Objawiłbym głęboką naiwność wyrażając oburzenie z tego powodu, że się mnie próbuje oszukać; powszechność pochodzących zewsząd tego rodzaju zakusów każe na nią nieco zobojętnieć. Nie oburzam się, bo przywykłem, a ponadto roztropność, którą sobie w swoim zadufaniu przypisuję pozwala mi unikać wpadania w rozmaite zastawiane na mnie sidła. Nie mam też pretensji, kiedy zdarzy mi się wpaść, chyba - do siebie, że dałem się przechytrzyć sprytniejszemu. To dotyczy też polityki - może zresztą bardziej nawet, niż innych spraw. Wiadomo, nie uprawiają jej na ogół aniołki machające śnieżnymi skrzydełkami wśród równie białych chmurek, ale wśród wielu przeciętnie tylko uzdolnionych do krętactwa - również tacy, których u nas dostatek, a których wymieniać z nazwiska hadko. Krótko mówiąc - wkurzam się, jeśli adresowane są do mnie prymitywne próby oszukańcze, bo również i w tym wymagam elementarnego poziomu.
W gorącej obecnie sprawie wkurzają mnie szczególnie te wypowiedzi, które niby nie atakując wprost - coś tam jednak zarzucają, udając obiektywizm - mówią półprawdy. To już wolę, jeśli ktoś wali wprost, bo wtedy można podjąć dyskusję czy spór i zażądać dowodów lub argumentów. Kiedy Bronisław Komorowski powiada, że zagrożony jest dorobek 26 lat wolności - to można odpowiedzieć, że z różnych perspektyw ten dorobek wygląda rozmaicie, a złośliwiej rzecz ujmując - że oby on nie sprowadzał się do tego, co było w znanej willi, a czego już nie ma. Gdzieś tam pewnie z tego jakiś dorobek pozostał, bo nic przecież nie ginie bez śladu. Podobnie - zauważony przez profesora Zolla "marsz w kierunku dyktatury" - łatwo okaże się tylko zmierzaniem do wzmocnienia państwa i niczym więcej, bo jaki argument dla wzmocnienia swego twierdzenia mógłby szanowny prawnik przywołać - pewnie i on sam nie bardzo wie.
Takie ataki przyjmuję nie obruszając się - między innymi dlatego, że zmuszają atakującego do wyraźnego określenia się; poniekąd - do podniesienia przyłbicy i wystawienia na kontrę. Żeby tylko jeden z drugim nie kończyli sprawy na swobodnym, choć dramatycznym rzuceniu paru zdań, a chcieli do tego podjąć jakąś ich wymianę! Nie cierpię natomiast tego, co bywa działaniem nie frontalnym: niby nie judzenie - a zatroskanie, nie zdecydowane kłamstwo - a ominięcie prawdy. Także - przypisywanie małym sprawom wyolbrzymionego i wypaczonego znaczenia; jednym słowem - wślizgiwanie się do świadomości obywateli przy pomocy technik i poczynań nie mających nic wspólnego z istotą rzeczy.
Słucham dziś do znudzenia, że PiS przyjęło uchwały "pod osłoną nocy"; zagranie tak prymitywne, że aż żałosne w swej czytelności: wiadomo, jakie rzezimieszki potrzebują tej osłony dla swoich poczynań; myślcie, szanowni obywatele, o posłach PiS jak o złodziejach i bandytach! Że praca sejmu jest czytelne i dostępna oglądaniu niezależnie od pory - to nie jest żadna przeszkoda dla, pożal się Boże, polityków i żurnalistów, aby w ten właśnie sposób ozór wystrzępiać. Cóż, łatwiej tak, niż znaleźć istotny argument. Podobnie, jak wykrzykiwać, że "PiS robi to samo, co PO"; to właśnie uczyniła jakaś egzaltowana, a jednocześnie nowoczesna panienka - nie bacząc na tkwiącą w jej wynurzeniu sprzeczność: że owszem, Platforma wcześniej wykonała skok na TK, ale wara PiS-owi do naprawiania skutków; niech już raczej Platforma spożywa spokojnie frukta swojego przekrętu. Gdzie logika, gdzie sens? Ten właśnie coraz powszechniejszy, a nachalnie wciskany brak sensu mnie wkurza.
Inne tematy w dziale Polityka