Eurybiades Eurybiades
892
BLOG

Paweł Lisicki i nieprawdopodobny zamach.

Eurybiades Eurybiades Katastrofa smoleńska Obserwuj temat Obserwuj notkę 14

   Paweł Lisicki uważa zamach za najmniej prawdopodobne wyjaśnienie tego, co się stało w Smoleńsku. Ja myślę zupełnie inaczej - i byłoby wszystko w porządku, bo póki co, można myśleć, co się komu żywnie podoba. Byłoby w porządku, gdyby redaktor nie uwziął się, żeby mnie przekonać o słuszności swoich racji. Na to przekonywanie poświęcił cztery strony w swoim tygodniku, a to równa się 1/5 m2 zadrukowanego papieru; moim zdaniem - stanowczo za dużo. Właśnie ta obszerność tekstu bierze się chyba z jego słabej siły przekonywania, bo dla uzasadnienia zawartej w tytule tezy: "Najmniej prawdopodobna hipoteza" - wystarczyłoby parę celnych argumentów, a na takie nie trafiłem.

  Lisicki zaczyna od tego, że - owszem - on żywi szacunek dla tych, którzy narażając się na śmiech i drwiny usiłują przekonywać, że w Smoleńsku doszło do zamachu. Lisicki z nich nie drwi - nie, on tylko - jeśli dobrze wyczuwam jego intencje - skłonny jest traktować ich jak nieszkodliwych wariatuńciów, maniakalnie przywiązanych do swoich tez.. Szukajmy motywów ! - nawołuje Lisicki i ja uważam, że słusznie. Nie jesteśmy wystarczająco mocni technicznie, więc dajmy spokój rozważaniom o takim właśnie charakterze - a skupmy się raczej na tym, co można nazwać tłem wydarzenia.

