Męczące mnie od dłuższego czasu poczucie nieprzystosowania do tego, co dzieje się w otoczeniu, ostatnio nasila się i przybiera postać coraz dotkliwszą. Wiem, część tego trzeba złożyć na karb nieuchronności związanej z wiekiem - i to nie ona dokucza mi najbardziej. To, że na przykład zmieniły się jakiś czas temu warunki wykonywania mojego zawodu - to, z mojego punktu widzenia, szkoda wprawdzie - ale szkoda dająca sie znieść. Bardziej lubiłem swoją pracę wtedy, kiedy ręka uzbrojona w ołówek czy rapidograf stanowiła naturalne przedłużenie mózgu - niż teraz, gdy nieuniknione, bo przez wszystkich akceptowane efekciarstwo wizualizacji komputerowych zastępuje niejednokrotnie prawdziwą jakość czy ideę. Ale z tym można się pogodzić i to nie uwiera nadmiernie. Trudniej już przyjąć, że to, co w sprawach towarzyszących wykonywaniu zawodu było kiedyś samo przez się zrozumiałe i oczywiste - teraz raptem zaczęło wymagać uporządkowania, spisania i musiało przybrać postać Kodeksu Etyki Zawodowej. O tempora ... - to już bez zajrzenia do ściągawki lub bryku nie jesteśmy w stanie rozsądzić w sumieniu, co jest przyzwoite, a co od tego odbiega ? Najwyraźniej - nie.
Świadomość pogarszania obyczaju, przykra wprawdzie, nie jest tak ostatecznie dołująca; narzekano na to zawsze - pamiętamy przecież: ".wszystko teraz spowszedniało, nabożeństwa bardzo mało !" Tak, biadolono nad upadkiem obyczajów zawsze; dużo wcześniej taki jeden pisał z rozrzewnieniem, że dawniej, to ".nie z bojaźni kary, lecz z własnej chęci człowiek cnoty strzegł i wiary". Co ja bym dał za to, żeby teraz tej cnoty strzeżono choćby z bojaźni !
Te smętne myśli zaczęły mi doskwieraćpo obejrzeniu w telewizorze pani premier ściskającej w uniesieniu panią Gronkiewicz Waltz po zwycięstwie. Wspomniany Kodeks Etyki ułożono dla zwykłych inżynierów, którzy mają skromne możliwości popełniania świństw - świństewek raczej. O ludziach podejmujących działalność publiczną i aspirujących do wysokich stanowisk nie pomyślał nikt - i skąd oni, w braku takiego kodeksu mieliby wiedzieć, co przyzwoite, a co - nie ? Od dłuższego czasu mówiono o sprawie, w której pani Gronkiewicz za pośrednictwem swojego męża siedzi po uszy; mówiono poza głównym nurtem - więc wiedza o niej nie jest być może zbyt szeroka. Przyjąłbym jednak, że dostateczna. Sprawa dotyczy wartości materialnej niemałej wagi (konkretnie - kamienicy) i najkrócej daje się scharakteryzować tak, że pani prezydent nie potrafi przeprowadzić subtelnego rozróżnienia między tym, że coś się uczciwie należy - a tym, że się potrafi załatwić; ta niedoskonałość objawiła się u niej w odniesieniu do dobra pozostałego po Żydach, którzy nie przetrwali wojny. Sprawę musi znać jej partyjna szefowa - i nic. Sprawę musieli znać liczni Warszawiacy - i co ? Pani Hanna nie niepokojona przez kogokolwiek, w tym również najwyraźniej przez sumienie, wystartowała i spokojnie pozostała na stanowisku. Ktoś będzie jeszcze obstawał, że trzeba "z własnej chęci cnoty strzec" ? Z "bojaźni kary" też, jak się okazuje - nie. Pani premier, wyściskawszy zwyciężczynię, radośnie obwieściła: - "w Warszawie wygrała Platforma !" Wypada się zgodzić - pani prezydent jest niewątpliwie twarzą Platformy w całej jej okazałości - i na abarot.
Stara - nowa pani prezydent ogłosiła: - "przez cztery lata razem będziemy tworzyć Warszawę !"; co by to dokładnie, w kontekście opisanej sprawy miało znaczyć - to ja bym radził Warszawiakom pomyśleć. Ale pewnie nie pomyślą, bo był na to czas - a prawie 60 % wyborców nie uznało sprawy za przeszkodę w czymkolwiek. Podobnie rzecz się miała w Sopocie; ciągną się sprawy, w których grzebie prokuratura i sąd - co nie przeszkadza Sopocianom w oddawaniu głosów na dotychczasowego prezydenta, a jemu - w gładkim wygrywaniu. Czy te dwie, nie jedyne przecież w Polsce podobne sprawy dowodzą, że uczciwość i przyzwoitość to towar, na który już nie ma popytu ? W jakimś stopniu - pewnie tak, ale powinien choć trochę zadziałać rozsądek; nie żądam - żeby zaraz mądrość. Czy w przypadku owiec mądrze jest wybierać na przewodnika stada wilka ? Rozsądek powinien zadziałać, ale z drugiej strony - czy rozsądnie jest oczekiwać go od owiec ? W Sopocie jeden z kandydatów zanęcał wyborców w taki sposób: - byłem w Radzie już przez pięć kadencji, za największe zło w samorządach uważam brak kadencyjności, jeśli mnie wybierzecie na szóstą kadencję - obiecuję z tym brakiem kadencyjności walczyć ! Czytałem dwa razy, żeby się upewnić, czy dobrze rozumiem - a gość został gładko wybrany ! Napisał głupio, ale najwyraźniej wiedział, do kogo pisze.
Słucham jeszcze, choć już z rosnącym zniecierpliwieniem komentarzy objaśniających wyborczą rzeczywistość (myślę nie o tym przewale z sejmikami); a to socjolog coś powie, a to - psycholog, a to - doświadczony publicysta. Słucham tych uczoności i coraz bardziej skłaniam się ku przekonaniu, że najtrafniej będzie to wszystko skomentować przy użyciu dwóch starych porzekadeł: "dwie są rzeczy bez granic - miłosierdzie Boże i ludzka głupota" oraz - "ludzki obyczaj dziwny jest nadzwyczaj". I stąd mój powyborczy smuteczek.
Inne tematy w dziale Polityka