1959
20 stycznia Marek Hłasko przylatuje z Berlina do Tel Avivu (Izrael).
W liście do prezesa ZLP, Antoniego Słonimskiego, pisał tego dnia, że Berlin nie jest miejscem do załatwienia wizy wjazdowej do Polski, o którą wciąż się starał. "Wyjechałem z Berlina informował dlatego, że nie chcę wracać w atmosferze skandalu, sensacji i wrzasku, gdyż to tylko zaszkodzi mojemu życiu".
Marek przyjechał do Tel Avivu dzięki namowie Jana Rojewskiego, znajomego jeszcze z Polski, z którym spotykał się w Niemczech, a który osiadł w Izraelu. Rojewski kupił bilet lotniczy dla Marka i załatwił mu pisanie felietonów do izraelskiego dziennika "Maariv". "Pisanie w Izraelu Markowi nie wychodziło" twierdził redaktor pisma Filip Ben1 w liście do paryskiej "Kultury". Rozpędowski, dziennikarz, który przyjaźnił się z Hłaską na emigracji i sam długo mieszkał w Izraelu, wspomina, że Marek nie miał maszyny do pisania, pisał ołówkiem lub długopisem. Jego felietony w większości dotyczyły wspomnień z okresu pobytu w Niemczech.
Deklarując jeszcze przed wyjazdem do Izraela chęć powrotu do Polski, 27 stycznia w polskim konsulacie w Tel Avivie prosił o zezwolenie powrotu do kraju. W Izraelu utrzymywał kontakty ze znajomymi z kraju: Janem Rojewskim, Jerzym i Hanną Pressami, Zulą Dywińską, Henrykiem Rozpędowskim, Stanisławem Mroczkowskim i innymi.
Według relacji o pobycie Marka Hłaski w Izraelu ("Tydzień Polski", Londyn, nr 6 z 7 marca 1959) prawie bezpośrednio po przyjeździe do Tel Avivu pojechał on na krótki okres czasu do Ejlatu. Okoliczności tego wyjazdu opisywała szerzej w artykule Franciszka Toruńczyk. Według jej relacji Hłasko zamieszkał u Jana Rojewskiego, w kibucu Gan Szmuel należącym do lewicowej partii "Mapam". Otrzymał na to zgodę kierownictwa kibucu, które jednak po kilku dniach doszło do przekonania, że pobyt Hłaski może zaszkodzić partii "Mapam" w ocenie Warszawy i Moskwy. Powodem stały się pielgrzymki do Hłaski dziennikarzy z różnych gazet, izraelskich i obcych. Władze kibucu wymówiły zatem gościnę, przekonując, że przerasta ich rozgłos nadany przez Hłaskę skromnemu osiedlu, żyjącemu z hodowli kur, gajów pomarańczowych i konserw owocowych. Sprawa ta wywołała dyskusję w całym Izraelu. Gościnę zaoferował Hłasce inny kibuc, należący do partii "Mapaj", wówczas rządzącej. Marek Hłasko odmówił i zamieszkał w hotelu "Hess" w Tel Avivie.
Pobyt Hłaski tutaj przedstawiał korespondent brytyjskiego czasopisma "Observer" z 8 marca 1959. W nadesłanej z Tel Avivu korespondencji napisano m.in.: "Przystojny, młody blondyn leży na żelaznym łóżku w tanim telavivowskim hoteliku. Pokój jest nie ogrzewany i młody człowiek ma na sobie wojskową zieloną kurtkę, wełniany szalik i zniszczone skórkowe rękawiczki. Jego nogi opinają wąskie niebieskie dżinsy. Na drewnianym stole koło łóżka stoją dwie puste butelki po brandy. Trzecia butelka, niemal wypróżniona, stoi na podłodze".
W maju 1959 r. w wychodzącej w Izraelu polskiej prasie pojawia się informacja (nieprawdziwa - aut.), że Marek Hłasko otrzymał zezwolenie na powrót do kraju.
2 czerwca data listu do Marii Dąbrowskiej z Tel Avivu, z prośbą O pomoc w załatwieniu zezwolenia na powrót do Polski. Opisując jej swoją sytuację, ukazuje też swoje rezygnacje z wyjazdu do OSA, gdzie miał zapewnione stypendium, ze współpracy z pismami. Pisze o tym, iż zarabia na życie jako "czarny robotnik", wściekły, iż nie ma możliwości publicznego oczyszczenia się z zarzutów wysuwanych przez polskie władze. "Pisanie tutaj, w oderwaniu od Polski, wydaje mi się tak śmieszną rzeczą, iż nawet nie próbuję o tym myśleć. Ciężko jest również wkroczyć na jakąkolwiek inną drogę, jeżeli we własnym nawet pojęciu nie prowadzi ona do niczego innego poza katastrofą i rozpaczą". Dąbrowska stawała w obronie Hłaski, lecz bez rezultatu.
