Lodowce topnieją, co DT widział na własne oczy - i powiada, że jeśli się tego procesu nie zatrzyma, to czająca się za węgłem katastrofa klimatyczna nas dopadnie; świadomość tego jest w Polsce przy obecnej władzy żadna i dlatego wyżej wspomniany wraca do kraju. No, prawdę mówiąc - nie tylko dlatego, ale to był konkret, który najmocniej przemówił mi do wyobraźni - wyobraźni człowieka "wolnego od dylematów filozoficznych" i przez to myślącego prosto; to, wedle słów samego przewodniczącego Partii Ludowej (czy jak tam), nagabywania ze strony takich właśnie osobników skłoniły go do powrotu. A ten wypadł, jak na mój gust - tak sobie. No, bo tak: po tym całym szumie wokół powrotu uzasadnione było spodziewanie, że będzie trochę jak u Babla: "on mówi smacznie. Jak on coś powie, to człowiek chciałby, żeby on jeszcze coś powiedział!". I żeby było na koniec, jak w znanym wierszu: tata wrócił - i "ot, rozynki w koszyku!" Rozynków i w ogóle niczego smacznego nie było, ale audytorium wyglądało na usatysfakcjonowane; kolejny raz się pokazało, że co ja tam wiem o głębiach i meandrach zbiorowego platformianego intelektu... Nie chcę więc moich oczekiwań rozciągać na fanów DT: na nich zapewnienie, iż nie ma nic ważniejszego od walki z PiS - a więc że będzie, jak było - podziałało zapewne ożywczo. Aha, było jeszcze, że program nie jest najważniejszy - byle tylko PiS-owi odebrać władzę; te dwie kwestie mają najwyraźniej podkreślać trwałą ciągłość polityki PO, nie mającą ulegać żadnym zachwianiom także w przewidywalnej przyszłości. Do tego padło parę zwyczajowych, a więc nie nowych napomknień o rozkradaniu wspólnego dobra przez rozbestwiony PiS, zdziwienie - że cud, iż wskutek niedołęstwa władzy nie wymarliśmy wszyscy - oraz wytknięcie szefowi rządzącej partii niezawiązanego buta. Nie można też pominąć zapewnień. że jak o niego, znaczy - Donalda Tuska chodzi, to on zasypia i budzi się z myślą o Polsce (czy to nie nienormalne?), a włosów ma teraz mniej, bo je sobie w trosce o nią co rusz wyrywa.
Jak do tego dodać wynurzenia Borysa Budki, że niby - sondaże PO wyglądają niewesoło, bo czas zarazy nie sprzyjał uprawianiu polityki i wymagał raczej skupienia na obronie obywateli (gdyby nie to - to ho, ho!) - to obraz tego zgromadzenia wydaje się być dość kompletny, a Budka swoją gołym okiem widoczną porażkę zamienia w sukces: to zgodnie z jego inicjatywą Tusk wraca! Jak by to powiedział stary góral: - demiurg jaki, cy co?
Znużony płynącymi z tego wszystkiego doznaniami przysnąłem w fotelu - i miałem sen; "miałem sen!": - sapiąc i dysząc drepcę, żeby zdążyć do roboty, a nie idzie mi to łatwo: osiemdziesiątka blisko, a to jest to, czego muszę doczekać, żeby zasłużyć na emeryturę. A wcześniej, połykając w pośpiechu śniadanie - skromne, bo zgodnie z doktryną Tuska nie możemy zarabiać dużo, aby utrzymać konkurencyjność - posłyszałem w radiu o negocjacjach prowadzonych przez Radka Sikorskiego w sprawie zwrócenia Niemcom ziem, cośmy im bezprawnie zabrali; pierwszym krokiem w tym kierunku było zasypanie tunelu w Świnoujściu i oddanie Niemcom wyspy, co od ręki rozwiązało tamtejsze problemy. Przy okazji Baltic Pipe podłączono do Nord Stream i to stamtąd będziemy mieli gaz. A nie dalej, jak wczoraj obejrzałem w TVN (TVP już nie ma) filmik pokazujący roboty wykonywane na Mierzei przez rosyjską firmę (umowy dopilnował zaprawiony w rozmowach bez tłumacza Tomasz Arabski), polegające na zasypywaniu tego, czego natura nie chciała; ech, jak w wierszyku z dzieciństwa: - ekskawator typ BM ryje ziemię twardym łbem! Tak, tak - niewiele było trzeba czasu, aby po powrocie Tuska i przejęciu władzy wszystko wróciło do normy. I nie jest tak, że dokonania PiS odrzucano bez zastanowienia - takie np. 500+ pozostawiono - tyle, że w formie dostosowanej do okoliczności: ponieważ piniędzy znowu nie ma, co jest przecież normą, to teraz rodzice wypłacają te 500zł od łebka państwu.
Otarłszy pot z czoła tęczowym szalikiem (noszenie tego jest teraz obowiązkowe, a za brak _ mandat!) dobrnąłem do drzwi mojego zakładu pracy, a w progu - łup! Nie schyliłem się wystarczająco przed zawieszoną na nadprożu plakietką z waginą i czerwoną zygzakowatą strzałką (to też obowiązkowe) - i przebudzenie, ale przebudzenie łagodne, bo to chyba natura litościwie spowodowała ocknięcie uznając, że koszmarów na jedno przedpołudnie dosyć.
Inne tematy w dziale Polityka