Tytuł poniekąd pożyczyłem, albo ukradłem od rosyjskiego klasyka i choć wielu - nie bez racji - może utrzymywać, iż zestawienie telewizji z myśleniem trąci nadużyciem, ja będę trwał przy zdaniu, że skoro dla tego Rosjanina miejscem dobrym do rozmyślania był paradny podjazd - to i telewizor też się nienajgorzej nada.
Ostatnio, co tylko włączę to urządzenie, wylewają się z niego szerokim strumieniem czy wezbraną falą opinie, pretensje, zarzuty i żądania naznaczone jedną wspólną cechą: niecierpliwość; tak przynajmniej ja to odbieram. Ta niecierpliwość dotyczy - przynajmniej na tyle, na ile byłem zdolny, aby drogą rozmyślań rzecz rozpoznać i ocenić - dwóch spraw. Pierwsza - dlaczego dotąd nie ogłoszono składu rządu? Nie zabierałbym się za komentowanie, gdyby to pytanie miało jakikolwiek sens. Ale nie ma - i nie idzie mi o udowadnianie rzeczy oczywistych: że od wyborów mijają dopiero dwa tygodnie, że oficjalne wyniki ogłoszono parę dni później - i tak dalej... To wszyscy dobrze wiemy i te fakty ani trochę nie przeszkadzają w nieustannym jazgocie: dlaczego jeszcze nie?! Idzie mi o coś zupełnie innego: to natarczywe dopytywanie się pochodzi nie od tych, którzy przestępują z nogi na nogę nie mogąc doczekać się upragnionych rządów popieranej przez siebie formacji - a od osobników o nastawieniu wprost przeciwnym; od wszystkich, którzy za każdy dodatkowy tydzień trwania ich rządów powinni Panu Bogu dziękować i stanowczo nie śpieszyć się do przekazywania kierownicy. Że rozsądniejsze od tego natarczywego: kiedy wreszcie? - byłoby utrzymywanie, iż żadnego pośpiechu nie ma i Platforma może kontynuować swoje pasmo sukcesów aż do możliwie najpóźniejszego powstania nowego rządu - udowadniać nie trzeba; nie mówiąc już o tym, że im później, tym większa jest szansa przysypania tego i owego piaskiem albo puszczenia z dymem.
A sprawa druga, też tą niecierpliwością naznaczona - to przedwyborcze obietnice PiS i Prezydenta. Wszystkie, jak doskonale wiemy - bo nam to wytrwale wbijano w głowy - mają doprowadzić do katastrofy i po ich spełnieniu Polska będzie miała szczęście spadłszy do poziomu tylko Grecji, bo może być i gorzej. Na rozum więc biorąc wszyscy czujący ciężar odpowiedzialności za państwo, a więc politycy krytykujący te zamiary przede wszystkim, powinni życzyć sobie nie czegoś innego, jak tylko niedotrzymania tych rujnujących zapowiedzi. To wydawałoby się logiczne, tymczasem - nie; nie daje się o obietnicach zapomnieć i nie ma dnia, żeby nie padały ponaglające pytania w rodzaju: kiedy pierwsza wypłata? - albo coś w tym guście. To jak to jest: widzimy grożącą ruinę - i jednocześnie mamy za złe, że te zgubne działania jeszcze nie zostały podjęte? Trochę to wszystko niezborne - podobnie, jak wiele działań tej schodzacej formacji, w której - jak się ostatnio dowiedziałem z ust pewnego ministra olśniewającego uzębieniem i uśmiechem nie zawsze na miejscu - obowiązywały i obowiązują standardy. Jakie - tego nie doprecyzował, więc mam prawo pozostać przy skojarzeniu ze standardami opisanymi kiedyś przez pewnego polityka SLD w pamiętnym sms-ie: "Chwała naszym kolegom, ch..e - precz!"; tak mi jakoś jedno do drugiego przystaje.
A wracając do rzeczy: dobra - wiem, że to nie niecierpliwość powoduje nimi wszystkimi - Tomczykiem, Grupiński, Szejnfeldem i innymi, których nie sposób wymienić. To rozpaczliwa sytuacja odbiera zdolność rozeznania w realiach i każe trwać przy taktyce, która jakiś czas temu przestała być skuteczna i wydarzenia ostatnich miesięcy dowodnie wykazały, że bezrozumna napastliwość, jako środek walki politycznej kompletnie się wypaliła. Szczególnie - napastliwość nie poparta czymkolwiek istotnie znaczącym i w dodatku, w wykonaniu poszczególnych harcowników - monotonnie powtarzalna, operująca identycznymi chwytami i przez to nieznośnie już nudna. Ot, spróbował się z tej monotonii wyłamać senator Abgarowicz błysnąwszy stwierdzeniem, że to, co się z tworzeniem rządu dzieje - jest obelżywe; powtórzył to z lubością kilkakroć i choć nie całkiem wiadomo, czego lub kogo ta obelżywość miałaby dotyczyć - nie sposób zaprzeczyć, że starał się być oryginalny. A Adam Szejnfeld przypomniał o swoim istnieniu czymś takim: - nie jesteście przygotowani do rządzenia, ale mam nadzieję, że jak przyjdzie czas, to pokażecie, że umiecie rządzić. Więc jak - nie jesteście przygotowani, ale mam nadzieję? Że wyszło bez sensu - to widać; ot, coś, co się mówi, bo podstawiono mikrofon - a tu w głowie pustka nie pozwalająca na wyciągnięcie gotowej, uniwersalnej i bezpiecznej kwestii. Bezpiecznej, bo nie zatrącającej o "umiejętność rządzenia"; tego na miejscu przedstawiciela Platformy raczej bym nie dotykał.
O takich to mało ekscytujacych, ale czasami niezamierzenie zabawnych sprawach zdarzało mi się ostatnio rozmyślać przed telewizorem. No, może "rozmyślania" - to za wielkie słowo.
Inne tematy w dziale Polityka