Nie zadawałbym tego pytania, bo co do kwestii, w jakim kierunku zmierzamy zdanie mam wyrobione - ale jakieś parę dni temu pani premier ogłosiła, że za kilka lat znajdziemy się w dwudziestce najbogatszych państw świata. Nie wstrząsnęło mną to, choć w najlepszym razie mogłaby to być przecież nawet pozycja jedenasta ! Nie wstrząsnęło, bo jestem dostatecznie wiekowy, aby pamiętać, że już dawno, dawno temu nasi wodzowie lokowali nas na miejscu dziesiątym - więc oświadczenie dr Ewy należałoby uznać za chwalebnie powściągliwe; inna sprawa, że równie wiarygodne. Ten brak silnego wrażenia bierze się też stąd, że pamiętam: "...ramię w ramię ... na metr głęboko ... " - i co ja poradzę na to, że ilekroć pani premier słucham, pamięć podsuwa mi takie zdanie z Bułhakowa: "...pannica, która od nieustannego łgania dostała już zeza".
Dobra, powie ktoś - ale czyjaś wiarygodność może być różna w różnych sprawach; w tym przypadku może być ok., bo pani premier swoje twierdzenie poparła pięciuset miliardami, które otrzymamy w najbliższym czasie z Unii. Zgoda, odpowiadam, dostaniemy - i ja tego nie kwestionuję, choć uwiera mnie takie objawianie swego rodzaju mentalności żebraczej. Będziemy mieli, bo ktoś nam da; nie - popracujemy, zarobimy i rozsądnie tym rozporządzimy. Ale uwiera też wątpliwość zasadzająca się na tym, że jak nam już dadzą, to czy coś sensownego z tego wyniknie ? Śmiem powątpiewać, a powątpiewanie bierze się z tego, że już co nieco dostaliśmy - i niczego szczególnie oszałamiającego to nie przyniosło. Rzecz w tym, że jako państwo toczymy się po równi, która jest pochyła z tendencją do zaginania się - i to bynajmniej nie w górę. I nie da się temu zaprzeczyć; takie jest moje najgłębsze przekonanie, a na jego poparcie mam między innymi to, co niedawno powiedział jeden z ministrów: że państwo istnieje teoretycznie - czyli, że go faktycznie nie ma. A ważniejsza od tej wypowiedzi wydaje się być taka oto wynikająca z niej obserwacja: ten minister nie objawiał zmartwienia takim stanem rzeczy i rozmawiając z tym drugim ważnym typem nie próbował znaleźć środka naprawczego; oni obaj kombinowali, jak przy pomocy naszych pieniędzy ten fatalny stan rzeczy przedłużyć i utrwalić swoją władzę w tym de facto nieistniejącym bycie politycznym. A niejako przy okazji zastanawiali się nad możliwością skubania "tłustych misiów"; państwo istnieje tylko w teorii, a ta teoria przekłada się na całkiem dla nich korzystną praktykę - i git.
Tak to wygląda w moim tzw. "oglądzie"; ma on oczywiście prawo być jednostronny, ale sprawdzenie go przy pomocy pytania zadanego kilku znanym mi twardym stronnikom władzy, brzmiącego: - co można w ostatnich latach zaliczyc jako sukces władzy i przy tym pożytek dla Polski ? - przyniosło wynik, moim zdaniem, całkowicie jednoznaczny. Odpowiedzi powtarzały się: przeprowadzenie państwa przez kryzys i wzmocnienie pozycji międzynarodowej - i byłyby całkiem niezłe, gdyby je pozostawić bez drążenia: cóż to za zwalczenie kryzysu, kończące się zwiększeniem długu, podwyższeniem opodatkowania, wydłużeniem wieku emerytalnego, położeniem łapy na pieniądzach z funduszu emerytalnego - przy jednoczesnym zastrzyku środków z zewnątrz ? I co to za wzmocnienie pozycji państwa; przecież nie idzie chyba o zajęcie przez naszego rodaka z Kaszub stanowiska nie dającego się traktować serio - przy jednoczesnym odwrocie od próby montowania bloku z państwami o zbieżnych doświadczeniach i podobnej sytuacji geopolitycznej - i przy nie przynoszących żadnego pożytku próbach płynięcia w głównym nurcie. Teraz te państwa, od których się odwróciliśmy szukają innych powiązań i innego oparcia.
Odpowiedzi naprawdę byłem ciekaw i trafiły się tylko takie; znaczy to chyba nic innego, jak oczywisty fakt, że lepszych po prostu nie ma. Chyba, że wziąć na serio zapewnienia prezydenta o tym, że on już od dawna realizuje to, co Duda właśnie ogłosił w swoim programie. Prezydent realizuje cokolwiek? - z jego dokonań zauważyłem ostatnio wejście butami na fotel w parlamencie japońskim.
A wracając do tytułowego pytania: nie będziemy bogaci, bo władza nie jest nastawiona na wzbogacanie całego państwa - a wyłącznie tej jego części, w której mieści się ona sama wraz ze swoją bazą. Będzie tak, jak choćby z autostradami: ciekawie byłoby dowiedzieć się, dokąd trafiła forsa stanowiąca różnicę między przesadnie wysokimi kosztami budowy - a słabymi wynikami finansowymi upadających firm wykonawczych; będzie tak, że znów wybudujemy coś horendalnie drogiego lub kupimy gadżet w rodzaju Pendolino. I o to szło tym podsłuchanym panom radzącym, jak sfinansować przedłużenie trwania władzy przy konfiturach.
A więc - nie wzbogacimy się, choć wzbogacą się nasi najlepsi przedstawiciele. Nie to jest jednak podstawowym zmartwieniem; takie rzeczy dają się odrobić. Trudniej odrobić podlegające fatalnej destrukcji sprawy z zakresu polityki międzynarodowej, obronności, praworządności, obyczaju - i inne z tej półki. Odrobić ? - na razie nieźle byłoby powstrzymać postępującą degrengoladę państwa. Równia pochyła, po której się zsuwamy jest stroma i wyprostowanie jej choćby do poziomu - rzecz jasna, nie przy tej władzy - to będzie wysiłek duży; miejmy wiarę, że wykonalny. Trochę nadziei na to nabrałem przyglądając się dziś w Sopocie biegowi dla uczczenia pamięci Żołnierzy wyklętych: młodość, patriotyzm, entuzjazm ! Może nie padniemy.
Inne tematy w dziale Polityka