Przytoczenie w tytule nazwiska bez imienia i innych przynależnych określeń - to nie obcesowość ani przejaw braku szacunku. Wiadomo, że tytuł winien być zwięzły - a ja już i tak trochę chyba przekroczyłem rozsądną miarę i gdyby dodać do tego: pan, Szymon, Marszałek Sejmu, Prezes Polski 2050 - to przesada w rozmiarach tytułu byłaby oczywista; dobrze, że w tym przypadku nie zachodzi konieczność dodawania jeszcze skrótów w rodzaju: prof., dr czy choćby mgr.
A zmierzając do tzw. - jak niektórzy mówią - adremu, czyli wspomnianych w tytule bredni: pan Marszałek Sejmu Szymon Hołownia wygłosił uzasadnienie konieczności przyjęcia tzw. "ustawy incydentalnej" pozwalającej wybranym według klucza stażu sędziom SN orzekać w sprawie ważności najbliższych wyborów prezydenckich. Nie jest tak, aby w naszym systemie prawnym istniało coś na kształt czarnej dziury: nie ma kto orzekać - i na gwałt, a także w zbyt krótkim czasie należy tę dziurę łatać. Przypominanie o istnieniu przeznaczonej do tego celu Izby SN, której orzeczeń w różnych sprawach dotąd nie kwestionowano, staje się powoli czynnością przyprawiającą o znudzenie - bo wielokrotnie powtarzaną bez pozytywnego skutku.
Pan Marszałek przekonywał, że ww. ustawa jest środkiem zaradczym na panujący w kraju chaos prawny; tego właśnie, tzn. owego "chaosu" dotyczy użyty w tytule niewybredny termin "brednia". No, bo tak: o chaosie prawnym możnaby mówić w okolicznościach dowodzących, że w obowiązującym prawie istnieją przepisy wzajemnie się wykluczające, a przynajmniej częściowo ze sobą sprzeczne; jedna ustawa mówi to, a druga tamto - i owo "to" nijak się ma do "tamtego", a do tego kompetencje organów państwa nakładają się na siebie w sposób uniemożliwiający ich funkcjonowanie. Mimo licznych narzekań na niedoskonałość i pewną już nieaktualność obowiązującej konstytucji chaosu prawnego u nas się, jako żywo, nie uświadczy. Natomiast chaos w wymiarze sprawiedliwości - o, to jak najbardziej; on się rozwija, krzepnie i przybiera na sile, dokarmiany przez władzę coraz obficiej działaniami wykraczającymi poza to, na co może sobie pozwolić państwo funkcjonujące "na podstawie i w ramach prawa". Do tak rozumianego chaosu przyłożył rękę także szanowny Marszałek, między innymi omijający swego czasu, w sprawie pisowskich posłów, właściwą izbę SN; to nie był skutek istnienia sprzecznych przepisów - a więc chaosu prawnego, lecz świadome i tym samym bezczelne naruszenia prawa. To, co wygłasza wysoki dostojnik - w tym przypadku druga osoba w państwie - powinno być klarowne, czytelne i nie budzące wątpliwości; jeśli stwierdza się w tym coś, co - najdelikatniej rzecz ujmując - można nazwać odchyleniem od prawdy, konieczność dociekania przyczyn takiego stanu rzeczy wydaje się być uzasadniona - ba, nawet konieczna! Chaosu prawnego de facto nie ma, a Marszałek z wysokości swego sejmowego stolca twierdzi, że jest. Trudno taki przypadek pominąć bez próby przeanalizowania, dlaczego on się pojawia - czy to skutek chaosu właśnie, występującego w szarych komórkach rzeczonego dostojnika, braku solidnego wykształcenia pożytecznego przecież przy pełnieniu ważnych funkcji - czy też złej woli, skłaniającej do wprowadzania rodaków w błąd. Nie podejmuję się rozstrzygania, z czym tu mamy do czynienia - tym bardziej, że wszystko to może występować łącznie; przypuszczenie, że tak jest istotnie, nie musi zasługiwać na natychmiastowe odrzucenie.
Wypowiadali się w tej sprawie i inni, a mnie zapadło w pamięć to, co wyartykułowali dwaj partyjni koledzy Marszałka, jak i on - Trzeciodrogowcy: Ćwik i Dziambor. Pierwszy powiada, że ustawa jest niezbędna, bo obecny stan prawny korzystny jest dla PiS - a drugi, że istnieją wątpliwości co statusu wiadomej izby SN i choć on w tej sprawie głosu nigdy nie zabierał i zdania w tej sprawie najwyraźniej nie ma, to za ustawą optuje jak najchętniej. Oczywista badziewność tej argumentacji sprawia, że mocno wątpliwe jest, aby znalazł się ktoś chętny do polemiki; wymagałoby to zejścia o parę stopni poniżej poziomu, na którym porusza się jako - tako kumaty człek.
Pytanie - po co to wszystko? - wydaje się zasadne. No, bo mogąc zrobić wszystko, co się tylko zamarzy - a będąc większością ma się do tego prawo ograniczone wyłącznie potrzebą przestrzegania zasad Konstytucji - nie trzeba tego w jakiś szczególny sposób uzasadniać; a jeśli już - to niechby użyta do tego celu argumentacja nie była kłamliwa i miałka intelektualnie, bo to obraza adresata. No, chyba że o to właśnie idzie: nie dość, że możemy zrobić, na co tylko przyjdzie ochota - ale do tego w formie uzasadnienia rzucić byle ochłap. Chyba nie jestem do tego podejrzenia przekonany w stu procentach, ale z drugiej strony - "kto zgłębi lewackich poczynań pokrętne meandry"...
Inne tematy w dziale Polityka