Nakręcono przed wojną film pt. "Pani minister tańczy", a w nim znalazła się piosenka ze szlagwortem: "nowe reformy pani minister". Słowo: reformy - to wtedy poza tym, jak je wszyscy rozumiemy - znaczyło: majtki, więc publika tą dwuznacznością była bardzo rozbawiona i ryczała ze śmiechu, choć dowcip - przyznajmy to - był raczej niewyszukany. Ten film przypomniałem sobie, bo wyśmiewanie się z tego, co robi lub mówi jakaś pani minister okazało się teraz przyjemnością łatwo dostępną i nie wymagającą zagłębiania się w to, co dana funkcjonariuszka nosi: Calzedonię czy Intimissimi.
Ot, taka np. pani minister - pardon, ministra! - zdrowia ogłosiła, że dzięki jej - no, może nie reformom, ale pomysłowi - chłopcy na równi z dziewczynkami nie zachorują na raka szyjki macicy; pożałowałem natychmiast, że już zdążyłem dorosnąć, a nawet zestarzeć się i ten pomysł przeszedł mi koło nosa. No, dobra - wcale nie pożałowałem, tylko się zdrowo uśmiałem - podobnie, jak wtedy, kiedy pani minister użalała się na poprzednią władzę, że ta miała zgubny zwyczaj płacenia szpitalom za leczenie pacjentów i teraz te rozbestwione szpitale też się tego domagają; także wtedy, gdy ona obiecywała załatwiać poważne sprawy przy pomocy znanego wszystkim dzieciom akcesorium bajkowego. Jednym słowem, rozrywka - szczególnie, że od pani IL nie są w tej materii ani trochę gorsze jej rządowe koleżanki z resortu np. klimatu i środowiska - a nie chcąc okazać się mizoginem, nie mogę nie wspomnieć ministra obrony; facet, którego z racji piastowanej funkcji chciałoby się widzieć twardzielem - w płaczliwym tonie uskarża się że jego koalicyjni towarzysze przestali się wzajemnie lubić. Nic, tylko się zaśmiać - choć trochę przez łzy.
Co ja tyle o tym śmiechu? Ano, bo w działaniach władzy widzę pewną konsekwencję: ona nie dość, że nawołuje, aby Polacy się uśmiechali - to jeszcze dostarcza im powodów. Tak zresztą z tą formacją było od najdawniejszych czasów - robili, co mogli: obecny a jednocześnie niegdysiejszy premier zamierzał upamiętnić Ofiary Smoleńskie przy pomocy - uwaga! - postumentu i wyartykułował to słowo własnymi ustami, a premier jeszcze wcześniejszy popisując się erudycją przypisał słynne "niebo gwiaździste" Heglowi. Zaś syntezą dokonań tej strony sceny politycznej w tym zakresie niech będzie Rubikoń wiozący na grzbiecie sześciu króli, którym głowa psuje się od góry; wszystko to w Rzymie upadającym w pełni rozkwitu (jeśli ktoś nie pamięta - to dzieła zebrane byłego szefa Nowoczesnej).
Ech, gdybyż to życie polegało tylko na zabawie... zdarzają się jednak sprawy nie do śmiechu. Tytułowa pani Izabela będzie likwidować porodówki, bo rodzi się mało dzieci. Nie chcę użalać się nad położnicami mieszkającymi 30 km od szpitala z oddziałem położniczym; idzie mi o sposób podchodzenia do kłopotliwego problemu, polegający na poddaniu się napotkanemu złu i dostosowaniu się do niego: nie - próbować pobudzić i zwiększyć dzietność, a raczej - zlikwidować istniejącą, związaną z nią infrastrukturę. To samo z finansami: jest dziura wynikająca m.in. ze słabej ściągalności podatków, to zamiast próbować tę ściągalność podnieść - zwiększyć deficyt.
Żeby nie było, że tylko się czepiam: - rozumiem, że do zarządzania państwem skierowano najlepszych z najlepszych i w związku z tym wszelkie proste rady w rodzaju: zamienić, zastąpić - są chybione; trzeba operować wyłącznie posiadanymi zasobami. Ale myśl o jakiejś roszadzie - aż korci! Pani Leszczyna - polonistka, co chyba "Pana Tadeusza" w odróżnieniu od pani Nowackiej w całości przeczytała - na miejsce tejże w w resorcie edukacji! Kosiniak - doktor nauk medycznych - do resortu zdrowia! Pani Nowacka - do finansów; zna się na nich tak, jak na edukacji - ale ciekawie będzie dowiedzieć się, o ile można pogłębić dziurę. Na wszelki wypadek - przyznaję się: robię sobie tzw. jaja.
Inne tematy w dziale Polityka