Tylko to przychodzi mi do głowy po obejrzeniu dzisiejszego programu Pospieszalskiego. Spotkanie w studiu telewizyjnym dotyczylo referendum w/s. oświaty, więc niby - skąd u mnie ta myśl o rewolucji ? Rzecz nie w oświacie - mogłoby chodzić o zupełnie inną dziedzinę naszego życia. Rzecz w tym, jak władza ustawia się wobec społeczeństwa. Ponieważ wiadomo już, jak w jutrzejszym głosowaniu zachowają się posłowie koalicji - chciałoby się powiedzieć, że władza ustawia się do społeczeństwa tyłem; nie chce patrzeć i nie chce słuchać, czego też to społeczeństwo mogłoby sobie życzyć. Ale sprawa wygląda niezupełnie tak - władza nie jest bierna i nie odwraca się, czego dowiodła podczas spotkania u Pospieszalskiego koalicyjna para posłów; władza w ich osobach stawiła czoła wszystkim i wszystkiemu: rodzicom podpisanym w liczbie bez mała miliona pod wnioskiem o referendum, NIK-owi miażdżącemu swoim raportem dobre rzekomo przygotowanie szkół do przyjęcia 6-latków oraz ostatniemu sondażowi w tej sprawie (Homo Homini) druzgocącemu dla rządowego projektu. Furda to wszystko - według posła z PSL raport NIK i ten drugi, opracowany przez rodziców mówią nieprawdę, bo ostatnio posłowie z PSL posprawdzali w gminach i jest ok. Podobnie utrzymywała posłanka z PO, która dodatkowo przebiegle i podchwytliwie zapytała, czy należałoby zagłosować za referendum w sprawie np. aborcji bez ograniczeń. Należało chyba rozumieć, że ona widzi oczywistą analogię między skrobanką a obecnością sześciolatka w szkole. Podsumowaniem stanowiska władzy w tej sprawie było oświadczenie pana ludowca, że , oczywiście społeczeństwo ma prawo się wypowiedzieć - ale on jutro zagłosuje przeciw referendum; ja to zrozumiałem w sposób chyba możliwie najoczywistszy - mianowicie, że to władza rozstrzygnie, kiedy to prawo wypowiadania się może społeczeństwu przysługiwać. No i sam smak na koniec; ze strony koalicyjnej pary próba zastosowania starej, dobrej metody polegającej na sprowadzaniu na boczny tor. Pani poseł, jak przystało na polityka dobrego platformianego chowu - przygotowała się: cytaty z jakiegoś tekstu prof. Nalaskowskiego (bioracego udział w dyskusji), wyrwane jak należy z kontekstu miały posłużyć ... no własnie, nie bardzo było wiadomo -czemu, bo nie traktowały o sześciolatkach. A co biedny profesor próbował coś w dobrej wierze wyjaśnić - zakrzykiwanie zgodnym duetem. Domyślam się, że ci państwo przyszli do studia na zaproszenie wystosowane do ich klubów. Nie przyszli, jako osoby prywatne - upraszczajac nieco należy przyjąć, że reprezentowali władzę. Sposób, w jaki to robili spowodował, że ja, człowiek raczej spokojny i zrównoważony wiele razy zrywałem się z fotela. Niewiele już brakuje, żeby zerwać się na dobre - do rewolucji. Czy nie czas ?
PS. Jasne, że do bezkrwawej - przy urnach !
Inne tematy w dziale Polityka