Rozmaitości kiedyś zasłyszane czy przeczytane siedzą sobie spokojnie w pamięci, uśpione przez upływ czasu, dopóki nie rozjarzą się światełkiem przypomnienia zapalonym przez coś, co wydarza się teraz. W mojej pamięci takim światełkiem pali się od paru dni "Wspólny pokój" i to, co tam kiedyś przeczytałem; w gwałtownej sprzeczce jeden z mieszkańców tego pokoju krzyczy do drugiego: - "Milcz pan, milcz - bo za daleko się posuwasz, bydlę przeklęte!" Czytałem to dawno, a dlaczego zapamiętałem? Pewnie dlatego, że po pierwsze - konstrukcja tego jest niezwykła i zaskakująca: zaczyna się spokojnie, a potem - nagły skok napięcia i brutalne zakończenie, od którego silniejszy mógłby być już tylko cios. A po drugie - dlatego, że być może Uniłowski ustami jednego z bohaterów chciał wyrazić przekonanie, iż są granice, po przekroczeniu których reakcja może być nieoczekiwanie gwałtowna i ostra. Tak to rozumiem.
Od kilku dni odnoszę wrażenie, że granice przekraczane są nieustannie i co rusz ten, czy ów posuwa się za daleko. Różnie to wszystko daje się oceniać: jeśli pewien ważny do niedawna działacz PO czy dość głośna pani profesor - nie oni jedni zresztą - twierdzą, że Prezydent złamał Konstytucję i należy mu się za to Trybunał Stanu - to nie przekraczają granic tego, co im wolno; jak powiada ludowe porzekadło - "Wolno Kurcie szczekać i na Mękę Pańską!" Oni po prostu posuwają się za daleko. Ale jeżeli jeden czy drugi sędzia Trybunału Konstytucyjnego pozwala sobie na wygłaszanie w todze i za stołem kwestii, do których nie uprawnia go jego umocowanie określone przez Konstytucję - to przekracza granice tego, co mu wolno, a więc - prawa; tym samym również posuwa się za daleko. Kiedy jakiś facet ostatnio niebywale wzięty, jako polityk - choć o stopniu pojmowania spraw państwa nie wyższym, niż poziom rozumienia rachunku różniczkowego u przedszkolaka - ogłasza, że w obronie zagrożonej demokracji wyprowadzi ludzi na ulicę, dając im, jak się zdaje, zarobić parę złotych - przekracza tym samym granice wyłącznie zdrowego rozsądku, bo jak pogodzić wolność wykrzykiwania po ulicach bzdur przeciw władzy - z pretensjami o brak demokracji? To akurat jest śmieszne, choć i on posuwa się za daleko - ale co powiedzieć o Prezesie Trybunału knującym z Prezydentem i rządzącą partią co zrobić, żeby pogrążyć przeciwnika? Powiedzieć, że to przekroczenie prawa - a więc granic zdawałoby się nieprzekraczalnych - to powiedzieć o wiele za mało. Prosiłaby się chyba reakcja, jak to się wcześniej napisało - "gwałtowna i ostra".
To, że polityka nie jest zabawą wyłącznie dla grzecznych chłopców i dziewcząt - rozumiemy i jak się zdaje - skłonni jesteśmy okazywać wyrozumiałość dla krętactwa i mijania się z prawdą; w pewnych uznanych za rozsądne granicach - rzecz jasna. Co jednak zrobić, gdy te granice są na skalę masową przekraczane i podnoszące teraz alarm towarzystwo utrzymuje, iż chodzi mu o - uśmiać się można - demokrację? Niechże mówią jasno, że idzie o obronę własnych pozycji i tych pieniędzy, które od przyszłego roku zaczną iść na realizację zapowiedzianego programu PiS - a mogłyby spokojnie pozostać w kieszeniach nie płacących, jak dotąd, podatków. I co powiedzieć, kiedy jakiś przerośnięty mecenas zaczyna snuć o potrzebie powstania fundacji mającej wspierać ludzi, których PiS niechybnie zacznie zaraz prześladować? Chyba tylko: milcz pan, milcz - bo za daleko się posuwasz... litościwie nie kończmy.
Inne tematy w dziale Polityka