CBA weszło do ZUS. Idzie o to, ze przetarg na coś tam, wart chyba sporo milionów przygotowano w sposób gwałcący regulacje zawarte w ustawie o zamówieniach publicznych. Jak zrozumiałem, poszło o rzecz w procedurze zamówień publicznych wręcz banalną, bo częstą: o ustawienie warunków przetargu (tzw. SIWZ) pod jednego, z góry upatrzonego oferenta, który nie jest pazerny i wyznaje zasadę, że jak Bozia daje zarobić - to się trzeba podzielić. CBA weszło, ileś tam osób zatrzymano, są lub będą przesłuchania - a wszystko to na podstawie podejrzeń; podejrzeń być może mocno uzasadnionych, ale na razie chyba nie dowiedzionych. W przypadkach takich, jak ten, podejrzenia pojawiają się wtedy, gdy okazuje się, że tylko jeden z możliwych oferentów jest w stanie spełnić warunki przetargu. Podejrzenia się pojawiają, bo taka sytuacja jest dość niezwykła - choć teoretycznie możliwa. To, że możliwa tylko teoretycznie i póki co nikt nie ma dowodów na to, że jest inaczej - nie przeszkadza, żeby CBA weszło. I teraz się zacznie: przesłuchania, sprawdzanie bilingów, zaglądanie do twardych dysków (proszę o wyrozumiałość dla naiwności moich wyobrażeń co do tych procedur) - a w efekcie najprawdopodobniej zostaną uzyskane dowody dokonania przekrętu.
Tak sie postępuje w sprawach stosunkowo banalnych. Paręnaście czy choćby parę milionów - to suma niemała i ja sobie nie mogę wyobrazić posiadania takiej kasy. To niemało, ale przecież to mały pikuś w porównaniu z milionami wydanymi na przeprowadzenie wyborów. A z kolei - pieniądze wydane na wybory, to rzecz bez znaczenia w zestawieniu z ich wagą, a szczególnie z kwestią ich uczciwości. Zmierzam do tego, że przekrętu banalnego, choć o niemałych wymiarach - nijak nie da się zestawić z tak doniosłym aktem obywatelskiej aktywności, jakim są wybory. W tym pierwszym przypadku - najprawdopodobniej jeden z konkurentów do uzyskania intratnego kontraktu poskarżył się, bo podejrzewał nieuczciwość; dowodów na stole nie mógł położyć. Tak to zwykle bywa. W drugim - wskazuje się na okoliczności niezwykłe i nie dające się w zgodzie ze zdrowym rozsądkiem wytłumaczyć; wydaje się, że oba przypadki winny być tak samo traktowane, bo przydarzają się w tym samym państwie. Dodajmy - praworządnym. A więc - chciałoby się, żeby tak, jak w pierwszym przypadku do roboty wzięły się stosowne służby - a dalej, to już zależy od wyniku tej roboty.
Dla myślących w ten sposób zderzenie z rzeczywistością jest bolesne: w pierwszym, banalnym przypadku - dla ruszenia machiny dochodzenia sprawiedliwości wystarczają podejrzenia, resztę ta machina dopowie sama. W przypadku drugim, zatrącającym o podstawy demokracji, praworządności, praw obywatelskich i czego tam jeszcze - fakt, że wszystkie okoliczności, których w obawie o zanudzenie nie warto kolejny raz wymieniać wydają się wołać o solidne dochodzenie - nie wystarcza do przedsięwzięcia czegokolwiek. - Pokażcie dowody ! - to jedyna odpowiedź na głosy zaniepokojonych możliwością dokonania wyborczego fałszerstwa. No, prawdę mówiąc, nie jedyna - mówi się jeszcze o szaleństwie podejrzewających fałszerstwo i o podpalaniu Polski. Chciałoby sie zaapelować do autora tej pierwszej tezy (co to, jakiś psychiatra - amator ?) o odrobinę wysiłku myślowego ukierunkowanego na rozważenie, czy nie jest prawdziwym szaleństwem bezzasadne, a autorytatywne negowanie możliwości popełnienia przekrętu i zacięta obrona przed sprawdzeniem, jak było naprawdę. A co do podpalania; prawdziwy pożar może wybuchnąć w wyniku łamania reguł demokracji, a nie z troski, niechby nawet przesadnej, o ich respektowanie.
I prezydent - i premier twardo bronią prawidłowości i rzetelności wyborów. Wypowiadają się, nie mogąc dodać: sprawdziliśmy i wiemy ! - tak, jakby zapominali, że żadna działalność ludzka nie może być uznana za tak doskonałą, że nie wymagającą sprawdzenia; co dopiero, gdy wątpliwości pchają się drzwiami i oknami. Ja nie dałbym głowy za nic, czego nie mógłbym sprawdzić i o czym nie mógłbym się upewnić; prezydent i premier najwyraźniej byliby gotowi głowy postawić. Od znajomej osoby usłyszałem coś takiego: - ponieważ jestem uczciwy, to nie przychodzą mi do głowy podejrzenia o fałszerstwo ! Może ten mechanizm działa również u wyżej wymienionych - i w tym objawia się ich moralna przewaga nade mną: podejrzewam, muszę więc chyba być krętaczem.
Wracając do: - "pokażcie dowody !" - dowodów na totalne fałszerstwo obywatele nie są w stanie przedstawić; do nich można byłoby ewentualnie dojść w wyniku śledztwa. Dowody na popełnienie jednostkowych przekrętów i uchybień - to margines, być może istotnie nie mający decydującego wpływu na ostateczny wynik. Moje - rzecz jasna, nie tylko - podejrzenia budzi nieprawdopodobna ilość głosów nieważnych oraz to, że w porównaniu z exit poll PiS-owi o tyle punktów spadło, o ile PSL-owi przybyło. Proszę to potraktować równie poważnie, jak podejrzenia tego faceta od ZUS-owskiego przetargu.
Inne tematy w dziale Polityka