Jeszcze w kampanii wyborczej usłyszałem od znajomej osoby, przedtem twardej zwolenniczki PO: - trzeba przyznać, że jak ten Petru coś powie - to rozsądnie. Zabrzmiało to, jak w znanym wierszyku: "Jak coś powiem - to roztropnie!" - i choć było zrozumiałe u kogoś przybitego objawiajacą się coraz dobitniej miałkością dokonań, niezgulstwem i niezbornością działań ukochanej do niedawna partii i poszukującego rozpaczliwie, o co by tu zaczepić swoje domagające się jakiejkolwiek realizacji poczucie obywatelskości - wprawiło mnie w lekkie osłupienie; rozsądnie - to był termin, którego użyłbym w odniesieniu do wyżej wspomnianego na ostatnim miejscu spośród wszystkich dostępnych, a najchętniej - wcale. Zmilczałem jednak kładąc to moje milczenie na ołtarzu dobrych stosunków towarzyskich, a także nie wróżąc temu marnemu moim zdaniem materiałowi na polityka sukcesu - po co więc było strzępić ozór? Cóż, pomyliłem się; nie pierwszy raz zresztą, ale chyba nie co do wartości tego materiału - a co do sukcesu, bo ten się niewątpliwie objawił. Z drobnym zastrzeżeniem, że zależy, jak kto go rozumie. Ale tak, czy owak - sukces pewnie jest, bo nawet ja - niezbyt zajadły obserwator sceny politycznej za pośrednictwem ekranu TV - widzę i słyszę tego lidera całkiem nowej a do tego nowoczesnej partii co rusz. Może to trochę wyglądać na balonik, raz dobrze nadmuchany i podtrzymywany umiejętnymi dmuchnięciami, swobodnie bujający w przestrzeni politycznej; może i pryśnie, jak bańka o szmat głazu - ale póki co, buja - i dziś, włączywszy telewizor na pół godziny zobaczyłem go aż trzy razy. Co z tego zostało mi w głowie? Nic prawie, bo tak teraz - jak i w kampanii pan Ryszard obdarza słuchaczy banałami w najlepszym razie nie budzącymi sprzeciwu, choć czasami niestrawnymi; tak jest przynajmniej moim zdaniem. Nie mam wygórowanych wymagań względem polityków, że niby - co wypowiedź - to odkrycie. Może być powtarzanie prawd ogólnie znanych, ale w trafnym zestawieniu z uwarunkowaniami wszelkiego rodzaju, z potrzebami narodu i państwa; to wystarczy - a tego właśnie u pana Ryszarda ani widu, ani słychu.
To, co dziś usłyszałem, to były wypowiedzi krótkie: jedno - dwuzdaniowe. Między innymi - coś o niecierpliwych kolegach z PiS-u (???). I gdyby się zastanowić - dlaczego tak skromne, to odpowiedź narzuca się jedna: z tego, co mówi - czyhający z kamerą na modnego polityka dziennikarz jest w stanie wyłowić tylko tyle od biedy nadającego się do upowszechnienia; czy nie może istnieć uzasadnione przypuszczenie, że reszta, jeśli jakaś jest - to cienizna, jałowość albo i bełkot - taki, jak na przykład ten zacytowany przez kogoś na Twiterze, z którego wynikałoby, że Piłsudski dokonał zamachu po 1935. Takie to niewiarygodne, że wolę zastrzec: relata refero.
Ale i to, co na własne uszy słyszałem - też niezłe: "Nie rozumiem tego, co mówi Beata Szydło!" A rozumieć należałoby; próba dyskredytowania przeciwnika poprzez deklarowanie niemożności zrozumienia tego, co on powiada - to zabieg żałosny i dający się skwitować banalnym porównaniem do strzału we własną stopę. Taka kokieteria, że niby - patrzcie, takim mądry, że aż nie mogę tych bredni pojąć - nie musi trafiać do przekonania i aż prosi się o reakcję: a to poszukam takiego, co rozumie - a ty, Petru, nie truj!
Ryszard Petru udowadnia, że może wypowiadać się o wszystkim: o gospodarce, polityce, uchodźcach, teatrze i o czym tam jeszcze. To i dobrze. Nie mogę tylko oprzeć się przekonaniu, że do wszystkich tych spraw powinien dołączać to krótkie i niezamierzenie szczere wyznanie: nie rozumiem.
Inne tematy w dziale Polityka