Przedwczorajsza debata niczym swoją atmosferą nie odbiegała od tego, co się zdarza w Sejmie zazwyczaj: ostro było, denerwująco i nie koniecznie merytorycznie. Ale skoro się zrezygnowało z reakcji na gorąco, to na całą rzecz można z perspektywy minionej doby spojrzeć inaczej: było też - przynajmniej chwilami - zabawnie.
BB polskiej polityki, czyli Borys Budka uporczywie zachęcał Premiera, aby ten rozmaite sprawy zrozumiał: "niech pan zrozumie", "proszę to zrozumieć" - powtarzał wielokrotnie i najwyraźniej przez myśl mu nie przeszło, iż wynikająca stąd supozycja, jakoby mogły istnieć kwestie dla Mateusza Morawieckiego niezrozumiałe, a on, tj. Budka doskonale je kuma i próbuje tłumaczyć - może być odbierana jako zadziwiająca do tego stopnia, że aż śmieszna. Gdyby to MM usiłował coś BB wytłumaczyć prosząc o zrozumienie, uznałbym to za uzasadnione, choć beznadziejnie nieskuteczne - ale tak?...
Podobnie świetnie wypadł Krzysztof Bosak; ten polityk, którego niektóre wypowiedzi w odległej przeszłości dawało się akceptować - postanowiwszy przymierzyć się do najwyższego stanowiska w państwie, zdolność sensownego formułowania myśli jakby stracił, a przynajmniej - znacznie mu ona osłabła. Wczoraj poczęstował słuchaczy historyjką o tym, jak wchodząc do banku czy też przechodząc z tragarzami (nie pamiętam dobrze) trafił na przedsiębiorcę, a ten go poprosił o załatwienie w Sejmie wsparcia dla tej właśnie grupy społecznej. Uderzająca niewiarygodność takiego zdarzenia bierze się, przynajmniej moim zdaniem, z następujących powodów: przedsiębiorca powinien działać racjonalnie, bo inaczej - to w tym fachu nie pociągnie; racjonalność kazała by zwracać się o pomoc do kogoś wyposażonego w moc sprawczą, czy jak to tam nazwać; przedstawiciel partyjki z marginesu politycznego guzik jest w stanie zdziałać - co najwyżej mógłby wesprzeć władzę w jej działaniach na rzecz przedsiębiorców, ale nie tego przecież miała dotyczyć ta rzekoma suplika w opowieści Bosaka. Rozczulająco naiwna historyjka mająca prezentować K. Bosaka jako polityka poważnego i równie naiwna wiara w to, że zostanie ona kupiona - działają rozśmieszająco; no, nie twierdzę, że na wszystkich.
Czepiam się? Owszem, trochę tak. Można nie mieć za złe śmiesznostek przydarzających się obok działań prowadzonych serio i mających choć odrobinę istotnego znaczenia; zabiegi polegające na tworzeniu pozorów faktycznej i poważnej aktywności, zwłaszcza dokonywane ze sprawnością taką, jak wyżej opisana - potrafią rozśmieszyć. Swoją drogą, w ciężkich czasach - to nie takie najgorsze.
Inne tematy w dziale Polityka