  Pan redaktor wysnuwa własną teorię przyczyn i skutków opartą na równowadze: czyn winien odpowiadać motywowi i być do niego proporcjonalny. Tylko co zrobić, jeśli ta teoria nie chce potwierdzać się - przynajmniej nie zawsze - w praktyce ?  Jeśli Rosja wydali amerykańskich dyplomatów - pada taki przykład - to USA przecież nie zbombardują rosyjskiej ambasady, tylko też kogoś w niej zatrudnionego wydalą. Jeśli ktoś krzywo spojrzy, to obdarzony takim spojrzeniem nie powinien w odpowiedzi bić, bo to reakcja nieproporcjonalna - powiada redaktor i ma to być argument za tym, że Rosja nie miała ze strony Polski powodów o wadze uzasadniającej tak brutalny czyn. A więc - taki czyn nie mógł nastąpić. Wnioskowanie interesujące i jakoś tak samo z siebie kojarzące się z przedstawioną ostatnio przez prof. Dariusza Filara w gdańskiej TV jego własną, autorską definicją głupoty: to - według profesora - między innymi skłonność do wyciągania wniosków bardzo zdecydowanych na podstawie przesłanek wcale nie najmocniejszych. Pewnie nie warto iść aż tak daleko, aby pytać profesora, czy opisany sposób wnioskowania jego definicję wyczerpuje; nie warto, jak sądzę także dlatego, że profesor dla zilustrowania swojego twierdzenia też odniósł się do Smoleńska. Nie - nie wprost; subtelnie aluzyjnie: - nie będę nikogo denerwował ! - i potem było o niemądrych Amerykanach uważających, że to CIA wysadziła WTC.  A wracając do rzeczy: Lisicki wprawdzie dopuszcza u sprawców takich podobnych działań chęć przerażenia świata, ale wiąże to jakoś wyłącznie z terrorystami. Znaczyłoby to chyba, że mając do czynienia z Rosją należy opierać się na wykoncypowanej przez niego zasadzie proporcjonalności i gdyby z nią się jakieś fakty nie bardzo chciały zgadzać - tym gorzej dla nich. Polska - według redaktora - nie jest na tyle silna, żeby zagrozić Rosji, a Lech Kaczyński nie stanowił dla niej "śmiertelnego zagrożenia" - bo tylko to mogłoby spowodować sięgnięcie po środki ostateczne.  Nie słyszał chyba redaktor -  trywializując nieco - o wybijaniu zębów dosłownie za nic, nawet nie za krzywe spojrzenie - podobnie, jak o rozłupywaniu czaszki za byle co; proporcjonalność najwyraźniej nie zawsze i nie wszędzie ma zastosowanie. A w polityce - to szkoda nawet gadać. Nie mówiąc już o tym, że są takie państwa, które w powszechnym odbiorze funkcjonują jako twory poniekąd wyposażone w rodzaj immunitetu dla działań gdzie indziej niedopuszczalnych, nieakceptowanych czy nieproporcjonalnych właśnie; trzebaż je wymieniać ?  Poza tym - pytanie, jak sądzę zasadne i dobre: dlaczego Rosja miałaby pozostawać w defensywie, czekać na jakieś wrogie akty z naszej strony i dopiero w reakcji na nie działać - oczywiście proporcjonalnie ? Ona prowadzi politykę aktywną i chyba tylko polityczny ślepiec nie dostrzega jej marszu do odbudowania - pewnie w innej, niż przedtem formie -potęgi imperialnej, z którą kłóci się chęć samostanowienia państw z dawnej strefy jej wpływów. To, co się dzieje na Ukrainie - to nie takie sobie wewnętrzne przepychanki, tylko jeden z elementów toczącej się w tej części Europy gry. Pan Lisicki uważa ewentualny zamach na głowę obcego państwa połączony z zamordowaniem wielu osób za czyn wręcz niemożliwy choćby dlatego, że nie zdarzyło się na świecie nic podobnego w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat. Pomijając to, że wszystko zdarza się kiedyś po raz pierwszy i dopiero potem staje sie precedensem - redaktor myli się: zdarzało się i o tym także tu w Salonie pisano; a poza tym - papież.  Tak, powiada Lisicki, ale chodziło o pojedynczego człowieka, a nie o prawie setkę - a niezależnie od tego, my mamy armię i sojusz wojskowy, czego papież nie posiadał. Tak, tak - taki argument padł i niemalże nie wiadomo, jak go potraktować;  niby ta Polska słaba i interesom Rosji nie może zagrażać, ale armię i sojusze ma - a papież nie miał, więc można było próbować. Ale z drugiej strony - co z tą armią: czy 10.04  postawiono ją na wszelki wypadek w stan gotowości, a sojuszników uprzedzono o ewentualnej potrzebie wsparcia ? Niczego takiego, o ile pamiętam nie było - zamiast tego rozesłano wiadomy sms, nie wspominając już o ponadnormatywnie szybkim przejęciu kancelarii prezydenta. To, że myśmy w odróżnieniu od papieża armię i sojusz posiadali, nie pociągnęło za sobą żadnych skutków. Żeby było jasne: ja nie myślę o użyciu armii do tego, co rozważał mędrek nazwiskiem Szostkiewicz , zapytując: - jaki sens ma takie dochodzenie przyczyn katastrofy i czy w przypadku stwierdzenia zamachu jesteśmy gotowi do wypowiedzenia Rosji wojny, bo to przecież casus belli. Ja tylko myślę, że jeśli istotnie ten zamach się dokonał, to planujący go takiego właśnie braku jakiejkolwiek reakcji musiał sie spodziewać. "Tak brutalne morderstwo władz obcego państwa mogloby pociągnąć za sobą wojnę i globalny konflikt" - twierdzi redaktor i wydaje się uważać, że skoro globalny konflikt nie nastąpił - to tego "brutalnego morderstwa" nie było; znów chyba kłania się Dariusz Filar ze swoją definicją. Niezależnie od tego - redaktor grubo przesadza: któż to taki czeka, aby "umierać za Smoleńsk"?  Ale powiedzmy, że USA - "światowy żandarm" - uznaje, że takie bezprawie winno być ukarane; najpierw chyba jednak my musielibyśmy przynajmniej ruszyć palcem w kierunku wyjaśnienia sprawy ?  A skoro milczymy (my - to znaczy: rząd) - to czy dlatego, że dobrze wiemy, jak było i nie chcemy globalnej awantury ?  I czy dlatego wiemy, że sami maczaliśmy palce w czymś, do czego trudno się przyznać ?