W czerwcu wychodzący w Londynie "Tygodnik Polski" zamieszcza wywiad z Markiem Hłaską, oczekującym w Tel Avivie na decyzję w sprawie powrotu do Polski.
Sierpień 1959 roku w kraju na ekrany kin wchodzi "Baza ludzi umarłych", bez podania nazwiska Hłaski jako współautora filmu.
W Londynie i w Nowym Jorku wychodzą kolejne wydania tomu opowiadań " The eighth day of the week". "Książka opisuje straszliwą prawdę o życiu w państwie totalitarnym" napisano w "Saturday Review". ,,6smy dzień tygodnia" ukazuje się też w tłumaczeniu francuskim w Paryżu, fińskim w Helsinkach oraz japońskim w Tokio. Wybór opowiadań tłumaczonych wychodzi w Seulu. Wydawnictwo Einaudi w Turynie wydaje w języku włoskim wybór opowiadań pt. "L'ottavo giorno delIa settimana". "Pętla" i inne opowiadania zostają wydane w Sztokholmie, ,,6smy dzień tygodnia" i inne opowiadania wychodzą w Oslo. Utwory Hłaski są wszędzie popularne, zyskują przychylne recenzje, oprócz rzecz jasna obozu socjalistycznego, gdzie krytykuje się je miażdżąco. Najbardziej "Ósmy dzień tygodnia". "Literaturnaja Gazieta" od 1958 zionie wprost nienawiścią: "Dekadent, zwolennik martwoty literackiej, stał się dezerterem, który obrał sobie za zawód miotanie obelg na Polskę Ludową"; w sukurs Rosjanom idzie czeskie "Rude Pravo", kpiąc z Hłaski, który postawił pierwszy krok w chmurach, lecz drugi już w "bagnie antykomunizmu". Polskich recenzentów tutaj cytować nie będziemy, odsyłam do książki Joanny Pysznej "Wizerunek Hłaski w prasie PRL" (Wrocław, 1992), w której znajdzie czytelnik zestawienie opinii i nazwisk. 5 grudnia jury tygodnika " Wiadomości" wydawanego w Londynie przyznaje, wznowioną po raz pierwszy po wojnie, nagrodę za najwybitniejszą książkę napisaną przez Polaka i wydaną na emigracji w 1958 roku. Pierwszym laureatem nagrody, ufundowanej przez Auberona Herberta, w wysokości 100 gwinei, został Marek Hłasko za opowiadanie "Cmentarze". W tyle pozostał wtedy Czesław Miłosz, Marian Czuchnowski, Tymon Terlecki (zob. zapis obrad jury, s. 84).
W końcu roku Marek Hłasko przybywa na dłużej do Tel Avivu. Wciąż czeka na decyzję władz polskich, zezwalającą mu na powrót do ojczyzny. Nie za każdą wszakże cenę, nie za upokorzenia "pozbawiające człowieka godności". ,,(...) Trzeba czekać z odwagą i z nadzieją pisał do matki 7 grudnia iż wreszcie ktoś zechce zainteresować się tą sprawą trzeźwo i ze zrozumieniem dla niej. Mam zresztą dość już tej Azji i powrócę chyba do Europy. Za daleko i za zimno".
1960
19 stycznia data listu do matki pisanego z Tel Avivu, dotyczącego w znacznej mierze starań o powrót do kraju. Przy okazji krótka informacja, co w Izraelu Marek porabia. "Dużo czytam, obmyślam, staram się żyć możliwie najrozsądniej. Jeżeli Cię to ucieszy nie używam zupełnie alkoholu. Myślę jednak, że większa w tym zasługa okoliczności i klimatu niźli mego stalowego charakteru".
20 lipca bulwarowa gazeta niemiecka "Bild Zeitung" podaje nieprawdziwą wiadomość o ślubie (bez podania daty) Marka Hłaski w katolickim kościele w Jaffie z Sonią Ziemann, która przed dwoma tygodniami miała przybyć do Izraela. Wiadomość ta powtarza się w polskojęzycznej prasie wydawanej w Izraelu, lecz nie znajduje potwierdzenia w jakichkolwiek dokumentach.
Faktem jest, że Sonia Ziemann przyjechała wiosną do Izraela i spotykała się z Markiem, co dokumentują opublikowane w prasie zdjęcia. Przy okazji namawiała Hłaskę do powrotu do Niemiec, czemu on stanowczo ponoć się sprzeciwiał podawała tę informację izraelska gazeta "Hadam Haze" . W informacjach prasowych mówi się, że Marek Hłasko w tym okresie pracuje jako robotnik na budowie.
W Izraelu Marek Hłasko pracował w porcie, mierzył pola; ciężkim doświadczeniem była dlań praca w hucie waty szklanej, którą szczegółowo opisał w "Pięknych dwudziestoletnich".
