Eurybiades Eurybiades
288
BLOG

Samiśmy sobie winni.

Eurybiades Eurybiades Polityka Obserwuj notkę 2

Reakcja na podejmowane ostatnio próby organizowania referendów w sprawie odwoływania funkcjonariuszy samorządowych zawiera sie w paru powtarzanych w kółko hasłach: - awantura polityczna, rozrabiactwo, hucpa  - i nie bierzcie w tym udziału. To jest zdecydowanie jednorodne w formie i treści - i nic dziwnego, bo pochodzi z jednego miejsca, to jest - z centrum władzy. Mniej wypowiadają się bezpośrednio zainteresowani - prezydenci miast, a więcej - posłowie, wysocy działacze partii rządzącej, członkowie rządu z samym premierem włącznie. Rzecz dotyczy paru osób niedorosłych do zadań, z którymi wypadło im się zmierzyć - ale urosła do problemu ogólnonarodowego, w który musi się zaangażować premier, choć doprawdy czasu nie ma między poniedziałkiem a piątkiem zbyt wiele i nie za wszystkim może nadążyć - szczególnie, że ciągle jeszcze kuśtyka. Angażuje się więc, choć zrozumiałe jest, jak bardzo muszą go absorbować sprawy inne - choćby progi ostrożnościowe; jeden wprawdzie szczęśliwie udało się pokonać, ale zostały jeszcze dwa. Żeby je tak samo gładko sforsować, trzeba się porządnie przygotować i trochę rozpędzić przed odbiciem. Mógłby sobie wprawdzie premier odpuścić, boć to tylko samorządowcy - ale samorządowiec też człowiek i do jakiejś partii należy albo przynajmniej ma powiązania czy sympatie. W tych wszystkich przypadkach kierunek w stronę PO jest oczywisty, kto więc rozsądny - musi zrozumieć, że przymus wystąpienia przewodniej siły narodu do boju jest jak najbardziej naturalny i uzasadniony. Nie można oddać nawet guzika ! (premier- historyk to wie, prawda ?)

   A na serio: do tych zacytowanych na wstępie "argumentów"  dodaje się jeszcze takie: referendum kosztuje, a do końca kadencji tylko rok - więc nie warto. Argumenty - jakby były adresowane do półgłówków: o kosztach, to mamy myśleć tylko my - żądający referendum  (piszę "my", bo też się pod pewnym wnioskiem podpisałem), a nie ten, z którego powodu tego referendum chcemy; poza tym - skoro ktoś psuł robotę przez parę lat, to niech sobie spokojnie popsuje jeszcze przez rok, czy tak ?  Ale może nie ma co narzekać - samiśmy sobie winni; sami - bo dopuściliśmy do niebywałego rozwydrzenia i rozzuchwalenia władzy. Doprowadziliśmy do tego przez nasze lenistwo, bezwład i niechęć do korzystania z tego, do czego uprawnia demokracja - i przez pozostawanie w wyniesionym z PRL przeświadczeniu, że kłócić się z władzą - to tak, jak sikać pod wiatr. Ale przecież od czasu PRL zdążyło już wyrosnąć całkiem nowe pokolenie, więc jak to jest ?  Żadnego funkcjonariusza, od najniższego do najwyższego szczebla nie powinna opuszczac świadomość - a my mamy obowiązek tego dopilnować - że jest przez nas wynajęty do wykonania roboty; on, rzecz jasna, chętnie o tym zapomni i będzie się wywyższał, jak choćby ten, który z wysokości swego prezydenckiego stolca czuł się uprawniony do rzucenia epitetu: "hołota" - choć nie za to przecież bierze od miasta pieniądze. Również nie za to, że zaprasza kogo chce - za pieniądze miejskie, ale według swego widzimisię.

   Władza czuje się bezkarna. Premier, zamiast się z czegoś tłumaczyć lub usprawiedliwiać - atakuje; minister - zamiast przepraszać i obiecywać poprawę, proponuje wykład; poseł - wymyśla i obraża. Za tym wzorem idą pomniejsi - chyba szkoda czasu na dowodzenie, że powinno byc inaczej: oni powinni zaglądać nam w oczy i sprawdzać, czyśmy zadowoleni; nie powinni byc pewni jutra i czuć miecz wiszący, jak nad głową tego faceta z antycznego mitu - miecz w postaci groźby odwołania, które przecież powinno być zasadne w przypadku każdej nieudolności czy niezborności działań, a nie tylko w razie grubych nadużyć i kompletnych katastrof w zarządzaniu. Także zasadne wtedy, kiedy pracownik samorządu zapomina o swojej podstawowej funkcji i usiłuje być przede wszystkim politykiem. Niezręcznego kafelkarza przepędzamy, jak tylko zacznie układać krzywo; czemu mielibyśmy wahać się w przypadku spraw znacznie poważniejszych ? Że takie pilne patrzenie prezydentom na ręce i grożenie odwołaniem mogłoby paraliżować pracę samorządów ?  Bzdura - wiadomo, kiedy i co jest uzasadnione, a kiedy nie. Takiego, na przykład, pana Szczurka z Gdyni nikt jakoś nie próbuje odwoływać, prawda ?  Ja wniosek o referendum w Sopocie popieram - nie dlatego, że w swoim czasie o prezydencie Karnowskim było głośno i to w sposób nieciekawy. Nic o tamtych sprawach nie wiem, a moje pretensje - nie wiem, czy dla innych wystarczające - są takie: pomysł z zespołem usługowo-biznesowym w miejscu dworca uważam za szkodliwy dla miasta, podobnie,  jak i przeforsowaną przez prezydenta praktyczną rezygnację z "Czerwonej Drogi" (w trzykilometrowy tunel pod Sopotem nikt przy zdrowych zmysłach chyba nie wierzy) ;  mam mu też za złe jego stosunek do inicjatywy dotyczacej pomnika Ofiar Smoleńskich; wreszcie - jestem niezadowolony z tego, że teraz za śmieci mam płacić dwa razy więcej. Jak z referendum wyjdzie - zobaczymy; nie wiem w końcu, czy zebrano tyle podpisów, ile trzeba. Nawiasem mówiąc, zbierano tez podpisy pod protestem przeciw referendum. Bzdura kompletna, bo nie ma żadnej procedury prawnej przewidującej składanie wniosku o nieorganizowanie referendum (!!!).  Mimo to  - komuś się chciało; nie ma powodu, żeby nam chciało się mniej.  Obowiązywała kiedyś zasada, że przywilej wygasa przez nieużywanie. Ani się obejrzymy, jak to się może stać.

Eurybiades
O mnie Eurybiades

Konserwatysta

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Polityka