To już postanowione: jutro udaję się do banku, żeby wycofać cały skromny kapitalik, który się tam zgromadził przez lata cierpliwego ciułania. Nie uda się to pewnie za jednym zamachem, bo się nie zapowiedziałem - ale tak, czy inaczej wkrótce potem ułożę paczkę banknotów w skrytce pod podłogą (myszy w domu nie ma) i odetchnę: co pewne, to pewne! Ta skrytka - to rozwiązanie tymczasowe i już myślę, co potem; pomysłów, wcale zresztą nie odkrywczych, jest parę. To jasne, że powyższą decyzję podjąłem pod wpływem pojawiających się ostatnio w Salonie ostrzeżeń przed możliwością utraty zgromadzonych w banku zasobów wskutek działań rozmaitych oszustów. Powinienem jednak wyjaśnić, że te ostrzeżenia skłoniły mnie do myślenia o bezpieczeństwie moich skromnych oszczędności w kontekście nieco szerszym, niż owe oszustwa, którymi zostałem postraszony; a skoro już się za to zabrałem - to warto ten kontekst uczynić jeszcze przestronniejszym.
Tę potrzebę szerszego myślenia uzasadniam tym, że okoliczności, w jakich od pewnego czasu żyjemy, nie są zwyczajne i do zanudzenia przewidywalne; odwrotnie - podlegamy ciągłym zaskoczeniom związanym z wywracaniem do góry nogami porządku, jakim się dotąd rządziły sprawy publiczne: ruszono z posad bryłę państwa - i dzieje się, oj - dzieje! Te zaskoczenia stają się z dnia na dzień normą, a więc i zdumienie za każdym razem mniejsze, a żaba jest gotowana systematycznie; czy, gdybyśmy budząc się pewnego ranka stwierdzili, że nasze rachunki bankowe - no, może nie wyparowały, ale wyraźnie zeszczuplały - powinniśmy się dziwić? W żadnym razie, gdyż władza swymi konsekwentnymi i nieustającymi posunięciami próbuje przyzwyczaić nas do poruszania się w rzeczywistości odmiennej od tej, do jakiej w ostatnich latach przywykliśmy: prawo jest stosowane nie według litery wspieranej przez objaśniającego ją ducha, lecz wedle widzimisię z tą literą całkowicie sprzecznego, a kreowanego ku własnej wygodzie przez władzę; jednym słowem - "prawa, jak je rozumiemy". A skoro tak, to czemu z rachunkami nie miałoby stać się coś nieoczekiwanego? Wiadomo, że to, co możliwe - stanie się prędzej czy później; czy jeszcze półtora roku temu pomyślelibyśmy np. o mianowaniu prokuratora krajowego bez zgody prezydenta? Albo - czy przez głowę przeszłaby nam myśl o kwestionowaniu prawa o stosowaniu przez prezydenta łaski w dowolnie wybranym czasie? A to wszystko - i parę innych rzeczy - doszło do skutku. Łamanie prawa, choć niedopuszczalne i karygodne - jest możliwe, a więc nastąpiło. Co, że z pieniędzmi taki niezgodny z prawem przewał nie mógłby się wydarzyć? Nie tak dawno okazało się, że odkładane przez obywateli składki na fundusz emerytalny nie są ich własnościę - tak uznał ówczesny, a jednocześnie obecny premier i za jednym pociągnięciem jego długopisu połowa tej forsy poszła się, że tak powiem - czochrać. A inny przykład - proszę bardzo: swego czasu tzw. władza ludowa, do której obecna zaczyna się zdecydowanie upodabniać w dążeniu do mocnego ujęcia społeczeństwa za twarz, dokonała tuż na początku lat 50. manewru zwanego zmianą pieniędzy. Pamiętam to dobrze, bo byłem już podrośniętym chłopakiem; wstajemy pewnego ranka, a tu nowa rzeczywistość: obowiązuje przelicznik - z tym, że nie wszystkie pieniądze są według niego przeliczane, bo forsa zachomikowana przez obywateli - tylko do pewnego limitu. Podregulowaniu uległy też przy okazji ceny; pamiętam, że cena np. cukru po przeliczeniu została pomnożona przez trzy. Jednym słowem, obywatel na tym - w odróżnieniu od władzy - korzystnie nie wyszedł.
Nie idzie mi zresztą wyłącznie o to, co mogłoby się wydarzyć w związku z pieniędzmi - lecz o wszystko, co nadal jeszcze może się wydawać nieprawdopodobne, a cośmy my, naród (niektórzy utrzymują, że dumny!) swoją decyzją sprzed półtora roku uprawdopodobnili. Jak się rzekło: co możliwe - stanie się prędzej, czy później; skręcenie wyborów - proszę bardzo, delegalizacja PiS - czemu nie, a póki co - położenie np. łapy na pieniądzach, którymi niektórzy wspierają tę partię; nie po to postanowiono ją zagłodzić przez wstrzymanie subwencji, żeby pozwolić na dokarmianie czymś w rodzaju kroplówki. Nie twierdzę, że to wszystko się stanie, ale że może - to pewne, bo czy nie widzieliśmy dopiero co podobnych posunięć w innych krajach? Gdybym pisał tę notkę niespełna dwa tygodnie temu, wśród tych moich przewidywań mógłbym umieścić np. likwidację niewygodnej telewizji; teraz już nie muszę, bo - jak się okazuje - życie potrafi wyprzedzać proroctwa. Dekret czy uchwała - i, jak to się mówi - po ptokach. Przywykliśmy, na przykład, mówić i pisać co nam się podoba - aż tu raptem chłopak za napisanie o szabrze na terenach powodziowych ma policję na karku i podobnie rzecz wygląda z panią, co wyraziła życzenie, aby ktoś tam zginął (nie fizycznie, a w sensie - zgiń, przepadnij!). Do tego doszliśmy, a dokąd zmierzamy - łatwo dopowiedzieć. Póki co - śpieszmy się pisać; wolność słowa tak szybko odchodzi!
Inne tematy w dziale Polityka