"Nie, dziękuję, ja nie tańczę " - oświadcza Robert Mazurekw ostatnim numerze "W Sieci". Jeśli się mówi o tańcu, to raczej pozytywnie - czyli, że się tańczy: "będę tańcował" - mówi eskortujący Szwejka żołnierz, a Jasiek w "Weselu" deklaruje: "Jakby panna chciała tańczyć, to ja bym się ofiarował". Z tekstów pomniejszych: "czy pamiętasz, jak ze mną tańczyłeś walca ?" - "tańcowały dwa Michały" - "a wariatka dzisiaj tańczy" - "tańcz, głupia, tańcz". Ponadto - tańczono pod muzykę Chochoła, tańczyła Anitra, tańczyli jacyś faceci z szablami, a nawet łabędzie i kurczaki w skorupkach. Ale Mazurek nie tańczy i zaznacza tym swoją odrębność - skutecznie, bo poza nim przychodzi mi na myśl tylko "Oniegin": - "ty nie tańcujesz, Leński ?"
Oprócz tego, że nie zatańczy, Mazurek deklaruje jeszcze to: "ja w tej lidze nie pogram ... mogę być, jak moja Polonia, w IV lidze, ale uczciwie". Z tekstu Mazurka wynika chyba, że za nieuczciwych uważa tych, którzy odgryzając się za "bydło", "watahy" i tym podobne sprawy zbiorczo określane, jako "przemysł pogardy" uprawiają coś, co redaktor nazywa błyskotliwie "manufakturą pogardy"; że niby - on widzi, że to nie to samo, asymetria jest oczywista - ale dlaczego prawa strona posługuje się podobną bronią ? Wolno, według redaktora, śmiać się z wpadek prezydenta - z jego "braku osobistej klasy" - bo to jest dopuszczalne obśmiewanie obywatela Komorowskiego. Natomiast co do uprawiania przez niego polityki - o, tu już ostrożniej.: tu można krytykować (pewnie najlepiej byłoby konstruktywnie !), ale wyłożyć dobitnie, co się myśli - nie bardzo, bo to może być wyrazem pogardy wobec majestatu urzędu prezydenta. Przywołany przez Mazurka poseł Pięta, któremu zresztą ostatnio poświęcił on w Rzepie obszerny wywiad dotyczący jego ostrego języka politycznego, mówi o prezydencie - "rezydent", mając na myśli jego prorosyjskość, szczególną słabość do WSI i tym podobne sprawy. Tego, według redaktora robić nie powinien - natomiast do woli mógłby śmiać się z głupstw w rodzaju prezydenckiej ortografii i z tego, że siada pierwszy albo objaśnia Amerykanom tajniki gotowania bigosu. Są granice - powiada redaktor, choć zauważa, że tamta, znaczy rządowa strona je także przekracza - i stawia siebie za wzór: "ja, niecertolący się z premierem w swoich artykułach". Niecertolący się ? - a oczywiscie: w tym samym numerze wytyka, że premier podczas wizyty w zakładach zbrojeniowych zadaje robotnikom pytania, jak jakiś dygnitarz z PRL-u; w poprzednich - pisze o premierze: Jego Tuskowskość, Premier Donek. No, rzeczywiście - nie certoli się: przywala, jak rozumie. Ale co mają zrobić ci, którzy premierowi mają do zarzucenia rzeczy naprawdę poważne i w ich przekonaniu zasadne ? Jeśli pokazuja plakat z Tuskiem, jako czerwonoarmistą, to znaczenie tego jest oczywiste - na pewno nie takie, że uważają go, jak chce Mazurek, za "barbarzyńskiego gwałciciela z Armii Czerwonej". Dokonywania gwałtów nikt Tuskowi nie zarzuca, prorosyjskość - tak.
Mazurek uprzedza ewentualny atak: "wy, Mazurek, chcielibyście w szachy pograć, w brydżyka z salonem, a tu wojna, redaktorku, oni w mordę leją"... - ja tam nie patrzę, kto z kim gra w brydża - ale nie mogę oprzeć się wrażeniu, że to "niecertolenie się" w każdej chwili może być objaśnione tak: -"przecież ja tak dla jaj !" Redaktor deklaruje: - nie tańczę, nie gram w tej lidze, jestem uczciwy. Kiedyś ogłosił: - nie przyjdę na Krakowskie Przedmieście; chodziło o to samo, co teraz. Sprawy niby całkowicie prywatne: - nie przyjdę, nie zagram, nie zatańczę - ale redaktor najwyraźniej pod wpływem imperatywu nieodpartego musi oświadczyć o nich wszystkim. Cóż, czasy są trudne - i wzorce w związku z tym potrzebne.
Inne tematy w dziale Polityka