Wszędzie pracował na czarno, ponieważ wiza turystyczna, jaką otrzymał na pobyt w Izraelu, nie uprawniała do podjęcia oficjalnie jakiejkolwiek pracy. W izraelskiej gazecie z 26 lipca pojawia się wiadomość o zamiarze wyjazdu Hłaski na przełomie lipca i sierpnia do Europy.
Pierwszy pobyt Marka Hłaski w Izraelu trwał ponad półtora roku; od końca stycznia 1959 do 12 sierpnia 1960 r.
W szczegółach pobyt ten trudny jest do opisania wobec znacznej ruchliwości Marka. Większość czasu prawdopodobnie spędził w Tel Avivie i okolicy (Jaffa, Herzlyia). Był też w Ejlacie i Hajfie.
Po przylocie na lotnisko pod Wiedniem, 12 sierpnia, czekały na Hłaskę liczne niespodzianki przygotowane przez Sonię. Marek opisał je kilka dni potem w liście do swej przyjaciółki w Izraelu, Zuli Dywińskiej: "na lotnisku wręczyli mi klucze do samochodu (białe, dwuosobowe, nieseryjne BMW P.W.),który stał tam już ładne parę dni, tak że zupełnie pijany pojechałem do Wiednia. Kiedy znalazłem swój dom, na drzwiach wisiała kartka z moim nazwiskiem (HLASKO); na stole stała butelka whisky, a u gospodyni były dla mnie pieniądze, ponieważ moje szczęście czuło, że przyjadę pijany i bez grosza".
W liście do matki z 12 października mowa o stałym adresie w Berlinie: Berlin Zehlendorf, West Wolzogenstrasse 17jest to adres rodziców Soni. "Ci moi przyszli teściowie to bardzo mili ludzie i bardzo mnie kochają, chociaż Bóg jeden wie dlaczego" pisał Marek, jednocześnie uzgadniając z matką możliwość jej przyjazdu do Berlina, na jego koszt, choć wyjazd miał mieć charakter turystyczny. Do takiego spotkania na terenie Niemiec nigdy nie doszło; Maria Hłasko raz tylko spotkała się z synem w Jugosławii w 1964 roku.
W listopadzie wyjazd Hłaski z Sonią Ziemann do St. Moritz w Szwajcarii, Sonia ma tam dom Chesa Alva. "W St. Moritz jest naprawdę cudownie, tak cudownie, jak być może; niestety architektura jest tu makabryczna, ohydna, nachalna, chamsko-bogacka" zauważał Hłasko w liście do przyjaciółki w Izraelu.
Okres świąt Bożego Narodzenia Marek spędza w Saint Moritz, bez Soni, która pracuje w Berlinie.
W ciągu roku 1960 następują liczne tłumaczenia i wznowienia utworów Marka Hłaski: "Następny do raju" wychodzi w Kopenhadze i w Helsinkach, Wydawnictwo Kiepenheuer i Witsch w Kolonii wydaje "Następnego do raju" w tłumaczeniu niemieckim, w Nowym Jorku wychodzi angielski przekład tego utworu, w Barcelonie zostały wydane "Cmentarze" w tłumaczeniu hiszpańskim, telewizja zachodnioniemiecka realizuje film według "Cmentarzy". ,,Ósmy dzień tygodnia" i inne opowiadania wychodzą w Amsterdamie w tłumaczeniu holenderskim oraz w Barcelonie w języku hiszpańskim. Zbiór opowiadań pod tym samym tytułem wychodzi w Zagrzebiu.
Melchior Wańkowicz, znany polski pisarz i reporter, przeglądając "Readers Adviser" (Poradnik czytelników), wyd. IX na rok 1960 , pośród pięciu tysięcy czterdziestu omówionych autorów dwudziestu dziewięciu narodowości i ich kilkunastu tysięcy dzieł znalazł wzmianki o tłumaczeniu jedenastu książek sześciu autorów polskich. Najwięcej pozycji na koncie miał Marek Hłasko i Henryk Sienkiewicz 3 tytuły, Adam Mickiewicz (2), Emanuel Ringelblum (1), Jan Potocki (1), Zofia Kossak (1).
1961
11 stycznia list Marka do matki z Berlina. Informacje o wyjeździe Soni do Londynu. Zawiadomienie o zamiarze zaproszenia matki po załatwieniu różnych formalności, których niespełnienie uniemożliwia rÓwnieŻ zawarcie ślubu "Ziemann załatwia dość długo różne formalności niemiecko-szwajcarskie i z tego powodu nie możemy się pobrać i żyjemy już tyle miesięcy bez ślubu".
Informuje matkę o zamiarze wyjazdu za parę dni do Londynu, gdzie Sonia kręci film; leci tam z końcem stycznia.
20 lutego data ślubu Marka Hłaski z Sonią Ziemann w Caxton Hall w Londynie.
Datowany na 10 i 11 marca 1961 r. "Dziennik Polski" w Londynie zamieszcza rozmowę z Markiem Hłaską, "który przyjechał tu na dwa miesiące ze Szwajcarii".
