Ostatnio Ewa Kopacz oskarżyła PiS, a Jarosława Kaczyńskiego w szczególności o ksenofobię. Jeżeli to oskarżenie chciałaby rozszerzyć i na mnie - to nie protestuję. Tak, jestem ksenofobem i wcale się tego nie wstydzę, bo uważam, że nie ma czego. Znajomość greki nie jest w naszych czasach powszechna, ale przecież wystarczająca, aby wiedzieć, że to słowo służące za pałkę do okładania przeciwnika politycznego, poniżania go i wykazywania jego moralnej marnośći używane jest niezgodnie z jego znaczeniem. Wiemy przecież: fobos - to strach, lęk, obawa. Przyjęło się jednak, że ksenofobia - to nie lęk przed obcymi, ale niechęć do nich. Nie całkiem się z tym zgadzam, ale niech tam - daleko jednak do tego, abyśmy mieli się zgodzić na znaczenie bliskie, jak się wydaje, pani premier i tym, co za nią powtarzają: że nienawiść i wrogość. Agorafobia to przecież nie nienawiść do otwartej przestrzeni, a lęk przed nią - prawda?
Lęk, obawa przed obcym - to coś najbardziej naturalnego; dzieciom powiadamy: - nie rozmawiaj z obcymi! Obcemu nie ufamy, bo nie wiemy, kto to - ale to się może zmienić po bliższym poznaniu. A co począć, gdy wiemy, że on jest obcy nie tylko w tym najbardziej potocznym znaczeniu - ale że najzupełniej obce, a więc nieakceptowalne są jego obyczaje, zasady, cele i interesy? Otóż to właśnie.
Nawet wtedy, gdy się ma do czynienia z obcym w tym najprostszym znaczeniu, ostrożność i odrobina rezerwy czy nawet lęku jest dowodem rozsądku; nie bez powodu mądrość ludowa wyprodukowała przypowiastkę o poczciwym, a nieroztropnym osobniku, co postanowił ogrzać na piersi i odchuchać przymarzniętą żmiję nie upewniwszy się, z czym dokładnie ma do czynienia. Nieroztropny, bo przygarnął obcego, którego należycie nie poznał.
Sytuacja, z którą mamy teraz do czynienia wygląda tak: pojawia się ksenos (a właściwie - ksenoi, bo dużo ich!) nie zapraszany i nie zapytawszy o zgodę. Już to wystarcza, aby jako reakcja u rozsądnego człowieka pojawił się fobos. Strach! W dodatku wiemy, z jakiego świata ów ksenos przychodzi i że ten świat jest nam skrajnie obcy; tam, na przykład, można ukamienować niewierną żonę, a obcinanie głów przychodzi łatwo. Upraszczam trochę i nie wymieniam wszystkiego, ale to wystarcza za ilustracją kompletnej obcości obyczaju. Wiem, że nie wszyscy kamienują i robią kęsim, ale ci, co przychodzą - próbują przenieść się z tego swojego świata do naszego nie z powodu panującego tam obyczaju i nie od niego uciekają. Oni swój obyczaj zabierają ze sobą i będą go kultywować wbrew obyczajowi, a nierzadko i prawom naszego świata. I w sprzyjających warunkach postarają się, jak uczy doświadczenie, narzucić go nam; widać przecież, że ta niechciana wizyta objawia cechy niezłej organizacji i że narzucanie nam tego, czego nie chcemy trwa już w najlepsze.
Ksenofobia rozumiana nie tak, jak chcą niektórzy - ale prawidłowo, jako obawa przed czymś, co jest dla nas kompletnie obce i nieprzyjazne, a tym samym groźne - podpowiada potrzebę rozsądku i rozwagi. Pani premier - powtarzam, jestem ksenofobem; robienie mi z tego zarzutu, to trafianie kulą w płot.
Inne tematy w dziale Polityka