Spóźnione - to nie koniecznie gorsze; może i lepsze, bo wolne od pochopnych ocen biorących się z emocji. Podczas uroczystości było spokojnie, ale nie nudno; sporo zresztą w takiej ocenie zależy od tego, na co się kto nastawił. Prezydent powiedział parę rzeczy wcale nie rewolucyjnych, a więc i bez rewelacji - ale jak o mnie idzie, to było w sam raz: rodzina, tradycja w połączeniu z nowoczesnością, wielkie inwestycje - to mniej więcej to, o co mi chodzi. Szczególnie - to ostatnie: za parę dni wybieram się na Mierzeję, żeby zobaczyć, jak idzie robota i jeśli się uda - odrzucić na bok parę garści piasku. A za kilka lat chciałbym ujrzeć pierwszy samolot startujący z CPK; zakładam, że doczekam - zwłaszcza, że rzecz się będzie pewnie dokonywała etapami. Moi rodzice w młodości mieli szczęście być świadkami budowy Gdyni i COP-u, a mnie podobne doznania spotykają dopiero na starość; cóż - niech i tak będzie.
A wracając do uroczystości: Prawica biła brawo, nawet na stojąco - i to jest zrozumiałe; byłoby tak pewnie niezależnie od tego, co by Prezydent wyartykułował. A Opozycja? Wydaje się, że postanowiła coś zademonstrować wcale nie w odniesieniu do tego, co powiedział Prezydent, bo najwyraźniej przygotowała się wcześniej. Konfederaci przyszli bez masek - i nie należy tego brać za gest pozbawiony większego znaczenia; noszenie ich zapobiega, jak wiadomo, zarażaniu otoczenia - ich brak zdawał się więc mówić: - nas, zdrowego rdzenia narodu, nie trzeba się bać! Nieco smętnie na tym tle wypadł spowity w biel mistrz Korwin; jego widok przypomniał mi wiersz pewnego radzieckiego (może nie bez kozery?) poety, a w nim kwestię: "... bieło, kak na smiert' odietyj starik" ; to się nijak miało do tej demonstracji zdrowia i tężyzny. Lewica - cóż, wystąpiła kolorowo - ale wypadło to bezbarwnie wobec niedawnych popisów pewnego gostka na Nowym Świecie; nikt z obecnych na sali reprezentantów tej formacji po przyrodzeniu się nie głaskał ani na nic podobnie odważnego się nie zdobył - i pewnie rację ma jeden z pisujących w "Przeglądzie Politycznym" niezadowolonych z obecnego stanu rzeczy intelektualistów, który większą nadzieję na oczekiwane przez siebie zmiany pokłada nie w politykach, a m.in. w artystach - pewnie też takich, jak ten z balkonu. Nie, żebym oczekiwał podobnie brawurowych występów od, dajmy na to, posłanki Leszczyny - ale z drugiej strony, jak to jest: przywódcy zachowują się układniej i lękliwiej, niż jeden z - za przeproszeniem - członków czy sympatyków? Jedyny rezultat tej kolorowej demonstracji - to spór, jaki się tu, w Salonie wywiązał; spór o to, czy sześciobarwne maseczki można uznać za tęczowe, bo tęcza, jak wiadomo, ma kolorów siedem. No i jeszcze - Konstytucja; po tylu latach jej wałkowania należałoby dowolne artykuły recytować na wyrywki po przebudzeniu w środku nocy, ale u niektórych nadal występuje potrzeba, aby egzemplarze trzymać cały czas na podorędziu.
A co chciała zademonstrować Platforma? Wygląda na to, że swoje istnienie postanowiła zaznaczyć przez nieobecność w uroczystości. Istnienie przez nieobecność?... to, jak się wydaje, koncepcja nowatorska i może być interesująca - szczególnie dla lubiących paradoksy. Ale należący do tej partii Marszałek Senatu na uroczystość się pofatygował i jako niemy świadek snuł się u boku zarządzającej wszystkim drobnej, ale energicznej kobietki - on, który dopiero co w nieco pokrętny sposób przymierzał się do pełnienia obowiązków głowy państwa. Od pozorów wielkości do oczywistej śmieszności tylko krok.
Inne tematy w dziale Polityka