Gazeta informowała czytelników, że w Londynie Marek Hłasko mieszkał z żoną w apartamencie na Mayfaine i oboje odwiedzali tam niekiedy klub "Chez Sophie" , w którym została przyznana Hłasce nagroda akademii "Wiadomości".
Przypomnienie o tym fakcie wywarło na laureacie przykre wrażenie, skoro zanotowano jego rozgoryczenie: "Po tej nagrodzie zrobili nade mną dintojrę. Wypisywali o mnie różne oszczerstwa".
W marcu Hłasko wraca do Berlina.
W połowie kwietnia Hłasko wyrusza przez Jugosławię, Grecję i dalej statkiem do Izraela, zabiera ze sobą biały sportowy samochód otrzymany w prezencie od żony. Przebywał w Izraelu do połowy lipca; druga podróż miała być rewanżem za miesiące tułaczki, ciężkiej pracy i ciągłego braku pieniędzy, które doskwierały mu w czasie pierwszego pobytu przypuszcza Katarzyna Komosa-Dużyńska, autorka pracy magisterskiej o prozie izraelskiej Marka Hłaski (Uniwersytet Warszawski, 1988). Prezydium Zarządu Głównego Związku Literatów Polskich na posiedzeniu 12 maja 1961 roku, z udziałem m.in. ówczesnego prezesa Jarosława Iwaszkiewicza, oraz byłego Antoniego Słonimskiego, postanowiło "wobec nieściągalności składek od kolegi Hłaski umorzyć zaległości składkowe, a jego samego skreślić z listy członków Związku". Pod tym pretekstem władze związku pozbyły się niewygodnej postaci, po której w archiwum ZLP pozostało trochę dokumentów w teczce personalnej oraz kilka opasłych teczek z wycinkami prasowymi na temat Hłaski.
Na początku sierpnia Hłasko znów jest w Berlinie, lecz szybko ucieka do St. Moritz, skąd 4 sierpnia pisze do Dywińskiej w Izraelu: "W Europie bardzo źle, wyniosłem się z Berlina razem z Sonią i z rodzicami. Zły czas nadchodzi. Bardzo się boję; Boże Święty, żeby tylko nie wynikło coś okropnego".
19 lipca wysyła zaproszenie dla matki Marka ojciec Soni, Otto Ziemann, informując Marię Hłasko: "Marek i Sonia z początkiem sierpnia przyjeżdżają do Berlina. Teraz są przez dwa tygodnie w Wenecji. Przedtem Marek był trzy miesiące w Izraelu, a Sonia w Ameryce". Ale i tym razem do wizyty pani Marii u syna nie doszło.
W październiku Hłasko ponownie marzy o wyjeździe do Izraela, w Niemczech zżera go tęsknota "ciężko mi jest jednak żyć bez tego słońca, bez tego morza, przyzwyczaiłem się już" . Spędza kilka dni z Sonią w Saint Moritz, następnie wyjeżdża do Monachium, gdzie wynajmuje mieszkanie, zmienia je na inne. Czeka na Sonię, która ma zdjęcia w Berlinie, do którego z końcem roku Hłasko wraca.
W połowie listopada śle optymistyczny list do dawnego przyjaciela w Warszawie, Eryka Lipińskiego, karykaturzysty. Żartobliwie opisuje swoją obecną sytuację rodzinną, porównując ją do niemieckiej okupacji, dla niego nie skończonej: "Żona BDM, teść S S Wikingen, szwagier S S Galicien i tak dalej. Ale cóż poradzić? Byłem już zupełnie bez pieniędzy i musiałem przeżyć renesans uczuć".
W numerze październikowym paryska "Kultura" drukuje opowiadanie Marka Hłaski "Powiedz im, kim byłem".
Z końcem roku następuje przełamanie Marka Hłaski, który po dłuższej przerwie znów zasiadł do pisania. Zadowolony pisał z Berlina do żony pracującej nad filmem w Johannesburgu: "Jest trzecia po północy, jestem w mojej piwnicy, pracuję nad "W dzień śmierci Jego"". Opowiadanie to skończy na początku 1962 roku.
Na temat warunków pracy w berlińskim domu żony Hłasko opowiadał redaktorowi niemieckiej telewizji ZDF, Hansowi-Jurgenowi Boberminowi, ten zaś przytoczył tę opowieść polskiemu dziennikarzowi, Krzysztofowi Bodance. "Hłasko opowiadał mi przypominał Bobermin że kiedy mieszkali jeszcze razem w Berlinie, ona urządziła mu w ich willi wspaniały gabinet do pracy, ale on, któremu najlepiej pisało się w spartańskich warunkach, wyniósł się z tego pokoju do piwnicy i tam, zaszyty między rurami, pisał. Sonia po powrocie z Afryki przyozdobiła mu te rury skórami. Wtedy uciekł z domu i pojechał do Hiszpanii, a potem do Izraela".
