- Nie jestem działaczem społecznym o cechach przywódczych ani pastorem, a co do koloru skóry - to jest on taki, jaki zwyczajnie bywa u osiadłych nad Wisłą; a jednak - podobnie, jak swego czasu ów nieżyjący już Amerykanin, co go powyżej opisałem - miałem sen! Miałem sen i był on w nastroju łagodnym oraz przystającym do budzącej się właśnie wiosny - no i optymistycznym, a to go wyraźnie odróżniało od trapiących mnie ostatnio - nie chcę powiedzieć, że koszmarów - ale z drugiej strony, jak nazwać śnione scenki z udziałem postaci z życia publicznego, wśród których najmniej przerażającą jest ta z językiem plączącym się wskutek pogłosu? Miałem sen, a miał on postać nie logicznie uporządkowanej i zachowującej ciągłość całości, lecz stanowił raczej zlepek nie koniecznie powiązanych z sobą obrazków oglądanych - a to, jakby na ekranie telewizora, a to - na żywo; ot, na przykład takich:
- w Baranowie wylewają beton na pasach startowych, bo jednak ta, jak to powiedział pewien polityk - megalomania wzięła górę nad koncepcjami opartymi o taksówkę z Sopotu i lotnisko w Berlinie. Roboty na Odrze wreszcie zakończone i pierwsze barki z kontenerami płyną do nowego portu u jej ujścia do Bałtyku - a gdzie tylko na tej rzece jakiś most, to posterunek straży granicznej zawraca popychanych z zachodu lekarzy i inżynierów. Omijając te posterunki, w odwrotnym kierunku podąża po zmianie nazwiska przypominającego natrętnie o narodowości - na "Niemiec", niegdysiejsza marszałek jednego z województw; czyni to wpław nie bacząc na rtęć w wodzie. W Brukseli, podczas różnych spotkań, nie widywany od pewnego czasu w kraju były podwójny premier stoi skromnie z boku, a co tylko ktoś zechce przywdziać zdjętą wcześniej marynarkę - on podbiega i pomaga; za zręczność w tej usłudze jest wśród unijnych notabli wysoko ceniony. Jeden z byłych ministrów przesiaduje przed warszawskimi kościołami z czapką na kolanach, bo nie ma na odsetki od kasy, co ją miał wypłacić - a znacznie opóźnił. Pewien do niedawna dostojnik państwowy policjantom, co po niego przyszli, próbuje wcisnąć kilka kopert spośród wcześniej nagromadzonych. Znany mecenas, jak ponownie omdlał - tak leży z zamkniętymi oczami i czasem tylko, nie otwierając ich wyzgrzyta, że Kaczorowi tych wież nie odpuści. Exparlamentarzysta - chłop duży i pyzaty - smaży naleśniki, ale chętnych mało, bo niesmaczne - i ponowna wtopa biznesowa pewna. Jeszcze jeden z bywszych ministrów licząc na zbieżność nazwisk szuka protekcji w staraniach o azyl w ambasadzie ukraińskiej, ale bezskutecznie. Do tego - pewien facet płacze; robił to już wcześniej, ale teraz - stale.
Ot, zlepek scen pokazujących jakąś rzeczywistość nie do wyobrażenia. We śnie ten mało składny zbiór obrazków poprzedzało to: Izba Pracy Sądu Najwyższego unieważnia wybory prezydenckie, bo jeden z kandydatów, jako wytrenowany w boksie miał zbyt wyraźną przewagę nad odżywiającym się wafelkami przeciwnikiem - a do tego w PKW wyraźną większość osiągnęła frakcja dowodzona przez tłustego mecenasa; załatwił sobie podwójny głos, co umotywował swoją przekraczającą normy objętością. Premier to dekretem przyklepał.
Gdyby w tym wszystkim doszukiwać się odrobiny logiki - nic z tego, co opisałem na początku nie powinno się było w tej sytuacji - to znaczy, po unieważnieniu - w moim śnie wydarzyć. A jednak... Pamiętam jeszcze takie przymglone i niezbyt wyraźne scenki, które być może coś wyjaśniają: - po ulicach Warszawy uwijają się chłopcy w plamistych szaro-zielonych mundurach i ktoś mi objaśnia, że to chyba WOT prowadzi ćwiczenia nt. "Walka z dywersją antypaństwową w warunkach wielkomiejskich". I ten sam głos dopowiada, że oni jakoby przyszli od strony Sulejówka.. Co to się potrafi plątać po uśpionej łepetynie - i czy warto do tego przywiązywać jakąkolwiek wagę? Wiadomo: sen - mara...
Inne tematy w dziale Polityka