Wdać się z Ziemkiewiczem w polemikę, to nie byle co; mam tego świadomość i to ona przez ostatnie parę dni powstrzymywała mnie od wzięcia do garści żelowego pisaka. Dokładniej mówiąc - te parę dni trzeba liczyć od poniedziałku; wtedy właśnie przeczytałem w "Do Rzeczy" tekst pt. "Życie w micie" i zaczęły mną szarpać doznania całkowicie sprzeczne: logika, aż się przelewa przez brzegi - a jednocześnie, co krok - to sprzeciw. Przy tym, rzecz świetnie - jak to zawsze u Ziemkiewicza - napisana, co wcale nie ułatwiało zdecydowania, po której stronie się opowiedzieć: ma tę rację, czy nie ma.
Wszystkie narody - powiada Ziemkiewicz - opowiadają o swojej historii, np. historii II wojny, bajki mało zgodne z prawdą. Tyle, że w odróżnieniu od nas, Polaków, opowiadają sobie bajki budujące, mające na celu wzmacnianie siebie - my natomiast snujemy opowieści, które nas osłabiają. Gloryfikujemy i stawiamy ołtarze takim wydarzeniom z naszej historii, które przyniosły katastrofę, nieszczęście i upływ krwi. To było dobre, mówi pan Rafał, na czas zniewolenia, a nie jest dobre dla narodu suwerennego, jakim jesteśmy teraz: odbiera rozum i nie pozwala żywić należnej czci dla tych fragmentów naszej przeszłości, które można zapisać po stronie sukcesu. Katastrofy i upływ krwi - to Wrzesień 39 i Powstanie Warszawskie, sukcesy - Bitwa Warszawska i Sierpień 80. Budować ducha narodu należy w oparciu o powodzenia, których osiągnięcie nastąpiło w wyniku nie tylko bohaterstwa i ofiarności, ale też madrego planu i dobrego kierownictwa - a nie o akty szaleństwa. Aktem szaleństwa , według Ziemkiewicza, było postawienie się okoniem Niemcom w 1939 roku. Dlaczego "...musieliśmy, właśnie my, zatrzymać strumień bezkrwawych podbojów Hitlera i rozpocząć pasmo jego krwawych podbojów" ? Wygląda na to, że nie powinniśmy byli sprzeciwiać się Hitlerowi i pewnie na pierwsze żądanie oddać ten nieszczęsny korytarz; to, jak należy rozumieć, byłoby racjonalniejsze od sięgnięcia po karabin. Ziemkiewicz zachęca, żeby - mówiąc o historii - dyskutować o faktach, a nie o ich wyobrażeniach. To słuszne - tyle, że sam do tego średnio się stosuje. Na jakiej podstawie można twierdzić, że niesprzeciwianie się Niemcom uchroniłoby nas od katastrofy - czy nie byłoby raczej pierwszym etapem stopniowego połykania nas ? Pan Rafał przyznaje, że nie wiadomo, jak Hitler potraktowałby nas po przyjęciu ultimatum. Moim zdaniem, nie ma co do tego wątpliwości: przyjęcie ultimatum - to przecież dowód słabości. Podobnie - na jakiej podstawie można utrzymywać, że po zajęciu przez Niemcy Czechoslowacji było już pewne, że Polska wojny wygrac nie może; sama - z pewnością, ale przy ówczesnych sojuszach, dotrzymania których należało sie spodziewać ? Ziemkiewicz wie, że takie spodziewanie było naiwnością. Być może - można też przyjąć, że w 39 było za późno na cokolwiek, bo ponad 300 lat wcześniej przez brak zgody Zygmunta III na osadzenie jego syna na tronie carskim przegraliśmy naszą przyszłość pozwalając nadmiernie urosnąć w siłę otaczającym nas państwom. Być może - tyle, że takie rozważania ani trochę nie przybliżają nas do odpowiedzi na pytanie, co byłoby racjonalniejsze we wrześniu. Wypadałoby pamiętać, że w takich dociekaniach ważniejsze jest to, co wtedy mogło uchodzić za racjonalne - nie dziś. Nie można też nie zdawać sobie sprawy z tego, że gołe - wyizolowane od późniejszej wiedzy, interpretacji,punktów widzenia - słowem, czyste fakty - nie istnieją; tym samym możliwość dyskutowania o faktach bez ich otoczki wydaje się mało prawdopodobna. A w tej otoczce znajdują się rozmaite rzeczy, być może mało praktyczne - ale naturze ludzkiej własciwe: duma z bohaterstwa przodków, utożsamianie się z nimi, świadomość ich poświęcenia, potrzeba pamięci, chęć czczenia, być może - chęć naśladowania. Ziemkiewicz powiada, że lepiej byłoby nie pójść do Powstania, a za to przeżyć dla dobra Ojczyzny. Że lepiej było "trwać w konspiracji i bronić się przed eksterminacją". Trwać ? - ci, którzy w Powstaniu nie zginęli, próbowali przetrwać i bronić się - i nie było to łatwe; ostatniego z nich zabito w 1963, 18 lat po wojnie ! Praktyczna rada Ziemkiewicza okazuje się mało praktyczna. Nie wiadomo, co mogło być lepsze w 39 i 44 - dajmy więc może spokój. A co do tego, co skuteczniej przenosi ducha narodu przez czasy trudne i wokół czego naród chętniej się skupia ... Pewnie wokół tego, co bardziej przemawia do wyobraźni - i z tym chyba nie warto walczyć. Wyobraźnię bardziej byli zdolni poruszyć naznaczeni odrobiną szaleństwa romantycy, niż racjonalni pozytywiści, Bardziej - Ordon czy Emilia Platter, niż Wokulski. A racjonalny za młodu Sienkiewicz, kiedy potem próbował krzepić serca - uznał, że mały rycerz musi się wysadzić. Coś w tym jest. Ziemkiewicz wytyka, że próby skupiania ludzi i budowania ducha narodu w nawiązaniu do tragicznych wydarzeń z historii dobre są na czasy niewoli - nie suwerenności. Ja bym się nad naszą obecną suwerennością zastanowił.
Inne tematy w dziale Polityka