Że zdolność rozumienia znaczenia słów jest umiejętnością nadzwyczaj pożyteczną - dowodzić nie trzeba; ale że jej brak stanowi jakieś szczególne nieszczęście - tego udowodnić raczej się nie da, bo całkiem sporo ludzi spokojnie sobie żyje z takim defektem , a jeśli nawet nie są w większości - to i tak nie jest za dobrze, bo rozumieć powinni wszyscy. Że tak niekoniecznie bywa - przekonuje się człowiek co rusz, jak choćby przy okazji ostatniego sondażu dotyczącego zaufania do polityków. Zaufania do polityków - to trzeba mocno zaznaczyć, bo gdyby chodziło o prostą ufność, że ktoś, komu się pożyczyło pieniądze, odda je - to do obsadzenia pierwszej w tym sondażu piątki nie mógłbym mieć zastrzeżeń; Bronisław Komorowski, Ryszard Kalisz, Leszek Miller, Radosław Sikorski i Ewa Kopacz - a to oni i w takiej właśnie kolejności składają się na tę piątkę - pożyczoną forsę najpewniej by oddali. Rzecz w tym, że zaufanie do polityków nie tego dotyczy i powinno się je mierzyć innymi kryteriami, na przykład takimi: prawdomówność, zdolność do pracy dla ogółu, oddanie sprawom narodu i jeszcze parę rzeczy podobnego gatunku. Wśród nich, rzecz jasna, uczciwość - ale rozumiana nieco szerzej, niż skłonność do oddawania pożyczek. Do tego jeszcze - fakty z przeszłości, które potrafią powiedzieć o człowieku być może nie wszystko, ale jednak - dużo. Zbierając to w jedno - chodziłoby o to, komu moglibyśmy zawierzyć prowadzenie ważnych spraw państwa w graniczącej z pewnością nadziei, że naszego zaufania nie zawiedzie.
Bronisławowi Komorowskiemu, osobie nr 1 w rankingu ufa prawie 3/4 pytanych i ten wysoki poziom zaufania powinien pewnie usuwać wszelkie wątpliwości, ale co szkodzi zapytać: - co z przywiązaniem obecnego prezydenta do niechlubnie w naszej przeszłości zapisanej WSI ? - jak patrzeć na rodzinne powiązania z osobami z byłego aparatu bezpieczeństwa ? - co myśleć o opisanym przez Palikota polowaniu w Rosji i piciu wódki z typami z KGB ? - jak traktować znaną wypowiedź, że "prezydent gdzieś poleci ...", którą ten i ów przy dobrej woli ocenia, jako dwuznaczną - bo wielu ma ją za jednoznaczną absolutnie ? - co wreszcie z jego popisami z zakresu kindersztuby i ortografii ? To, jak widać nie uniemożliwia pełnienia wysokiej funkcji osobie, której wymienione wątpliwości mogą dotyczyć - ale pytanie, czy powinny one stanowić najlepszą rekomendację do obdarzania jej wysokim zaufaniem warto postawić.
Wymienioną piątkę zamyka Ewa Kopacz. Między nią a Bronisławem Komorowskim jest jeszcze trójka, której opisanie w aspekcie zaufania byłoby niepotrzebną stratą czasu; co do pani marszałek - sprawa jest prostsza, jako że wszyscy słyszeli opowieść o przekopywaniu i przesiewaniu, a także o wspólnym, ramię w ramię z rosyjskimi lekarzami prowadzeniu sekcji. Poziom zaufania do Ewy Kopacz jest dwukrotnie niższy, niż do Bronisława Komorowskiego - to prawda, ale tak w przypadku Bronisława Komorowskiego, jak i Ewy Kopacz mówię o sprawach zasadniczych i najprostszych, których zarejestrowanie możliwe jest bez potrzeby wnikania w subtelności - takich, o których wiedza jest powszechnie dostępna i powinna, przynajmniej w moim przekonaniu, wykluczać zaufanie na poziomie nawet najniższym. Czy istotnie jest to skutek niezrozumienia znaczenia tego prostego słowa - zaufanie ? W pewnym stopniu - pewnie tak. Pytają: ufacie ? - a pada odpowiedź: popieramy ! To nie to samo, choć jedno z drugim powinno się wiązać. Ale "niezrozumienie" nie wyjaśnia wszystkiego. Działa też pewnie opisany już jakiś czas temu przez M.P. Markowskiego w "Znaku" mechanizm zawarty w takich słowach: "skoro jakieś fakty nie są zgodne z moim światopoglądem i burzą mój porządek rzeczy, to one nie mogą być prawdą. Prawdą jest to, co mogę zaakceptować." I to najlepiej prawdopodobnie tłumaczy niemożność widzenia rzeczy takimi, jakie one są; dlaczego jawne i widoczne gołym okiem mijanie się z prawdą - za kłamstwo uznane być nie może. Przynajmniej - nie przez wszystkich. Ale i to nie wyjaśnia chyba całej materii. W jednym z ostatnich numerów Rzepy profesor ekonomii, członek Rady Gospodarczej przy Premierze udziela wywiadu - i na pytanie: "Rząd pudruje sytuację ?" - odpowiada: " Przed wyborami bardzo trudno jest powiedzieć prawdę ... Nie lubię słowa >pudruje<". Można więc, jak ten profesor mieć pełną zdolność rozpoznawania prawdy - a jednocześnie usprawiedliwiać to, że się jej nie mówi. Profesorowi nie podoba się słowo bardzo łagodnie opisujące mijanie się z prawdą i rozumie jej zatajanie przez rząd. Ja rozumiem, że trudne może być mówienie prawdy śmiertelnie choremu, ale społeczeństwu przed wyborami ? Od tego tylko krok do zatajania prawdy zawsze i o wszystkim, co niewygodne. A co to wyjaśnia w sprawie, której ten tekst dotyczy ? - a to, że biorąca się ze zgodności światopoglądów, sympatii i całej masy rozmaitych powiązań skłonność do usprawiedliwiania może przeważyć nad prostymi i najoczywiściej uzasadnionymi ocenami; zaufanie lokuje się niekoniecznie tam, gdzie by kryteria moralne podpowiadały. Mogę zrozumieć sytuację taką oto: prezentuje się nam osobnik najuczciwszy z uczciwych, prawdomówny, jednym słowem - anioł, a my - wskutek jakichś niedopowiedzianych przeczuć czy nieokreślonych wrażeń nie możemy mu zaufać. To jestem w stanie zrozumieć. Ale mechanizm odwrotny ?
Inne tematy w dziale Polityka