1962
Od początku roku Sonia dalej miała zdjęcia w Republice Południowej Afryki, Marek cierpliwie pracował nad tekstami. Dokończył "W dzień śmierci Jego" , rozpoczął pisanie większej powieści pt. " Bicz gniewu Twego", którą po polsku ostatecznie zatytułuje "Brudne czyny".
"W dzień śmierci Jego" wysłał do paryskiej "Kultury", opowiadanie przyjęto do druku i chwalono autora za powrót do pisania.
Pisząc literaturę ograniczał korespondencję, do matki nie napisał żadnego listu od początku 1961 roku, tłumacząc się kilka lat później: "zupełnie nie potrafię pisać listów i nigdy tego nie potrafiłem".
Prawda niepełna, do matki rzeczywiście pisał mało i krótko. Do znajomych, do wydawców i pisarzy pisywał dłuższe listy, w treści bardziej konkretne. Hłasko nie miał natury urzędnika, jego listy bowiem bardzo często są pozbawione daty i nazwy miejsca, gdzie były pisane lub skąd wysyłane. Więcej dowiemy się o emigracyjnych losach Hłaski ze wspomnień różnych ludzi. Cennym "informatorem" jest Zygmunt Hertz, którego listy do Czesława Miłosza zawierają dużo faktów i informacji o Hłasce. Tak 11 marca opisywał życie Marka: "Polański tak jak poprzednim razem będzie wracał do Monachium i ściągnie tam Hłaskę na 3-dniową popójkę. Marek łazi po żydowskich knajpach w Niemczech, szuka Żydów mówiących po hebrajsku i żargonem i w tych językach prowadzi z nimi nie kończące się rozmowy na temat piękności Izraela. Musisz, Czesław, przyznać, że oryginalna sytuacja: bardzo przystojny chuligan, mąż popularnej (i niedobrej) aktorki niemieckiej, mówiący "Szalom(( wchodząc do lokalu, kłócący się z żydowskim kelnerem po zjedzeniu rytualnych potraw w dźwięcznym jidisz. Obłęd i surrealizm!"
Roman Polański rzeczywiście przyjechał do Monachium, wracając wiosną do Paryża po kolaudacji i premierze w Polsce swego głośnego filmu "Nóż w wodzie" . Odwiedził Ignacego Tauba, przebywającego na emigracji polskiego producenta filmowego, z którym przyjaźnił się Marek Hłasko. Z Markiem też znał się dobrze, od kiedy spotkali się w 1954 roku w Łodzi na planie filmu "Koniec nocy" i wspólnie przeżyli kilkanaście, co najmniej, przygód. Polański tak wspomina w autobiografii "Roman" (wyd. Polonia, Warszawa 1989) monachijskie spotkanie z przyjaciółmi: "Gadaliśmy, popijając wódkę, najpierw u Tauba, potem w nędznym nocnym barze, jednym z tych lokali, które stanowiły dla Hłaski drugi dom. Obaj z Taubem robili, co mogli, aby mi pokazać, że o własną przyszłość są całkowicie spokojni. Pod pozornym optymizmem czułem jednak zagubienie".
Maj 1962 r. w numerze 5. paryskiej "Kultury" ukazuje się opowiadanie: "W dzień śmierci Jego".
30 sierpnia data ukończenia przez Hłaskę "Brudnych czynów" w St. Moritz.
13 września. w liście do izraelskich przyjaciół Marek pisze z Monachium "moje małżeństwo chyli się ku upadkowi"; podaje też nowy adres: c/o Edward Kotton Munchen Holz Strasse 51.
Grudniowy numer "Kultury" drukuje opowiadanie "Stacja". Nieoceniony Zygmunt Hertz w liście do Miłosza chwali ten utwór "stary Hłasko z wyczuciem polskiego śmietnika, chamstwa miejscowego i brutalności. (...) Dziwne, że facet doskonale czuje polski rynsztok, a berliński czy izraelski jest dla niego bezwonny".
1963
W pierwszym numerze "Kultury" zostaje opublikowane opowiadanie "Amor 43", znane pod tytułem "Szukając gwiazd".
Wczesną wiosną 1963 r. wydawnictwo Kiepenheuer i Witsch z Kolonii wydaje w niemieckim tłumaczeniu "Brudne czyny" ("Peitsche deines Zorns").
Opublikowanie tego tomu wywołało niemały skandal wydawniczy, o którym pisały niemieckie gazety, na czele z popularnym tygodnikiem "Der Spiegel". Sprawcą wydarzenia był Marek Hłasko, który postanowił wydać tę książkę nie u Kiepenheuera, gdzie "podpadł" z powodu nie napisanej powieści "Pies rzeźnika", lecz u innego wydawcy. Podpisał w 1962 umowę z oficyną Rutten und Loening w Hamburgu na wydanie "Brudnych czynów", z nowym niemieckim tytułem "Bicz gniewu Twego".
