Są rzeczy, którym nie warto poświęcać uwagi - ale jest ich niezwykle mało, bo większość z tych, co wydają się wyglądać na nic nie znaczące, po bliższym przyjrzeniu się może skłaniać do refleksji. Na coś takiego natknąłem się dzisiaj; zajrzałem do TVN, a tu ekran czarny i pojawia się na nim tekst: - Tu miał być Twój ulubiony program.
Nie od razu zaskoczyłem i wzruszywszy ramionami przełączyłem kanał, ale po chwili - zaraz, jak to - mój ulubiony? Zaglądam do TVN co dzień - no,chyba, że jestem w podróży albo na wakacjach, a w Grecji przecież tego nie mają. Zaglądam, żeby wiedzieć, co tam mówią; odbieram to spokojnie i tylko czasem się zżymam; to wszystko - i do tego, abym na cokolwiek nadawanego przez TVN miał powiedzieć: mój ulubiony program - daleko, jak stąd do Warszawy. Ulubiony? - w życiu, dlaczego więc ktoś po drugiej stronie ekranu próbuje mi to wmówić? Dwie są możliwości, jak w tym starym kawale o bacy i juhasie. Jedna, że ktoś tam w tej stacji strasznie jest zadufany - niby, że co tylko wymyślą i pokażą, to widz z miejsca się zakocha lub co najmniej ulubi. Trochę to rozumiem, bo atuty są, ale z drugiej strony - nie każdy musi być wrażliwy na uroki obcowania z redaktorami: Olejnik, Kolendą Zaleską, Morozowskim i z kim tam jeszcze; taki stan rzeczy należałoby akceptować i nie wyrywać się zbytnio z tym "ulubionym", bo nie wszyscy tak to widzą. Druga możliwość jest taka, że ten, co ów napis układał doskonale kuma, jak się sprawy mają i adresuje rzecz wyłącznie do tych, dla których TVN istotnie jest ulubiona. Znaczy to chyba - ni mniej, ni więcej - tylko tyle, że nadawca dzieli potencjalnych odbiorców na tych, dla których jest ulubiony i których on sam, siłą rzeczy, lubi - oraz na niewartą zachodu resztę, której istnienia musi być przecież świadom; do niej się jednak nie zwraca. Nawiasem mówiąc - gdzie to się tyle mówi o dzieleniu Polaków?
A swoją drogą - skoro jest się przez kogoś ulubionym, to jak mu wytłumaczyć przykrość płynącą z całodziennego pozbawienia dostępu do tej radości? Ja przeżyję, ale inni mogą zacząć zadawać pytania o sens: czy od czarnego ekranu i pojawiających się na nim przeprosin nie lepsze byłoby mocniejsze, niż zwykle nawalanie we władzę - jak to ona dusi wolne media, łamie demokrację i z Konstytucją obchodzi się tak, że szkoda gadać. To, jak się wydaje, byłoby z punktu widzenia naprawdę lubiących TVN - lepsze; milczenie i żałoba (ten czarny ekran) wyglądają na bezsilność i oddawanie pola. Może to stąd, że trudno serio negować coś tak oczywistego, jak płacenie podatku?
Inne tematy w dziale Kultura