Zobaczyłem wreszcie kawałek tego, co się teraz dzieje - i jest to doświadczenie cenne, bo wprawdzie telewizję oglądam cały czas, ale co naocznie - to nie do przecenienia. Z telewizją jest zresztą ten problem, że - jak mnie co rusz zapewniają różne ważne osoby - TVP kłamie; jestem gotów wierzyć - i mam na szczęście inną stację, w dodatku wspieraną autorytetem pani ambasador sojuszniczego państwa. Kłopot tylko z tym, że TVN pokazuje z grubsza te same uliczne obrazki, co ci pierwsi; czyżby też mijali się z prawdą?! - nie do wiary.
To, co zobaczyłem na żywo nie było tak barwne i dynamiczne, jak obrazy z telewizora - ale do wysnucia jakichś tam refleksji wystarczyło. Wyszedłszy między 22.00 i 23.00 z mojego położonego pod lasem domu usłyszałem dobiegający od strony centrum hałas i ruszyłem tam - trochę, żeby się przejść (o tej porze jest pusto i można bez maski), a trochę - żeby zobaczyć, o co biega. No i zobaczyłem - Aleją Niepodległości (to Sopot) ciągnął powoli sznur niezłych na ogół aut - zdecydowanie ponad krajową przeciętną - z pulsującymi światłami, a kierowcy bez przerwy naciskali klaksony. Pełzło to powoli w stronę Gdyni, a ja się zastanawiałem - w czym rzecz? Ulica pusta kompletnie, okna i drzwi pozamykane na głucho i tylko ja sterczę przy skrzyżowaniu; ten i ów z samochodu kiwał w moją stronę, najwyraźniej spragniony publiki. Wrażenie - smętne, bo trudno uwolnić się od takiego skojarzenia: trąbka (tu - klaksony) nawołuje do wolnościowego zrywu, a odzew - mizerny, prawdę mówiąc - żaden; okna zamknięte i i nikt się nie wychyla, a jedyny i w dodatku przypadkowy widz, czyli ja - nieprzychylnie nastawiony. To oczywiście o niczym nie przesądza; przyszłość, jak utrzymywał Marek Aureliusz, jest sprawą niepewną i co będzie - zobaczymy. Ale te obrazy z telewizora - barwne i żywe - też są trochę takie, jak ten z ulicy; kto się umówił - to i przyszedł, a nie widać, żeby - porwane hasłami - dołączały tłumy. Jest szum - nie można zaprzeczyć, ale czegoś do sukcesu najwyraźniej brakuje; może charyzmatycznego przywództwa? Rozglądam się, kto mógłby się nadać - i jakoś nic; przecież chyba nie Budka czy Trzaskowski - albo zgoła Hołownia? A jak nie charyzma, to może coś, co można by nazwać wsadem intelektualnym? Jakiś zestaw haseł o ciężarze gatunkowym trochę większym, niż "wyp.....ć" lub "j...ć PiS" - byłby przydatny, ale - jak się to powiada - skąd wziąć do tego ludzi? Słucham płynących z ekranu produkcji słownych - a tu opozycyjna pani wicemarszałek sejmu nie potrafi odpowiedzieć na zadane przez redaktora pytanie; ten je powtarza trzykrotnie i za każdym razem pada odpowiedź nie na temat i wydaje się to wyglądać na obkucie jednej tylko kwestii. Pani profesor Płatek twierdzi, że orzeczenie TK odbiera kobietom prawo do decydowania o sobie, a wystarczy posłuchać prof. Zolla, aby się dowiedzieć, że ten mały noszony przez kobietę organizm nie jest jej częścią; ergo - jej prawo do decydowania jest ograniczone. A prof. Fuszara powiada, że wyrok TK jest taki, bo wydali go głównie mężczyźni - a oni pozbawieni są tego szczególnego doświadczenia, jakie daje możliwość zajścia w ciążę. Ech, wrażenie, że tu się tego wsadu intelektualnego nie znajdzie - powoli przeradza się u mnie w pewność. Nawiasem mówiąc - czy należało by przyjąć, że uczestniczący licznie w zbiegowiskach nastoletni chłopcy są powodowani empatią wobec kobiet biorącą się z tego wspomnianego przez prof. Fuszarę doświadczenia ciążowego? Hmm...
Co z tego będzie? Od nieodległej Al. Niepodległości znowu słychać klaksony; czy to ma być sposób na obalenie władzy? Mury Jerycha padły od trąb, może więc jest w tym jakaś rachuba - zwłaszcza, że niektórzy twierdzą, iż historia lubi się powtarzać. Ale inni - że owszem, ale tylko jako farsa.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo