Sympatyczny pan Makłowicz sprawił, że dosłownie wysiadłem usłyszawszy w telewizorze, jak po przyrządzeniu czegoś smakowitego oświadczył, że "dobra kuchnia łączy ludzi, a nie dzieli". Wysiadłem, bo chwilę przedtem na tym samym ekranie obejrzałem reklamę mówiącą, że "Play łączy wszystkich" - a jeszcze wcześniej na pasku przeczytałem, co pragnie nam oznajmić prezydent: "Polacy chcą Polski, która łączy - a nie dzieli !".
Najwyraźniej coś wszystkich naszło z tym łączeniem, przeciwstawianym w dodatku dzieleniu - tak, jak by to nie było masło maślane. Ktoś uznał "łączenie" za wartość tak wyjątkową, że godną tego, aby ją pchać przed oczy wszystkim i przy każdej okazji, a nawet bez niej. Odmienianie na wszelkie możliwe sposoby czasownika "łączyć" i pochodzącego od niego rzeczownika, będące od dłuższego czasu znakiem firmowym obecnej prezydentury może w końcu spowodować wystąpienie nerwowych reakcji na całkiem nawet sensowne użycie tego słowa - i tak się stało w moim przypadku. Przecież zarówno Makłowicz, jak i Play użyli go w odniesieniu do konkretów i w sposób, któremu nie można niczego zarzucić - ale to właśnie przelało u mnie przez brzegi dzban wcześniej wypełniony wodolejstwem w postaci: "prezydent, który łączy - a nie dzieli" i wszelkich form pochodnych. Ta szczególna cecha przypisywana prezydentowi przez sprzyjających mu polityków i ludzi mediów wiąże się zresztą chyba nie tylko z pełnioną funkcją - ale jest też rysem charakterystycznym jego osobowości. Do dziś nie zapomniałem, jak niecałe pięć lat temu, w trakcie kampanii przed wyborami z ust znanej osobistości zdarzyło mi się usłyszeć zdanie: "Bronisław Komorowski ma wymierny dorobek w łączeniu Polaków." Łączył więc, kiedy nie był jeszcze prezydentem - i to w sposób niewątpliwy, bo wymierny; pewnie wieczorem nie mógł zasnąć, jeśli wcześniej paru przynajmniej ludzi nie połączył. Jak to robił i po co, informacji nie było; po prostu - tak już miał i tyle. Zainteresowanych tym, na czym polega ów dorobek w łączeniu i jak się da go wymierzyć mogę odesłać do autora tej wspomnianej wypowiedzi, która padła w wywiadzie udzielonym red. Szczepule z "Dziennika Bałtyckiego" przez pewnego specjalistę od parzystokopytnej rogacizny zapisanego w pamięci współczesnych traktatem o przyzwoitości. Nawiasem mówiąc - przypadek autora tego traktatu skłonił mnie do opowiedzenia się za słusznością tezy o potrzebie oddzielania dzieła od jego twórcy.
A wracając do "łączenia Polaków": bezkarna bezczelność tej frazy, mimo jej całkowitego bezsensu, jest serwowana obywatelom zapewne w przekonaniu, że "..ludzie to kupią, byle na chama, byle głośno, byle głupio !" Pewnie ten i ów kupi, choć śladowa przynajmniej odrobina refleksji musi doprowadzić do oczywistej konstatacji, że, jak dotąd, prezydentowi udało się połączyć małą kupkę ludzi przy czekoladowym potworku - i jeszcze mniejszą, choć za to złożoną z profesorów i generałów - na stanowiskach biurowych. Na Krakowskim Przedmieściu natomiast łączenie panu prezydentowi jakoś nie wyszło - tam, przy jego aktywnym udziale dokonał sie proces raczej odwrotny. Ten nijaki, wbrew głośnej propagandzie, dorobek w łączeniu Polaków bierze się zapewne stąd, że ludzi nie udaje się łączyć ot, tak sobie; wypadało by im powiedzieć, w jakiej sprawie i po co. Zachęcanie do łączenia się bez pokazania celu - to jak domaganie się kredytu, na który nie ma zabezpieczenia: połączcie sie pod moim przywództwem, a potem zobaczymy !
To się raczej nie uda; mało jest prawdopodobne połączenie się obywateli wokół osobnika nawet postrzeganego, być może, jako swój chłop - rubaszny, umiarkowanie kumaty, z rozczulajacymi mankamentami w wykształceniu i obyczajach - ot, uśredniony obywatel. Prędzej może się to dokonać wokół programu, celu, hasła, idei. A najlepiej - wokół odpowiedniego człowieka i idei. Bronisław Komorowski - i idea ? Hm... odważne zestawienie.
Inne tematy w dziale Polityka