Był sobie Trump… Nielichy frant,
paw, rekin, hiena i kobra.
Czego się tknął zamieniał w kant -
na podobieństwo i obraz.
W przemowach Trump namiętnie z mantr
korzystał (nieelokwentnie).
Do pętli sampl - i w świetle lamp
pieprzenie brzmiało mu pięknie.
Uwielbiał Trump pożytek z band
(zza morza wisiało mi to).
Ale ów Trump dał bandom land
i wysłał je na Kapitol.
Był bowiem Trump jak zły duch z lamp
(trzyj i się ratuj, kto może),
jak ko-klusz-klan, jak klęski stan -
tej żywiołowej i gorzej.
Miał także Trump, fuj, wersję wamp -
bo był w uczuciach niestały.
Chętnie dla dam stworzyłby camp
(zwłaszcza tym, co go nie chciały).
Ci, w których Trump, skończą na bank
(co pewnym jest pocieszeniem)
jak każdy gang, co się bang-bang…
Człowieku, poskąp na wieniec.
P.S. Był sobie Vance… Zbiór różnych ans,
cham, krzykacz, wirus i wtyka.
Uprawiał Vance przy Trumpie lans…
Obaj z historii śmietnika.
Był sobie Musk… Włóż, człeku, kask!
Gdy nie panujesz nad złością,
jak w prostych grach, znajdź „X” i, rach
ciach, postaw krzyżyk na gościu.
Konrad Materna
Try to be Meraki, - means “to do something with soul, creativity, or love”
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura