Eurybiades Eurybiades
674
BLOG

Kosiniak Kamysz i jego koncepcja bezpieczeństwa państwa

Eurybiades Eurybiades PSL Obserwuj temat Obserwuj notkę 50

     Wygląda na to, że Kosiniak Kamysz proponując wystawienie w wyborach prezydenckich wspólnego kandydata obozu rządzącego powiedział coś niebywale istotnego - bo i komentatorzy polityczni zaczęli o tym pytlować, a i sam Donald Tusk zareagował.   Cóż w tej jego wypowiedzi ciekawego - możnaby zapytać.   Możliwości są przecież dwie: albo kandydat wspólny - albo każda partia wystawia swojego;  wskazanie na jeden z dwu możliwych wariantów, to nic oryginalnego, wręcz - banał.  Ciekawsze, a w każdym razie dające więcej do myślenia jest to, co wspomniany polityk i wysoki  (ok. 190 cm)  funkcjonariusz państwowy wyartykułował przy tej samej okazji - a co brzmiało tak:   "Nie będzie bezpieczeństwa Państwa Polskiego dopóki nie wyłonimy prezydenta, który nie będzie ani prawicowy, ani lewicowy - ale wspólnotowy".  

   Hmm ... - pomyślałem sobie:  któż to taki, ten wspólnotowy - czym on się charakteryzuje i gdzie go szukać?  A przede wszystkim - co znaczy w odniesieniu do polityka to słowo, brzmiące swojsko, ale nie nacechowane szczególną precyzją.  Wspólnotowy, czyli - wedle Kosiniaka - ani lewy, ani prawy.  Kierując się zaprezentowaną przez niego logiką wypadałoby stwierdzić, że tak prawicowcy,  jak i lewicowcy  bezpieczeństwa Państwu nie zapewnią, bo są mu być może z zasady przeciwni - a w najlepszym razie jest im ono obojętne;  dlaczego - to słodka tajemnica pana WKK  ( to nie jest skrót oznaczający Wszechstronny Konkurs Konia...itd.)  i niech tak zostanie.

   Co to może znaczyć - wspólnotowy...  może taki, co to szczególnie dba o dobro wspólnoty, czyli narodu?  Ale jaki polityk tego nie zadeklaruje, a poza tym - to nieszczęsne słowo  "naród";  po stronie, którą pan Władysław wybrał  zbyt chętnie się go nie używa.  A może idzie panu wicepremierowi o takiego kandydata, którego wytypuje wspólnota?  Kandydat wspólnotowy ... -  brzmi nieźle, ale wypadałoby ustalić, co ma na myśli wyżej wzmiankowany mówiąc:  "wspólnota" - cały naród  (znów to niefortunne słowo!), czy jakąś ze składających się nań grup, powiązanych wewnętrznie wspólnym celem czy interesem.  Jeśli to pierwsze, czyli - naród, to klapa kompletna - bo on, ten naród - nigdy się co do jednego kandydata nie dogada;  do czego zresztą byłyby wtedy potrzebne wybory?     A jeśli drugie, czyli grupa  - to czemu wykluczać prawicę i lewicę, też przecież grupy - i co by wtedy zostało?  Same zagadki - i można podejrzewać, że pan Wladysław mówiąc to, co powiedział, nie zastanawiał się nadmiernie i nie przypuszczał, o jakie rozterki   jego słowa mogą  przyprawić ich odbiorcę.  Ale z innej strony na rzecz patrząc - to niewykluczone, że te rozterki mogą być nieuzasadnione, bo on, jak na szefa formacji ludowej przystało, kieruje się madrością ludową, zalecającą m.in. dla bezpieczeństwa nie wychylać się nadmiernie w żadną stronę. Ale skoro tak - i stąd  "ani prawicowy, ani lewicowy" - to czemu zatrzymywać się w pół drogi?  Dlaczego nie - nie za gruby, ale i nie za chudy, nie stary - i nie młody, nie mały - i nie wysoki...   wydaje się, że dopiero wykluczenie wszystkich możliwych przeciwieństw i skrajności byłoby rozsądną konsekwencją ledwie zarysowanego pomysłu wicepremiera.

Wicepremiera...  skoro już przy tym jesteśmy, to wypada zauważyć, że o ile człowiek spoza polityki, żeby go cytowano, musi się niemało natrudzić i coś istotnego wykombinować - to politykowi wystarczy np. zostać wicepremierem i już wydalane przez niego duby smalone rozmaici redaktorzy na wyprzódki popularyzują na pasku w telewizorze  (tam to widziałem).  Cóż -  "nie ma w tym równości" - jak mawiał jeden z bohaterów Dickensa dolewając wódki do grogu.

Eurybiades
O mnie Eurybiades

Konserwatysta

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (50)

Inne tematy w dziale Polityka