W polityce, jak i w normalnym życiu, plany i zamiary udają się czasem od jednego zamachu - ale znacznie częściej na ich realizację wypada poczekać; czasem - bezterminowo. Który z tych wariantów najlepiej przystaje do zamierzenia podjętego parę miesięcy temu przez Donalda Tuska - to się jeszcze okaże, ale pierwszy z nich najprawdopodobniej można już odstawić na bok.
Rycerz na białym koniu - tak postrzegali niektórzy powrót wyżej wspomnianego do polskiej polityki, ale znowu inni widzieli raczej jeźdźca bez głowy utraconej w starciu z rzeczywistością daleko odbiegającą od tej, którą w swoim czasie zostawił udając się na emigrację zarobkową. Co ciekawe - obie te opinie sytuują Tuska na koniu, co jednakże nie sprawia, aby były sobie bliskie. Tuż po powrocie DT poinformował, że w pewnych okolicznościach ogarnia go furia; zabrzmiało to groźnie, a ja sobie natychmiast pomyślałem: Donaldo furioso! Skąd takie skojarzenie - wie każdy, kto otarł się o zamierzchłą literaturę. Donaldo furioso ... nie tylko taką, zaczerpniętą z przeszłości ksywę można by przewodniczącemu EPL przypisać: niedaleko szukając - był sobie książę o przydomku Pobożny - i do Donalda pasowało to jak ulał, kiedy prezentował się przy domowym ołtarzyku; był też cesarz zwany Apostatą - i to też nadaje się od czasu, kiedy zlikwidowawszy ołtarzyk nasz bohater zaczął napomykać o usuwaniu krzyży z przestrzeni publicznej. Warto przy tym zauważyć, że chyba nie trafiła się w historii postać zasługująca na dwa całkiem przeciwstawne przydomki.
A wracając do furii - to sprawa poważna, jak mało co; we wczesnym średniowieczu modlono się: - a furore Normannorum libera nos, Domine! - bo tylko w oddaniu się pod najwyższą protekcję upatrywano ratunek przed tą furią. Czy furii tuskowej należałoby bać się tak, jak wikińskiej? Bo ja wiem... z jednej strony - nasępione brwi, pobrużdżone czoło, wzrok daleki od łagodności i zaciśnięte pięści mogłyby skłaniać do mniemania, że coś jest na rzeczy. Ale z drugiej - już na Placu Zamkowym furii trudno było się dopatrzyć, a za to sporo się mówiło o energii; co tu kryć - to jednak nie to samo. Jeszcze później w TVN rzeczony coś nadmienił o prężeniu mięśni, a jakie one u niego są - każdy widzi. Kończy się to wszystko dość rozpaczliwą próbą podczepienia się pod unijną kasę, że niby: - pogadam w Brukseli z kim trzeba i załatwię! Do tego jeszcze trochę żalenia się na Kaczora - i wygląda na to, że zasób środków zmierza do wyczerpania. Wrażenie, iż ktoś tu zjeżdża po równi pochyłej, jest nieodparte; bardziej spektakularną obsuwę zaliczył ostatnio chyba tylko Paweł Zalewski wylądowawszy w partii szykującej się do dokonania wielkich dzieł już w 2050 roku.
Trzeba jednak pamiętać, co ogłosił DT: pokona PiS - a jak, to wiedzą ci, co trzeba. Może więc będzie tak: Donald przywoła całą swoją furię, wzbudzi energię, napręży mięśnie i nakreśliwszy na chlebie krzyż (radzę dobrze się przyjrzeć, jaki on będzie!) wyprowadzi na ulicę całe dwadzieścia tysięcy ośmiogwiazdkowych obywateli - a niedemokratyczna władza nie będzie miała innego wyjścia, jak tylko przed nimi wyp.......ć; zwłaszcza, że po stronie zachodzącego słońca może kryć się w utajeniu jakaś wunderwaffe, za którą Donaldowi wystarczy powiedzieć: - danke!
Inne tematy w dziale Polityka