Nowe wydawnictwo anonsowało opublikowanie książki wczesną wiosną 1963 roku, lecz do sprawy wtrącił się koloński Kiepenheuer und Witsch, roszcząc prawa do nowej książki Hłaski tytułem nie dopełnionej przez niego umowy z 1958 roku na książkę "Pies rzeźnika".
Oba wydawnictwa szybko doszły do porozumienia, wydały wspólne oświadczenie, wedle którego jedynym wydawcą książki "Bicz gniewu Twego" jest Kiepenhauer und Witsch. Oświadczenie było konieczne, gdyż wydawca z Hamburga zdążył już wydrukować tę książkę i przesłać egzemplarze recenzyjne do krytyków. Ci zaś ocenili "Bicz gniewu Twego" jako dzieło niedoskonałe, obwiniając przede wszystkim tłumacza za niską jakość translacji.
Maj 1963 r. data oddania do druku i wydania przez Instytut Literacki w Paryżu tomu "Opowiadań" Marka Hłaski.
Czerwiec data ukończenia w Hiszpanii przez Marka książki "Wszyscy byli odwróceni". Na temat obecności Marka w Hiszpanii nie udało się zebrać żadnych informacji; o wyjeździe tym wspomina tylko w swojej książce "Był chamsin" Henryk Rozpędowski, nie precyzując terminów pobytu.
17 października data listu Hłaski do ciotki Teresy Czyżewskiej, którego treść jest potwierdzeniem zerwania kontaktu listowego z matką "ja tylko przyjmuję tę koncepcję, którą założyła Mama". Informuje też ciotkę "Jestem teraz w szpitalu". Adres zwrotny podany na liście: KLINIK Dr Westrich Munchen Widmayerstrasse 51. Prawdopodobnie Hłasko przebywał w zakładzie specjalnym w Haar pod Monachium na leczeniu po przedawkowaniu środków nasennych.
"Wyglądał mizernie wspomina cytowany już wcześniej Henryk Rozpędowski, który odwiedzał w zakładzie Hłaskę mówił mało. Przy powitaniu i pożegnaniu przedłużał uścisk dłoni, patrzył w oczy długo i bez słowa. Jego ręce wydały się wiotkie, słabe i bezradne, stale kładł je na mojej ręce, szukał fizycznej bliskości".
Z listu Hłaski do Jana Nowaka-Jeziorańskiego, szefa sekcji polskiej Radia Wolna Europa w Monachium, pisanego w Zurichu 6 stycznia 1964 roku, wynika, że na leczeniu pisarz przebywał w Haar do 6 listopada 1963 r. Jak napisał w liście "dwa dni po wyjściu ze szpitala zostałem o godzinie szóstej rano odprowadzony do więzienia i byłem gościem Ministerstwa Sprawiedliwości przez całe prawie sześć tygodni. Chodziło o sprawę sprzed trzech lat, ale nie zostałem zawiadomiony ani uprzedzony o terminie odbycia kary". Sprawa, za którą został osadzony w więzieniu Stadelhem (Monachium) od 8 listopada do 13 grudnia, dotyczyła wypadku samochodowego, jaki spowodował przekraczając przepisy drogowe, na dodatek był nietrzeźwy. Już w Polsce lubił prowadzić auta z dużą prędkością. W liście do Soni, która odwiedziła go co najmniej raz w celi, pisał, że "życie w więzieniu jest bardzo trudne trudniejsze, niż myślałem".
Sylwestra 1963 r. Marek spędza bez Soni, zajętej pracą w teatrze w Monachium razem z małżeństwem Rozpędowskich.
1964
Od początku roku Marek zamieszkuje, z przerwami, w Zurichu, gdzie jego żona występuje w tamtejszym teatrze dramatycznym Schauspielhaustheater, grając główne role w wielu sztukach, m.in. w "Kotce na rozpalonym dachu" T. Williamsa.
Marek ma wiele pomysłów literackich, nawiązuje bliższy kontakt z szefem polskiej sekcji Radia Wolna Europa, Jerzym Nowakiem-Jeziorańskim, licząc na bliższą współpracę, do której Nowak go zachęcał. Pisał do Monachium: "Jestem teraz w Zurichu i chodzę każdego prawie dnia do teatru chcę uczyć się dialogu i lapidarności, to najważniejsze". Przygotowywał się widocznie do pisania utworów przeznaczonych dla radia. Co robił poza tym? Częściową odpowiedzią na to pytanie może być wspomnienie Juliana Godlewskiego z Lugano, z którym Hłasko był w Zurichu zaprzyjaźniony: "Była zima. Roku niestety nie pamiętam. Markowie mieszkali wówczas w Zurichu. Przez wiele tygodni Marek po odprowadzeniu Soni na próbę do teatru przychodził do mnie i pozostawał do wieczora. Ode mnie szedł do teatru po Sonię. Tematem naszych długich, codziennych rozmów, przez wiele tygodni zimowych, było jego bujne życie, jego twórczość i tęsknota za krajem. Do tego tematu wracał codziennie mówiąc jak mu ciężko żyć poza Polską" (wspomnienie o M. Hłasce, "Wiadomości", Londyn nr 38/1969).