  Lisicki stwierdza: "Rosjanie mogli nie lubić ś.p. Prezydenta, ale w sytuacji politycznej 2010 r. nie stanowił dla nich zagrożenia... jego szanse na zwycięstwo wydawały się wątpliwe... morderstwo prezydenta byłoby czymś szalonym i irracjonalnym".  Na pozór - słuszne; ale czy nie jest też tak, że wynik wyborów rzadko bywa sprawą zupełnie pewną jeszcze przed podliczeniem głosów - a także, że nawet ewentualne odejście Lecha Kaczyńskiego od władzy nie musiałoby być trwałe, a powrót do jego myśli politycznej  - niemożliwy ?  I co to w przypadku Rosji znaczy - "szalone i irracjonalne" ?  O tym nie zawsze daje się rozstrzygnąć z takiego punktu widzenia, do jakiego nawykliśmy.

  Lisicki używa argumentacji męczącej, bo zniechęcającej w wielu przypadkach do dowodzenia, dlaczego może nie mieć racji. Lech Kaczyński nie mógł - według niego - zostać zamordowany dla zemsty, bo nie był przecież kimś takim, jak Litwinienko, Politkowska czy inni; zgoda - był osobą o innym statusie, ale mówimy przecież nie o prostych analogiach, lecz o metodzie postępowania z ludźmi dla tego systemu niewygodnymi. Redaktor nie może także pogodzić naszej suwerenności z myślą o ewentualnym bezkarnym wyeliminowaniu z życia politycznego części naszej elity, dokonanym przez obce siły; może zamiast tego należałoby głębiej zastanowić się nad jakością tej suwerenności ?

  Sądziłem, że uda sie przejść obok kwestii technicznych - ale skoro redaktor odniósł się także i do nich, to nie ma rady. Badania Biniendy Lisickiego nie przekonują, bo do nich nie zostały, według niego, użyte jako dane wyjściowe materiały będące wyłącznie w posiadaniu MAK i komisji Millera. O jakie dane może tu chodzić ?  Do ustalenia wytrzymałości drewna brzozowego żaden MAK nie jest potrzebny, podobnie, jak do przyjęcia przybliżonej grubości pnia. Szybkość samolotu nie była tajemnicą; także założenia dotyczące konstrukcji skrzydła da się  przyjąć na podstawie wiedzy o budowie samolotów z wystarczającą dokładnością. Zresztą -  Tu 154 nie jest konstrukcją supernowoczesną i unikalną, a nie sądzę, żeby wywiad amerykański spał wtedy, kiedy spać nie należało. Gdyby profesorowi z tych badań przeprowadzonych w oparciu o niezbyt - przyjmijmy to - dokładne dane wyjściowe wyszedł wynik oscylujący w pobliżu możliwości zniszczenia skrzydła przez pień - profesor z pewnością nie byłby tak zdecydowany w mówieniu tego, co mówi.  "To tylko hipoteza" - powiada Lisicki; może i tak, ale narazie nie zanegowana przez wykazanie błędów. Jak dotąd, za kontrargument musi wystarczyć: "Jak walnęło, to urwało" - podobnie, jak badania Cieszewskiego ma unieważnić jego rzekoma współpraca z SB.

  Lisicki konkluduje: "...hipoteza o zamachu... tak z braku motywów, jak i dowodów wydaje mi się najmniej prawdopodobnym wyjaśnieniem smoleńskiej katastrofy".  Najmniej prawdopodobnym... z braku dowodów ... - a co i na podstawie jakich dowodów uznaje pan redaktor za prawdopodobne najbardziej ?

Eurybiades
O mnie Eurybiades

Konserwatysta

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (14)

Inne tematy w dziale Polityka