W związku z panią Julią Piterą nabyłem odruchu, jak ów wiadomy pies poddawany niegdyś eksperymentom. Żeby było jasne: nie śliniłem się na jej widok na ekranie - nie, ale kanał zmieniałem mimowiednie, nawet tego nie zauważając. Wczoraj jednak, pewnie wskutek długiej przerwy w funkcjonowaniu odruch nieco stępiał i zobaczywszy panią minister u red. Sekielskiego zadziałałem z opóźnieniem. Dzięki temu udało mi się usłyszeć rzecz w ustach kogoś z Platformy pewnie nie zaskakującą, ale że wypowiedzianą tak bez ogródek i do tego publicznie - to jednak niezwykłą. Nasza osoba nr 1 od korupcji, to jest - od jej zwalczania, nagabnięta przez redaktora o ostatnie afery korupcyjne ze szczególnym uwzględnieniem zegarków, powiedziała mniej więcej tak: "dziwię się brakowi wyobraźni u kolegów, którzy przecież wiedzą, że dziennikarze wszystko wygrzebią, a opozycja też patrzy na ręce - i mimo to robią takie rzeczy !" Pierwsza myśl - przesłyszałem się ! Ale pani minister powtórzyła - i wtedy jasne już było, że ona nie dziwi się, iż jej koledzy są zdolni do popełniania tych niegodziwości; zaskakuje ją to, że robią je mając świadomość możliwości wpadki. Trochę brzmi to tak, jakbyśmy zmienili jedno z dziesięciorga przykazań: nie kradnij - w domyśle: bo to źle ! - na: nie kradnij, bo możesz wpaść. Czy raczej - uważaj kradnąc, bo cię złapią. Różnica zasadnicza. Wygląda na to, że to przykazanie obowiązuje w Platformie w tej drugiej wersji - a właściwie, nawet w takiej pewnie nie za bardzo, skoro jest łamane nagminnie. I tej możliwości złapania pewnie nikt się nadmiernie nie obawia, bo wcześniejsze wpadki kończyły się niczym - a i najnowsza, rozrośnięta ponad dotychczasową miarę nabrała takiego rozgłosu chyba tylko w związku z tym, co się akurat być może w polityce dzieje - a co niezupełnie rozumiem. Jedno wydaje się być pewne: to właśnie pani Pitera to przykazanie w jego drugiej wersji rozumie i akceptuje. Niezależnie jednak od tego - pani Julia chyba wyłamuje się z partyjnej solidarności: ma żal do kolegów o to, że w swoim czasie nie poparli jej projektu ustawy antykorupcyjnej, która miała zapobiec całemu złu, wobec jej braku właśnie objawionemu w pełni. Ten swój żal zaadresowała też do siedzącego obok niej w studiu Gowina, który - przyciśnięty przez Sekielskiego - zaczął się niemrawo usprawiedliwiać tym, że go Tusk oszukał; otóż pan poseł zgodził się "być twarzą Platformy" w sprawie afery hazardowej, a premier obiecał za to całą tę sprawę wyjaśnić i odpowiednio załatwić. Czego jak wiadomo, nie zrobił - a właściwie zrobił w sposób sobie właściwy. "Być twarzą" - co to właściwie znaczy ? - ano to, że poseł zgodził się kłapać dziobem w obronie Platformy wbrew faktom i rozsądkowi: jak miałoby według niego wyglądać owo "wyjaśnienie i odpowiednie załatwienie" ? Pan poseł nie tyle "dał twarzy", co .... ech, nie kończmy.
To, jak ta poselska para wypadła w programie przypomina mi stwierdzenie wyartykułowane przez kogoś stojącego po tej samej, co oni stronie: "warto być przyzwoitym". Tego słowa ostatnio chętnie używał też premier. Czy rozumiemy je tak samo ?
A Sekielski ? - cóż, zadawał sensowne pytania, wyłapywał niekonsekwencje w odpowiedziach, był pryncypialny. No, dobra - nie jestem pamiętliwy i nie będę wypominał.
Inne tematy w dziale Polityka