W pierwszym tego roku, podwójnym numerze paryskiej "Kultury" ukazuje się fragment utworu "Wszyscy byli odwróceni".
10 lutego data oddania do druku "Brudnych czynów" i "Wszyscy byli odwróceni" przez Instytut Literacki w Paryżu.
Po dłuższej przerwie Marek odnawia kontakt z matką, pisuje do niej ciepłe listy, rozważa możliwość spotkania z nią w kwietniu w Jugosławii, ponieważ załatwienie wizy do Niemiec lub Izraela, także do Szwajcarii, trwa bardzo długo. Do obojętnej politycznie Jugosławii matka może wyjechać najłatwiej, wykupując turnus wczasowy, on zaś mógłby bez przeszkód przyjechać do Jugosławii samochodem. W liście z 20 lutego opisuje swe kłopoty ze zdrowiem. "Musiałem zoperować migdały1 operacja była wyjątkowo ciężka, trwała półtorej godziny, a normalnie robią to tutaj w dwadzieścia minut. Za długo czekałem. (...) W każdym razie przez dwa tygodnie byłem rozbity i do niczego. (...) Przez ostatni rok tylko chorowałem; żeby teraz stanąć na nogi finansowe, muszę ciężko i długo pracować. Mam przeszło dziesięć tysięcy dolarów długów. Ale wyjdę może i z tego". Przy okazji przypomina o trzeciej rocznicy swego ślubu z kobietą, której matka nigdy dotąd osobiście nie spotkała. "Nie wiem, czy Ci się będzie moja żona podobać. Zdjęcie zrobię i wyślę".
Dwa tygodnie później pisze o przekazaniu matce 100 dolarów na podróż do Jugosławii "próbuj dostać się na wycieczkę do Jugosławii. Koniec kwietnia, ewentualnie początek maja".
Marzec i połowę kwietnia Hłasko spędza w Niemczech. Kilkanaście dni w Monachium i miesiąc w Berlinie.
W tym czasie pisarz zawarł umowę na scenariusz, nawiązujący do głośnej wówczas w Niemczech katastrofy górniczej w miejscowości Lengede. Scenariusz w Monachium pisał razem z kilkakrotnie przywoływanym w kalendarium Henrykiem Rozpędowskim. Autorzy nie zastosowali się do zaleceń producenta, "Klaus Uberall Produktion", aby całą akcję filmu umieścić pod ziemią. Film nie został zrealizowany. W 1991 roku H. Rozpędowski opublikował tekst scenariusza pod roboczym tytułem "Lengede" w miesięczniku "Dialog" (nr 2/1991).
Prawdopodobnie na przełomie marca i kwietnia Hłasko ulega zatruciu środkami nasennymi, które uznano za próbę samobójstwa. Był hospitalizowany w berlińskim szpitalu. Jerzy Stempowski w liście do Jerzego Giedroycia z 12 kwietnia napisał: "W ostatnich czasach widziałem Hłaskę dwukrotnie. Skarżył się na uporczywą bezsenność i na ujemne wpływy barbituranów. (...) Błagałem go, aby leczył się od bezsenności, używał ruchu na świeżym powietrzu itd. i porzucił środki nasenne. (...)
Wydaje się więc, że wersja przypadkowego zatrucia jest najprawdopodobniejsza. W świecie filmowym wszystkie gwiazdy trują się barbituranami, stąd zatrucia tego rodzaju są zaraz interpretowane jako próby samobójcze. Hłasko jechał do Niemiec zaangażowany do opracowania scenariusza filmu, który miał mu przynieść 20 000 D M i nad którym już pracował tej zimy. Miał więc coś lepszego do roboty niż trucie się".
Od połowy sierpnia Hłasko spędza dziesięć dni we Włoszech, lecz gdzie konkretnie, nie udało się ustalić. Śle stamtąd list do matki, tłumacząc się kolejną bliżej nie znaną "odyseją szpitalną", która spowodowała ponowne odłożenie spotkania w Jugosławii. Z czułością opisuje dramat, jaki przeżywa Sonia. "Jej syn z pierwszego małżeństwa był ciężko chory i nie wiadomo było, czy nie pozostanie sparaliżowany. Przeprowadzono bardzo ciężką operację i stan jego bardzo powoli poprawia się. Ona to strasznie przeżywała". Podaje też matce nowy adres do korespondencji: c/o Buro Gerhard Lentz MUnchen Perfallstrasse 6. Kończąc zaś list wzburzony syn żąda od matki "Przysyłajcie książki, do cholery" .
We wrześniu Hłasko przebywa w Kopenhadze, gdzie Sonia kręci film. Stamtąd ustala listownie ostatnie szczegóły spotkania z matką w Jugosławii, planowanego na drugą połowę października.
