Nie sądziłem, że kiedyś do tego dojdzie - ale to może bliskie Święta skłaniają mnie do ruszenia z obroną, a przynajmniej - z wyjaśnieniami. Idzie o to, że Donald Tusk coś tam powiedział , adresując to do Prezydenta; no, powiedział - ale nawałnica komentarzy wywołana tym faktem była niemal miażdżąca i trudno nie wyciągnąć pomocnej dłoni. Rzecz każdą przed osądem należałoby obejrzeć ze wszystkich stron; jeśli postąpimy tak i w tym przypadku, a zwłaszcza - należycie osadzimy tę wypowiedź w kontekście ostatnich wydarzeń, wszystko zaczyna wyglądać następująco:
- Joanna Kluzik Rostkowska napisała, że oboje z Bartkiem Sienkiewiczem krzyczeli: - precz z komuną! - i komuna odeszła. Nieco wcześniej pani Leszczyna powiązała inflację z wolnymi mediami, a poseł Kierwiński wyjaśnił, że owszem, mało kto wierzy, iż opozycja mogłaby rządzić - ale to dlatego, że teraz nie ma wyborów. Wynika z tego jasno, iż nader często politycy poddawani ciągłej presji podsuwanych pod nos mikrofonów nie mają czasu na zastanowienie; mówić trza - a pomyśleć nie ma kiedy. Niezależnie od tego istnieje też dość mocno uzasadnione podejrzenie, że niektóre budzące wesołość wypowiedzi padają po głębokim namyśle i są wynikiem przesadnego zaufania do procesów przebiegających pod własną czaszką osobnika stojącego przed mikrofonem i kamerą.
Co do tego ma wystąpienie Tuska? Ano, ma - to mianowicie, że przywódca dźwiga większą odpowiedzialność, niż szeregowcy. Lepiej też od nich ogarnia całokształt tego, co się dzieje i potrafi wyciągać wnioski z ich potknięć; oni od biedy mogą się potykać, on nie powinien. Jeśli dobrze rozumiem wynikający z tego tok myślenia DT, to wyglądał on chyba tak: - po co się wychylać z własnymi przemyśleniami, skoro istnieje ryzyko wpadki, jak u pań Kluzik i Leszczyny? Wlecze się to potem za człowiekiem, jak ta "polskość - nienormalność" i nawet usilne starania niektórych, aby temu przydać głębi - nie skutkują. Albo niewinne napomknienie o teściowej; tłumacz się potem, że ona nie jest na etacie doradcy. Słowo wróblem wylata, a powraca wołem! Co robić w sytuacji, kiedy mus się wypowiedzieć, a przy tym strach, żeby czegoś nie palnąć? Cytat z dorobku niekwestionowanego autorytetu w takiej sytuacji - jak znalazł, a z noblisty w dodatku - to już nic lepszego nie można sobie wyobrazić; pożądany odbiór jest zapewniony, a najlepszy tego dowód - to podpowiedź rzucona z tłumu przy potknięciu naturalnym, kiedy się recytuje świeżo wyuczony wiersz. Posłużenie się cytatem ma też tę zaletę, że - formalnie na rzecz patrząc - są to słowa cudze; czy Tusk powinien odpowiadać za to, co dawno temu napisał Miłosz? Kryje się za tym niewątpliwie przezorność, ale może też coś w rodzaju pokory każącej chować się za plecami lepszego? Pytania można mnożyć, a najlepiej - zadać je samemu zainteresowanemu; odpowie ani chybi szczerze, jak to ma w zwyczaju. Hmm... im głębiej brnę w te usprawiedliwienia, tym bardziej słabnie we mnie przekonanie do nich.
Inne tematy w dziale Polityka