Eurybiades Eurybiades
1165
BLOG

Logika smoleńskiego śledztwa.

Eurybiades Eurybiades Katastrofa smoleńska Obserwuj temat Obserwuj notkę 22

    Śledztwo - to raczej złe słowo, jeśli je odnosić do tego, co się w sprawie smoleńskiej dokonuje. To słowo w potocznym rozumieniu kojarzy się z dokładnością w dociekaniu przyczyn, drobiazgową analizą faktów i rzeczy, podejrzliwością i wytrwałością w tropieniu; także - z badaniem wszystkich możliwych wątków, również tych, które w końcu prowadzą w ślepe uliczki. Czy coś z tych rzeczy daje się zaobserwować w zabiegach dokonywanych przez organa oficjalne zajmujące się katastrofą ?  To jest pytanie do tego stopnia retoryczne, że próba odpowiadania na nie niesie za sobą wyłącznie najzwyklejszą stratę czasu.

    Ostatnio usłyszałem, jak ktoś z tych oficjalnych organów - zdaje się, że Lasek (głowy nie dam - nie patrzyłem w ekran) powiedział, że zarzut, iż nie wszystkie elementy smoleńskiej układanki zostały przebadane - jest nietrafiony; jego zdaniem wystarczy trafić na coś, co jest przekonujące i sprawę wydaje sie dostatecznie objaśniać, aby dać sobie spokój z dalszymi dociekaniami. Taka jest podobno rutyna w badaniach katastrof lotniczych, a zdaniem wypowiadającego się dostatecznie przekonującym dowodem w sprawie było prześledzenie trajektorii lotu w ostatnich chwilach i zauważenie kolizji z pniem. O tym, jaka jest rutyna badań katastrof lotniczych trochę trudno wypowiadać się laikowi - nie sposób jednak nie zauważyć, iż nie powinna ona mijać się z logiką, czy choćby z najprostszą ludową mądrością mówiącą, że co nagle - to po diable.Że to, co na pierwszy rzut oka wydaje się nie budzić wątpliwości - po bliższym przyjrzeniu się bywa funta kłaków nie warte: oczywiste niby samobójstwo zamienia się w morderstwo, wypadek - w zbrodnię. Bywa i odwrotnie - coś pozornie dramatycznego okazuje sie banałem. Tego wydaje się nie być świadom ten wspomniany wypowiadający się Lasek czy tam nie-Lasek, według którego sprawa ogranicza się do prostego zestawienia: trajektoria - brzoza, bez dociekania czegokolwiek więcej.  I na tym zasadza się logika smoleńskiego śledztwa - a właściwie nie śledztwa, a nie wiadomo czego. Bywa, jak wiadomo, że samolot z czymś się zderza: a to - z ptakiem, a to - z innym samolotem, a to - z linią wysokiego napięcia czy budynkiem. Teoretycznie - może się zderzyć nawet z wykonującym akurat skok tyczkarzem. Dlaczego niby nie z brzozą ?  Coś, co jest możliwe, musi się w końcu zdarzyć - jak twierdzą niektórzy. Samolot leci - a tu czeka na niego coś, co na Rusi jest zwyczajne i pospolite - i czego powszechność jest dowiedziona i w pieśni:  "ech, w pole bieriozeńka stajała !" - i w poezji:  " Kusok ziemli pripawszyj k triom bieriozam..."  - nie wspominając już o malarstwie.  Zespół ludowy też się nazywa: "Bieriozka".  Tak właśnie mogłoby wyglądać rozwinięcie i uzasadnienie tezy Laska o trajektorii i brzozie  - może jeszcze z dodatkiem wynikającego z niedoszkolenia błędu pilotów przyprawionego wiadomą presją. To wystarcza - i po co grzebać się w jakichś dwudziestu tysiącach odnalezionych przez archeologów szczątków czy zawracać sobie głowę trotylem. Tak to wygląda według Laska (czy nie-Laska), a tymczasem - jakiś tydzień temu ogłoszono wyniki dochodzenia w sprawie wybuchu gazu przy robotach związanych z gazociągiem. Sprawa wyglądała na jasną - koparka grzebała coś przy rurze wypełnionej gazem, operator zawinił brakiem ostrożności - i klops. Wyjaśnienie wydawało się nie budzić wątpliwości - podobnie, jak brzoza Laska. Ba, było całkiem oczywiste; tymczasem - wyszło na to, że wprawdzie koparka grzebała, ale nie to spowodowało wybuch, lecz dużo wcześniejsze błędy budowlane skutkujące rozszczelnieniem rury. Do tego dogrzebali się rzeczoznawcy i panowie śledczy mimo, że na pierwszy rzut oka sprawa wydawała sie oczywista  i nie zachęcająca do zbędnych dociekań; nie sposób nie uznać, że stało się tak dzięki przestrzeganiu wymaganych w normalnym dochodzeniu zasad i procedur. Także - dzięki logice. Grzebano nie poprzestając na pierwszym narzucającym się wniosku - aż się dogrzebano. Czy supozycja, iż było to możliwe dlatego, że nad głowami prowadzących dochodzenie nie wisiała wykładnia wyartykułowana już pierwszego dnia przez prominentnych przedstawicieli władzy - zasługuje na odrzucenie ?  W przypadku gazociągu nic, jak się wydaje, nie ograniczało śledczych w dochodzeniu prawdy. Czy trzeba przypominać takie dochodzenia, w których głównym trudem było tej prawdy omijanie ?  W grubej przewałce związanej z FOZZ poszły siedzieć dwie płotki, a w przypadku Olewnika rzecz zaciemnia się stawianiem funkcjonariuszom zarzutów za  "błędy i zaniedbania" - w oczywistych okolicznościach wskazujących na ich  rozmyślność, a więc - na charakter przestępczy.      W interesującej nas sprawie całemu mnóstwu urzędników i funkcjonariuszy wytknięto całe mnóstwo zaniedbań obowiązków, złamania przepisów i tym podobnych niedociągnięć - uznając najwyraźniej jednocześnie, że to nic wielkiego; nikomu zarzutów nie postawiono. Być może - takiego stanowiska można bronić, ale chyba dopiero po ustaleniu, że suma tych oddzielnie ocenianych nie najcięższych grzeszków nie składa się na całkowicie świadomą, zaplanowaną i prowadzącą do złego całość. Na zasadzie: ja trochę przekroczę przepisy, ty czegoś nie dopilnujesz, on czegoś zaniedba - a jeszcze ktoś odwróci wzrok, kiedy będzie trzeba.  " I w ten sposób zbożne dzieło się powiedzie !" - jak mówił Szwejk odnosząc się do zamachu na Ferdynanda. Czy ktoś tak na to próbował spojrzeć ?  - nie słyszałem. Podobnie, jak z pewnością nikt ze śledczych nie usiłował śmierci prezydenta rozważać w kontekście wcześniejszych nienawistnych wobec niego poczynań i wypowiedzi - a także dociekać, kto mógłby skorzystać. Pewnie nie wypadałoby.

