To wymaga uściślenia: nie idzie o zgodne z regułami posługiwanie się językiem w państwie o ustroju demokratycznym, a o wizytę posła Michała Gramatyki w TV Republika. Rzecz sama w sobie - mało istotna, ale jakieś tam refleksje wywołująca; no, może "refleksje" - to słowo o kalibrze zbyt grubym, jak na to, co na ekranie zobaczyłem - ale już tak zostawmy. Otóż - tak sobie myślę: nieźle by było, gdyby zabierający się za działalność publiczną człek mógł mieć możność dysponowania czymś, co - skrótowo rzecz ujmując - można nazwać zdrowym rozsądkiem. Ponieważ jednak natura zwykła obdarzać tym dobrem niezbyt rozrzutnie - nienajgorzej byłoby starać się przynajmniej o zachowanie przyzwoitości; jeśli i to okaże się niewykonalne - to w ostateczności wypadałoby zalecać daleko posunięte umiarkowanie i rozwagę w eksponowaniu tego, co się wylęga w miejscu zajmowanym zwykle przez mózg. To są wymagania chyba nie przerośnięte, ale - jak się wydaje i co potwierdza to, co na ekranie zobaczyłem - zastosowanie się do nich bywa niełatwe.
Wspomniany poseł oraz wiceminister zagadnięty w sprawie pani Anny Wójcik wypowiedział się obszernie wspierając się danymi liczbowymi: przygotował się najwyraźniej na możliwe pytania, bo kto na zawołanie wytrząsa z rękawa liczby i procenty dalekie od tego, czym się zajmuje na co dzień? A w przedmiotowej sprawie wyeksplikował swoje zdanie tak: wśród tzw. osadzonych kobiety stanowią zaledwie 3%, a z tego tylko 10% - to panie przebywające w areszcie i wśród nich właśnie znajdowała się pani Anna; przeliczając - to uczestniczyła w znikomej ilościowo grupce stanowiącej 0,3% ogółu pozbawionych wolności (to już mój dodatek). Po co ta informacja - pojęcia nie mam, bo do rzeczy można było odnieść się krócej i bardziej bezpośrednio - i do głowy przychodzi mi tylko to, że szło panu posłowi o zminimalizowanie problemu: chłopów za kratami od groma, a aresztowanych kobiet - tyle, co nic, więc o czym tu w gruncie rzeczy deliberować. Do tego - część z tych zamkniętych pań, to z pewnością - co słusznie zauważył poseł - mamy tęskniące do swych dzieci i wałkowanie wyłącznie przypadku jednej z nich - to ze strony PiS niegodziwość; wypada przy tym zauważyć, że - przy swoim zamiłowaniu do liczb - poseł nie poinformował, jaki procent tych uwięzionych mam ma dzieci dotknięte tak szczególnym niedomaganiem; także, wobec ilu stosuje się, jak wobec pani Anny - areszt wydobywczy. Za to o kajdankach wypowiedział się, że skoro przepisy dopuszczają, to... wiadomo, co.
A poza tym - sprawa Cyby; tak,poseł uważa, iż morderca powinien siedzieć i ubolewa, że tak się nie dzieje w wyniku czyjegoś błędu - popełnionego przez kogo - to niezupełnie jasne; błąd "popełniono". Trudno posądzać osobę ministerialną o używanie słów niezgodnie z ich znaczeniem; "błąd" - to przecież coś, co się przytrafia niechcący przez przypadek lub brak wiedzy; o, jak ktoś w szkole napisał np. "głópi" (to bez związku z tym, o czym piszę) - podkreślano to na czerwono, jako błąd; on to napisał przez pomyłkę albo z niewiedzy. Gdyby odpowiedni urzędnik wymiaru sprawiedliwości wypełniając stosowny kwit (nie wiem, czy to tak się odbywa) rozproszony czymś, zamiast jakiegoś zasługującego na zwolnienie Cypy wpisał Cybę, to zgoda: błąd. W tym jednak przypadku zamiar był całkowicie oczywisty oraz świadomy - i trudno przy tym nie odnieść się do tego, co w sprawie zwalniania więźniów ogłosiła pani wiceminister nie nazywająca się już Dubois.
Po co panu posłowi to wszystko wytykam, skoro grubszych spraw bez liku? O jego istnieniu dowiedziałem się nie tak dawno - jakieś może dwa lata temu, a co to jest w skali mojego żywota! Robił wrażenie sympatyczne - powierzchowność bez zastrzeżeń, łysina - jak u mnie i w dodatku gdzieś zasłyszałem, jakoby całkiem udatnie potrafił wykonywać szanty; to składało się na obraz nienajgorszy - no, gdyby tylko nie to, że politycznie ustawił się w miejscu dla mnie nie do przyjęcia. Ale przecież i do przeciwników politycznych można czuć coś w rodzaju sympatii! Napisałem - "coś w rodzaju", bo w naszych warunkach z tą sympatią jakoś nie wychodzi - zwłaszcza, gdy się okazuje, że jej ewentualny obiekt wcale szczególnie nie naciskany, staje po stronie złej i jej twardo broni; to się właśnie panu Michałowi udało. W gruncie rzeczy to, co powie czy też czego nie powie pan Michał Gramatyka, nie ma większego znaczenia - po co więc te blisko 600 słów tekstu? Po paru chwilach tzw. autoreflaksji nachodzi mnie myśl, że to z powodu zawiedzionego przeświadczenia, iż są rzeczy, o których można myśleć i mówić podobnie - niezależnie od usytuowania politycznego; to dotyczy nie tylko opisanych tu przypadków. Niewykluczone też, że sprawa jest prostsza: czasami człowiek musi - inaczej się udusi.
Inne tematy w dziale Polityka