Na początku października wraca do Zurichu, skąd wyrusza autem do Jugosławii, gdzie jeszcze przed spotkaniem z matką samochód zostaje doszczętnie rozbity. Z relacji Marka wynika, że to nie on był sprawcą kraksy, lecz mechanik ze stacji benzynowej, któremu dał do sprawdzenia niesprawny wóz. Jak jednak było naprawdę, nie wie nikt. Zdaniem Zygmunta Hertza, Hłasko rozbił sportowy wóz, jaki sprezentowała mu Sonia. Drugi z kolei, po ślubnym prezencie w postaci półsportowego BMW, z którego Marek był niezadowolony. W związku z tym zamieniono wozy - nowy był rasowym, sportowym BMW 527. Tak wszakże twierdzi H. Rozpędowski.
W dniach 16-30 października matka Marka była na wycieczce z "Orbisem" w Jugosławii, z pobytem w Hercegnovi.
"Na lotnisku w Hercegnovi Marka nie było wspominała spotkanie z synem Maria Hłasko w wywiadzie dla "Sztandaru Młodych" w lipcu 1983 roku. Przyjechał spóźniony, bo okazało się, że po drodze miał wypadek samochodowy. Nie zdziwiłam się, bo zawsze jeździł jak szaleniec. W restauracji na oczach tłumu, witając mnie, padł na kolana i zawołał "mamusiu!"". Zamieszkali razem w jednym pokoju hotelu "Topla", odłączając się od reszty wycieczki, bo w ten sposób tylko mogli się spotkać.
Po spotkaniu z matką Marek wraca do Zurichu, skąd wyjeżdża na prawie dwa tygodnie do swojego wydawcy w Kolonii.
Hłasko sprzedał prawa autorskie Wydawnictwu Kiepenheuer und Witsch do części swych utworów już w 1962 r., potem odstępował na kolejne, zadowolony, że wydawca "wyrywa żelaznymi szponami to wszystko, co mi się należy".
Z tych słów Hłaski wynika, że współpraca dla obu stron układała się korzystnie. W niepamięć poszły "wyskoki" niesfornego autora, wydawca zaś dbał o swojego podopiecznego. Z zachowanych rachunków wydawcy wynika, że nie tylko płacił on honoraria, ale też opłacał inne wydatki Hłaski. W tym jego pobyty w szpitalach, operacje i koszty leczenia, wizyty u lekarzy. W latach 1963-65 Marek Hłasko miał dużo kłopotów ze zdrowiem.
Po powrocie z Kolonii 11 listopada błaga matkę w liście, by wysyłała mu książki, "bo to dla mnie jak chleb, bez którego nie mogę żyć". W listach do matki wielokrotnie prosił o książki w języku polskim, przedstawiał listy z tytułami i narzekał, że tak mało matka wysyła mu zamówionych lektur i tak rzadko to czyni.
12 listopada "dzwonił Hłasko z Zurichu pisał Zygmunt Hertz do Miłosza. Jedzie w lutym do Izraela na kręcenie filmu "W dzień śmierci Jego". Bardzo był zabawny przez telefon, stękający, że "pusty wewnętrznie", powiedziałem mu, że nic się nie zmieniło, że zawsze był tego samego zdania o sobie, i myślę, że ma rację. Chłopiec ma zmysł humoru i bardzo się ucieszył. "Naprawdę, wuju, tak mówiłem?"".
Ciąg dalszy nastąpi
www.hlasko.prv.pl
Kalendarium opracowali:
Piotr Wasilewski
Grzegorz Górecki
Przy opracowaniu kalendarium zostały wykorzystane informacje uzyskane ze źródeł prywatnych: wypowiedzi wielu osób, notatki i listy, artykuły prasowe, oraz dokumenty z archiwów: Związku Literatów Polskich i Archiwum Akt Nowych w Warszawie oraz Biblioteki im. Ossolińskich we Wrocławiu, gdzie została złożona spuścizna po Marku Hłasce, a także z archiwum Andrzeja Czyżewskiego, bratanka Hłaski, spadkobiercy pisarza, i Grzegorza Góreckiego, kolekcjonera.
Skorzystano także z następujących pozycji książkowych:
Temida Stankiewicz-Podhorecka, "Listy Marka Hłaski", Wydawnictwo Ypsylon, Warszawa 1994,
Piotr Wasilewski, "Hłasko nieznany", Krajowa Agencja Wydawnicza, Kraków 1991, Zyta Kwiecińska, "Opowiem Wam o Marku", Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 1991,
Henryk Rozpędowski, "Był chamsin", Wydawnictwo Aneks, Londyn 1994,
Zygmunt Hertz, "Listy do Czesława Miłosza 1952-1979", Instytut Literacki, Paryż 1992, "Słownik współczesnych pisarzy polskich", hasło: Marek Hłasko, PWN, Warszawa 1987.
Try to be Meraki, - means “to do something with soul, creativity, or love”
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura