Zazwyczaj człowiek, któremu przydarzy się coś z lekka wstydliwego lub nienajwyższych lotów, nie chwali się tym , a w każdym razie - nie pcha ludziom przed oczy. Byłem zawsze przekonany, że to reguła - ale dziś to moje przekonanie uległo silnemu zachwianiu, żeby nie rzec - legło w gruzach, bo w telewizorze zobaczyłem ludzi tej regule swoim zachowaniem przeczących. Kilkanaście osób pochwaliło się mianowicie, że zagłosuje na Bronisława Komorowskiego.
Można oczywiście twierdzić, że skoro coś robisz - to się tego nie wstydź; nie da się jednak zaprzeczyć, że lepiej nie robić tego, czego by się potem wstydzić należało. A wstydzić się trzeba - między innymi, a może i przede wszystkim - działań mało estetycznych. Deklarowanie, że się zagłosuje na osobę kojarzącą się z estetyką w sposób nie nachalny, jak to jest w przypadku BK, skłonny jestem uznać za mało eleganckie - a tym samym z estetyką na bakier. Co u tej osoby uważam za nieestetyczne ? - mnóstwo, a choćby to: skłonność do popisywania się brakami w wykształceniu, uchybienia wobec zasad kindersztuby, ociosanie tylko z grubsza; nie odkrywam Ameryki. Nie trącam tego, co związane z polityką.
Wydaje się, że szczególną wrażliwość na wszystko, co się z estetyką wiąże i kojarzy powinni objawiać ludzie sztuki. Tymczasem w tej kilkunastoosobowej grupie właśnie oni byli najliczniejsi: Gajos, Łukaszewicz, Wajda, Zagajewski, Penderecki, pewien muzyk jazzowy (nazwiska nie zapamiętałem), Materna (a tu to chyba przesadziłem z tym łączeniem ze sztuką). Objaśnienie tego fenomenu nie musi być wcale kłopotliwe: po pierwsze - można najwyraźniej uznać, że bywają sprawy od estetyki ważniejsze, a po drugie - nie od rzeczy będzie wspomnieć, że wśród ludzi sztuki nierzadka bywała w przeszłości skłonność, aby władzę kochać; najlepiej ze wzajemnością.
Rzecz całą daje się też oglądać z takiej strony: poparcie daje się komuś, z kim dzieli się poglądy i z kim się ma podobne przekonania. Podobne ... właśnie, jako podobieństwo można określić ten związek między popierającym i popieranym; nie fizyczne, rzecz jasna - ale w tej sferze istotniejszej, choć mniej uchwytnej. Popierając mówi się coś o sobie, a mianowicie - o swoim choćby ograniczonym podobieństwie do popieranego. Mniej więcej w tym samym czasie, co tych wymienionych z nazwiska zobaczyłem Stefana Niesiołowskiego, który też Komorowskiego popierał snując coś o zwojach mózgowych Kaczyńskiego (estetyka, jak wszyscy diabli !). Że Niesiołowski jest do Komorowskiego podobny - to dla mnie żadne odkrycie; ale że Gajos, albo taki Łukaszewicz ? Co zrobić - tak wynika z mojego wywodu, który oczywiście słuszny być nie musi, ale ja - w braku lepszego - będę się go trzymał; nawet, jeśli rozwijając go można by dojść do przekonania, że podobieństwo Gajosa do Niesiołowskiego nie jest sprawą tak absurdalną, jak mogłoby się wydawać.
Inne tematy w dziale Polityka