugrupowania: po diabła nam suwerenność? Ale co do dramatyzmu - to bardzo on średni, choć w zamierzeniu pewnie taki, jak u Suchorzewskiego; tak to już bywa, że to, co wtórne - okazuje się mizerne i nijakie.
I jeszcze jedno skojarzenie: niedługo po Targowicy - wieszano. Czyżby po przeszło dwóch wiekach coś tam się jeszcze w świadomości warszawiaków kołatało? Na stadionie pojawił się napis napomykający o szubienicach; to też wypada słabiej, niż w przeszlości - wtedy nie pisano. Tak to już jest, że różne rzeczy w zestawieniu z dawnym wydają się cienkie: "wszystko teraz spowszedniało!" - jak zapamiętałem z bardzo już odległych w czasie lekcji literatury staropolskiej. Baner ze stadionu i wydarzenia warszawskie roku 1794 , choć obracające się wokół konopnej pętli - są nieporównywalne; wrzask jednak podniósł się teraz ogromny. To było tylko nawiązanie do czegoś znanego z historii - bo przecież nie groźba, zapowiedź czy sugestia; raczej napomnienie. Burzliwa reakcja wydaje się dowodzić istnienia świadomości tego, że bywają sytuacje, w których nagłe wezwanie do rozliczenia okazuje się nieodwołalne. To i dobrze.
Inne tematy w dziale Polityka