Grzegorz Schetyna obwieścił ostatnio, że są sprawy, których on będzie "bronić w sposób fundamentalny". Specyficzna polszczyzna Przewodniczącego ma tę zaletę, że zmusza do myślenia - bo zrozumieć, co mówi - to tak z marszu się nie da. No, więc zastanowiłem się, szczególnie nad dalszym ciągiem wypowiedzi, w której padła przechwałka: "potrafimy twardo zbudować antytezę do rządów PiS". Twardo zbudować? Hmm... i antytezę do? Ze szkoły pamiętam, że coś tam może być antytezą czegoś, ale "do"?
Mniejsza o subtelności; dało się z tego wyrozumieć, że Przewodniczący broniąc pewnych spraw "w sposób fundamentalny", ma przede wszystkim zamiar odebrać PiS-owi władzę. Że tymi sprawami będą: Trybunał, demokracja, wolność i przynależność do Unii - to oczywiste; niczego innego nie powtarza cały zjednoczony Nowoczesny Kod Obywatelski i powtarzać nie przestanie mimo kompletnego oderwania od realiów i sensu. Ale żeby na tym budować rozsądne plany? Patrzaj końca! - takiej przestrogi zwykło się dawniej udzielać nierozsądnie zapowiadającym, czego to dokonają. Schetyna i inni końca nie patrzą, a nie powinien on wydawać się tak oczywisty i pomyślny; przekonać obywateli do konieczności obrony tych wymienionych spraw będzie trudno, bo bardziej zorientowani w sprawach publicznych wiedzą, jak rzeczy się mają i że bronienie tego, co niezagrożone, jest wbrew rozsądkowi - a mniej w tych sprawach otrzaskani i nie bardzo się polityką interesujący będą woleli policzyć, ile też im w portfelach przybywa po kolejnych posunięciach władzy. Jeszcze jeden milionowy marsz - może drugi i trzeci, a pisk Myszek Agresorek zacznie stawać się cieńszy i cieńszy, czerwone portki trybuna wypłowieją a uzębienie gościa znanego z braku litości przestanie być olśniewające i może się nawet wykruszy; normalna kolej rzeczy - nieuchronny upływ czasu, zmęczenie materiału i znudzenie. Wszystko to może nadejść szybciej, niż dziś by się mogło wydawać. Tak to pewnie będzie wyglądało i taki chyba rysuje sie koniec, bo nawet nadzieja na obcą pomoc zaczyna słabnąć. Być może sprawy mogłyby poukładać się inaczej, ale warunek jest oczywisty: ta "fundamentalna" obrona musiałaby dotyczyć spraw całkiem innych - o ile by się je, rzecz jasna, znalazło. Na razie - nie znajduje tego ani Schetyna, ani ta cała reszta. No i bardzo dobrze; jeśli o mnie idzie, tak to może pozostać.
Ale - żeby nie chwalić dnia przed wieczorem; wszystko może się zdarzyć - i trafi się na przykład tak, że ci tam nowocześni, obywatelscy i zakodowani przejmą władzę. Nie - na pewno nie będzie to skutek "fundamentalnej obrony" demokracji etc.; być może po prostu liczba głosów nieważnych w wyborach osiągnie jakieś 40% - i wystarczy. Co wtedy? Ano, pora przyszłaby na zapowiedzianą "antytezę do rządów PiS". I tu rozwodzić się nie ma nad czym; wszystko byłoby inaczej, niż zaczyna być teraz - a dokładnie tak samo, jak było. Mówiąc o sprawach najprostszych: 500+ - do widzenia, bo to ruina; przestańcie myśleć o powrocie do wieku emerytalnego sprzed wydłużenia i dajcie sobie spokój, ludziska, z oczekiwaniem na podwyższenie kwoty wolnej; w ogóle - zapomnijcie o nadziejach na uporządkowanie państwa. Podatku bankowego nie będzie, ściąganie VAT-u pozostanie, jak jest - a ci od Amber odetchną spokojniej. Kupa kamieni trochę urośnie, a kto wie - te dwa towarzyszące jej elementy, może też.
Takie to sposoby obmyślił Grzegorz Schetyna, aby skaptować zwolenników; ubrał to w słowa nie całkiem jasne - coś tam "fundamentalnego", jakaś tam "antyteza"... jedno trzeba przyznać: nie poszedł na łatwiznę - bo wychodzi na to, że próbuje zjednać ludzi obiecując nie poprawę - a pogorszenie, nie dźwignięcie - a upadek, nie pójście naprzód - a cofnięcie. Cóż - powodzenia!
Inne tematy w dziale Polityka