Poseł Kierwiński (PO) zachęcony do wypowiedzi na temat 500+ wygarnął: - premier Szydło oznajmia, że złożono 120 000 wniosków, a nic nie mówi o dwóch milionach wykluczonych! Ciut później redaktor Stasiński w trakcie rozmowy o TK dzieli się odkryciem, że Jarosław Kaczyński uwielbia Orbana. A poczekawszy niewiele, słyszę od redaktor Wielowiejskiej, iż wcale nie jest pewne, że awanturę w kościele Św. Anny należy uznać za zakłócenie spokoju domu modlitwy, bo to było podczas czytania listu (czy oświadczenia), a nie - odprawiania modłów. Te rozstrzelone tematycznie i pochodzące od różnych osób wypowiedzi coś łączy - to mianowicie, że płyną z jednej tylko strony tzw. dyskursu politycznego, a także to, iż zawierają nad wyraz wyrównany ładunek intelektualny; żeby być precyzyjnym - ładunek o wadze czy objętości wahającej się w okolicy zera. Odnosić się do tych wypowiedzi merytorycznie - nie bardzo jest jak, bo to by znaczyło, że w tych wybłyskach poselskiego czy dziennikarskiego geniuszu dostrzega się coś więcej, niż tylko bezmyślne odklepywanie fraz znanych już z innych okazji. Ale zostawić tak zupełnie bez czegoś w rodzaju komentarza - trochę trudno. Kierwińskiemu w wylewaniu krokodylich łez nad rzekomo wykluczonymi nic a nic nie przeszkadza to, że z uczestniczenia w sensownym podziale dóbr jego partia wykluczyła wszystkich poza swoimi. Stasińskim nie kieruje żaden inny cel, niż - w braku rozsądnych argumentów - chęć przynajmniej ośmieszenia przeciwnika; chęć, nawiasem mówiąc, realizowana ze skutkiem żadnym. Z tego, co mówi pani Wielowiejska może wynikać. że zdecydowanie godne byłyby potępienia te niedzielne ekscesy, gdyby miały miejsce podczas np. Komunii Świętej; a tak - to sprawa pewnie nie jest całkiem jednoznaczna.
Wypowiedzi w sumie błahe, a postacie nie najciekawsze i nie z pierwszego rzędu, można by więc darować sobie poświęcanie im uwagi - ale one akurat nawinęły mi się pod rękę. Piszę o tym wszystkim dlatego, że wrażenie, jakie wynoszę z wysłuchiwania takich i podobnych wynurzeń płynących ze strony całkowicie mi co do przekonań przeciwnej, utrwala się u mnie coraz mocniej w takiej postaci: - to słabość i cienizna. To chyba nie skutek mojego uprzedzenia, bo spójrzmy na sprawę tak: w kwestiach dotyczących tego, co teraz wydaje się być najważniejsze - 500+, TK, dyskusja o aborcji - padają wypowiedzi cieniutkie, miałkie i do debaty niczego nie wnoszące. A rzecz nie ogranicza się do tych trzech wymienionych osób; ten styl i ten poziom po tamtej stronie wydają się powszechne. A co, czy nie słyszymy co jakiś czas wcale bardziej nie błyszczących - nie wyliczając zbyt wielu - Neumanna, Petru czy Schetyny? Nie wspominając już Niesiołowskiego. Nie znajdzie się bodaj nikt zdolny do wykrzesania czegoś w miarę strawnego; bo przecież chyba nie Hartman, Sadurski czy kto tam jeszcze. U wszystkich to samo: argumentacja słabiutka lub całkowicie chybiona, a za to nieprzebieranie w środkach i zaangażowanie - silne. Szukając wyjaśnienia tego stanu rzeczy można się zastanawiać: to skutek braku zdolności do wejścia na jaki taki poziom, występującego u tych wymienionych i innych, próbujących cokolwiek działaniom prawej strony przeciwstawić - czy obiektywna niemożność znalezienia w tym celu sensownych kontrargumentów. Może jedno i drugie.
Inne tematy w dziale Polityka