   Żeby sobie dostatecznie solidnie zbudowane spojrzenie na sprawę wyrobić - wcale nie trzeba znać się na samolotach, wybuchach i tym podobnych sprawach; od tego są na szczęście odpowiedni ludzie. Wystarczy  stawiać pytania podobne do tych powyższych. Przy całej co najmniej wątpliwej jakości smoleńskiego śledztwa nie sposób nie dostrzec okoliczności zastanawiającej: o ile komisja Millera, a za nią Lasek trwają uparcie przy swoim - prokuratura zachowuje się nie całkiem jednoznacznie. Działania osób trzecich nie stwierdzono - ale nadal nie wyklucza się żadnej z możliwości; trotylu nie było - ale właściwie tak, jakby go znaleziono, choć nie potwierdzono. Jeśli nie wynika to z obawy przed powiedzeniem oczywistej nieprawdy i jednoczesnej niechęci do wyjawienia tego, co się o sprawie wie - rzecz byłaby niezrozumiała. Być może, na sprawę należy patrzeć w aspekcie odpowiedzialności:  w tak ważnej sprawie, pamiętając w dodatku o możliwych zmianach politycznych, prokuraturze o wiele trudniej, niż jakiejś tam komisji przyszłoby oczywiste fałszowanie rzeczywistości. Czy taki domysł jest słuszny - czas pewnie pokaże.

Eurybiades
O mnie Eurybiades

Konserwatysta

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (22)

Inne tematy w dziale Polityka