Słynny przodek ministra był mistrzem słowa, a minister znaczenia wypowiadanych przez siebie słów nie rozumie. Dziś usłyszałem go mówiącego : " pokażemy, że monopol na przemoc ma państwo, a nie bandyci " - i wprawiło mnie to w stan dający się określić jako osłupienie. Wedle tego, co ja rozumiem - to państwo jest upoważnione do stosowania siły w obronie prawa ; przemoc - to coś innego : to bezprawie. Powinno to być zrozumiałe choćby dlatego, że ostatnio przez wszystkie przypadki odmienia się "przemoc w rodzinie" - i słusznie. Przemoc to zło. Są więc dwie możliwości : albo minister nie rozumie, co mówi - albo niechcący się wygadał, bo takie właśnie tajne ustalenia, że teraz będzie się stosować przemoc, zapadły na posiedzeniu rządu. No, dobra - nie żartujmy, napewno nie zapadły, tylko minister nie wie, co plecie. Skąd to wnoszę ? - a stąd, że już wcześniej przy różnych okazjach plótł trzy po trzy : a to - ogłaszał, że idzie po tych z Białegostoku i jakoś nie widać, żeby dokądś doszedł (było to tak dawno, że nawet na piechotę powinien już być z powrotem) - a to dziwi się, dlaczego kibicom z Chorzowa pozwolono pójść na plażę i nie odizolowano od "normalnych ludzi". To ostatnie było tak już oderwane od elementarnego sensu, że nawet rzecznik policji w akcie samobójczej odwagi uznał za konieczne naprostować szefa i wyjaśnił, że na plażę wolno pójść każdemu i dopóki nie narozrabia, to nie ma podstaw, żeby go izolować. Inna sprawa, że gdy zacznie rozrabiać, to powinien zostać natychmiast spacyfikowany przez policję. To się jakoś w Gdyni nie udało i trudno nie uznać, że lepiej byłoby, gdyby minister bardziej skupił się na zapewnieniu skuteczności swojego zbrojnego ramienia, niż na wygłaszaniu wypowiedzi pewnie błyskotliwych w założeniu, a faktycznie żałosnych jak bredzenie Piekarskiego na mękach. Nie sposób nie zauważyć, że minister wypowiada się tak zdecydowanie, acz nierozsądnie tylko w odniesieniu do kibiców i do tego, co u nas zbiorczo nazywa się "faszyzmem". Idzie do Białegostoku, a nic mi nie wiadomo, na przykład, żeby zamierzał iść do Pruszkowa. Taka jest, jak widać, jego hierarchia ważności spraw.
Sienkiewicze - to bardzo rozkrzewiona rodzina wywodząca się ze wspólnego korzenia tatarskiego. Jest ich wielu - kiedyś w samym Trójmieście naliczyłem w książce telefonicznej około 60 numerów z tym nazwiskiem, a było to w czasach, kiedy telefon był dobrem reglamentowanym. Jest ich wielu - i dobrze wiem, że poniektórzy się za Bartłomieja wstydzą.
Inne tematy w dziale Polityka