Nie sądziłem, że sprawy mogą pójść w takim kierunku, jak to się pokazało w Pucku - i to wcale nie dlatego, abym politykom opozycji, a w szczególności Platformy Obywatelskiej przypisywał nadmiar uniemożliwiających to cech - takich choćby, jak przyzwoitość, uczciwość czy tym podobne, stanowiące podstawę normalnych stosunków między ludźmi. Wprawdzie podczas słynnej narady w PE Robert Biedroń zaczął swoje wystąpienie od frazy: - " to be honest...", ale nie myślę, aby traktował to inaczej, niż obiegowy i pozbawiony znaczenia zwrot. Wydawałoby się, że charakter walki politycznej powinna wyznaczać - obok przekonania o słuszności własnej sprawy - świadomość tego, co się może opłacić; brutalne i ulokowane zdecydowanie poza granicami dobrego tonu ataki na przedstawicieli władzy kojarzonej przez większość obywateli z pozytywnymi zmianami, skutkującymi poprawą bytu wydają się wskazywać na to, że po tamtej stronie mocy zastępowanie myślenia emocjami staje się zasadą. "No i dobrze, no i na zdrowie..." - jak mówił poeta, a skoro tak - to czy dziwić się, że stosunek sił i znaczenia na politycznej arenie najlepiej ilustruje następująca okoliczność: jeden z szeregowych działaczy PiS nosi nazwisko Buda, podczas sam przewodniczący PO - zaledwie Budka. A serio: świadomość tego stanu rzeczy po stronie opozycji istnieje, chyba jednak nie w kręgach decyzyjnych.
W nr 156-2019 "Przeglądu Politycznego" Dariusz Filar w nostalgicznym nieco nastroju przyznaje, że to, co on nazywa "monowładzą PiS" - "demokratycznie wyłonili spośród siebie sami Polacy"; to źle, bo w wyniku tego w niebyt odeszła w 2015 r. "nowoczesna demokracja liberalna". Być może pewną pociechą dla autora może być to, że historia zna nie takie przypadki: starożytni mieszkańcy Mitylene na Lesbos, wkurzeni walkami stronnictw politycznych, w demokratycznych wyborach ustanowili niejakiego Pittakosa tyranem; z demokracją bywa i tak. A co z receptą na powrót "nowoczesnej demokracji liberalnej"? DF widzi to tak: "Mówiąc o prawdziwym programie przeciw monowładzy nie mam na myśli przygotowań opozycji do wyborów (choć i takie działania są niezwykle potrzebne), ale długofalową pracę organiczną..."; "W tej mierze znacznie bardziej wiarygodni i przekonujący od zawodowych polityków mogą się okazać artyści, dziennikarze, akademicy..." W tym sceptycyzmie wobec polityków opozycji pobrzmiewa coś w rodzaju łagodnej rezygnacji, którą ja w pełni rozumiem. Co do pomysłu z pracą organiczną - nie jest nowy i w przeszłości jakoś tam się sprawdzał, więc też ok. Rzecz w tym, kto miałby tę pracę wykonać i nieść przed narodem oświaty kaganiec; DF rzuca parę nazwisk i chyba należy uznać, iż uważa noszące je osobistości za wzorce: Jurek Owsiak, Krystyna Janda, Olga Tokarczuk - to tylko między innymi.
Co do Jurka Owsiaka - jaki jest, każdy widzi, a ufność w jego działaniach "w ramach imprez masowych" złożył profesor, publicysta, autor powieści - wielbiciel Marka Aureliusza, co sam kiedyś ujawnił w lokalnej TV... byłem pewien, że z racji podeszłego wieku widziałem już prawie wszystko, ale - gdzie tam! Sprawa z Krystyną Jandą też nie całkiem oczywista - czym natchnąć oraz jak i komu dodać ducha może osoba sfrustrowana wrażeniem, iż jest poddawana płynącej z góry defekacji; staram się oględnie opisać to, co ona mówi wprost. Nawiasem mówiąc - mógłbym powiedzieć, że czuję się, jakby ktoś strzelił mnie w pysk, zdzielił przez łeb czy oblał zimną wodą; takie rzeczy w życiu się zdarzały i wiem, jak to jest - ale być "obs...nym?
Podobnie i z Olgą Tokarczuk: literatura to potęga - a można przyjąć, że w wydaniu noblowskim - szczególnie; pierwszy nasz noblista potrafił dodać czytelnikom ducha tak skutecznie, że ważyli się po tym na niejedno. Dziś to też działa; gdy mi nadmiernie dokuczą polityczne aktualia, zwłaszcza w wykonaniu niektórych sędziów, udaję się do mistrza Henryka i tam sobie czytam, jak pod Grunwaldem idzie do niewoli omdlewający z ran Gersdorf albo w Częstochowie Kmicic oznajmia mnichowi, że "Tuleja siedzi!". To mi dodaje otuchy i sprawia, że przyszłość jawi się w jaśniejszych barwach. Kogo natchnie i komu doda sił do walki o powrót "nowoczesnej demokracji liberalnej" lektura np. dziejów żydowskiego reformatora religijnego - nie mam pojęcia, choć twierdzić coś pewnego - trudno; w oknie domu na pobliskiej uliczce widuję coś w rodzaju ołtarzyka z portretem najświeższej noblistki - jeśli to nowy kult, wszystko jest możliwe.
Z tekstem Dariusza Filara sąsiadują publikacje Tadeusza Zatorskiego - "Nie ma demokracji bez laicyzacji" oraz Stefana Chwina - "Gdańsk i >opcja niemiecka<" ; na nich też, jak można się domyślać, DF liczy. Pierwszy z tytułów zadziałał, jak magnes i dopatrywałem się w nim czegoś w rodzaju przewrotnej prowokacji - między innymi wskutek podobieństwa do znanego hasła. Znalazłem w tekście, że Europa niczego chrześcijaństwu nie zawdzięcza, nazizm wyrósł na glebie katolicyzmu, "Można już zawołać - jest pan nikim, panie Głódź! - i co? - i nic!" - i do tego parę zdań o dyżurnej poniekąd pedofilii w Kościele; jasne, że to nie wszystko, ale coś tam o tekście mówi.</p>
A obok - Stefan Chwin dowcipkuje: "Gdańsk i Pomorze oczyśćmy z niemczyzny... zburzmy zamek w Malborku ... zburzmy ul.Grottgera, gdzie toczy się akcja mojego > Hanemanna<"; ego autora takie, jakby się szykował do funkcji marszałka Senatu. To nie wszystko - powszechnie uważa się, że są rzeczy i sprawy nie nadające się do żartów i kpin, ale to wydaje się nie dotyczyć tu wspomnianego, nie tylko pisarza, ale i profesora: "Na Westerplatte w ramach walki z haniebną > pedagogiką wstydu< zbudujmy Muzeum Zwycięstwa Żołnierza Polskiego nad pancernikiem Schleswig-Holstein". To mi przywodzi na myśl słowa innego pisarza: "Milcz pan, milcz! Bo za daleko się posuwasz... ...!"; co pod wielokropkiem - wie, kto czytał Uniłowskiego. <br />
Inne tematy w dziale Kultura