Aktor teatralny, filmowy, radiowy. Człowiek Szczęśliwy. Człowiek, który jeszcze tydzień temu, w wieku 94 lat grał na scenie. Człowiek uwielbiany przez wszystkich, którzy Go znali.
Teatrzyk w klubie, to ja po prawej, po lewej Olek Wilczyński. Reż Brudny, scenogr. Duda-Gracz
Dla mnie, którego znałem gdy jeszcze oboje byliśmy młodzi, był po prostu Staszkiem. Gdy miałem 17 lat zapisałem się do kółka teatralnego w klubie TSKŻ w Katowicach. Zaangażowano do prowadzenia tego kółka młodego aktora z Teatru Wyspiańskiego, Stanisława Brudnego. Ja, będąc wtedy bałwochwalczo zauroczony aktorami filmowymi, nie całkiem rozumiałem roli reżysera. Wystawialiśmy wtedy "Dwunastu" Błoka. Dostałem tekst, nauczyłem się swojej roli, która wydawała mi się nudna, typowo komunistyczna w treści i bez wielkich możliwości aktorskich. Staszek nam wszystkim wtedy otworzył oczy. "Ty staniesz tu, tyłem do widowni, ręce za plecami, ty wyjdziesz zadyszany zza kulis, ty będziesz stał na krześle i walił w bęben, światło was oświetli stąd, gwar tłumu z głośnika"... Opadła mi szczęka; Więc to jest Reżyseria?!!! Wystawialiśmy tam wtedy nie tylko "akademie na cześć", ale Shołem Alejchema, Pereca, kabarety, sztuki o getcie, przedstawienia muzyczne. Jurek Duda-Gracz, młody student Akademii Sztuk Pięknych w Katowicach, robił nam dekoracje.
W ciągu tych kilku wspólnych lat Staszek, Jurek i ja nawiązaliśmy nić przyjaźni, która przetrwała dziesięciolecia. Staszek był jednym z niewielu, którzy odważyli się pożegnać mnie na dworcu w 1969 roku (Jurek był wtedy w szpitalu). Pamiętam jak stał i podtrzymywał moją ukochaną dziewczynę, która tak samo była załamana jak ja. Staszka zobaczyłem kilka lat później, kiedy przyjechał z Teatrem Szajny do Nowego Jorku. Przechodziłem przypadkowo koło teatru, kiedy zaskoczył mnie plakat z polskimi aktorami. Podszedłem bliżej i serce mi zadrgało; zobaczyłem tam między innymi zdjęcie Staszka.
Czekałem pod teatrem kilka godzin. Na godzinę przed spektaklem przemknąłem się bocznym wejściem dla aktorów. Usłyszałem z jednego z pokojów głosy mówiące po polsku. Stanąłem w otwartych drzwiach garderoby, a serce mi biło jak dzwon. Moment, którego nigdy nie zapomnę: Widzę dwa rzędy krzeseł przed lustrami, w nich siedzą aktorzy w kostiumach, poprawiający makijaże. W środku pokoju, między rzędami stoi Staszek, w zgrzebnym worku, w peruce rozwianych włosów, zwrócony w jedną stronę i gestykulując, coś opowiada. Po chwili, nie przestając mówić, odwraca się w drugą stronę, przeleciał wzrokiem po mnie, zatrzymał się, wrócił, spojrzał jeszcze raz, twarz mu rozjaśniała, zerwał z głowy perukę, podrzucił ją do sufitu i rzucił się ku mnie. Wpadliśmy sobie w ramiona. Wspomnienie tego momentu do teraz wzrusza mnie i rozgrzewa mi serce. Po spektaklu zabrałem go do siebie i przegadaliśmy całą noc. Od tego czasu byliśmy w ciągłym kontakcie. Kiedy w końcu udało mi się przyjechać do Polski, odebrał mnie z lotniska w Warszawie i zabrał swoim samochodem do Katowic. Był ostatnią z dwóch osób, które widziałem wyjeżdżając z Polski i pierwszą osobą, którą widziałem po powrocie.
Mieszkał już wtedy w Warszawie, ale chciał mnie osobiście zabrać do Katowic, bo wiedział że tam czeka na mnie moja dziewczyna. Nie widziałem jej od dwudziestu lat, od czasu wyjazdu. Stała przed klubem, gdzie się zawsze spotykaliśmy i czekała jak dawniej... Ale to już zupełnie inna historia. Ze Staszkiem miałem częsty kontakt przez telefon i zawsze spędzaliśmy długie godziny na rozmowach kiedy byłem w Polsce. Był u nas w Stanach, akurat na otwarcie mojego "International Film Festiwal (w ogródku za domem) dla przyjaciół i sąsiadów. Na jego cześć wyświetliłem wtedy jeden z filmów w których grał: "Statyści". Widzowie mieli prawdziwego aktora z filmu, który był grany na moim festiwalu! Przyjemność była obopólna. Byliśmy też razem na premierze "Zapiski z wygnania" w teatrze Polonia. Z niesamowitą przyjemnością widziałem jak w fojerze podchodzili do niego aktorzy i nawet młodziutkie aktorki ciesząc się na jego widok: " Panie Stasiu, jak się cieszę pana zobaczyć"... Ostatnim razem widziałem go kiedy był na moim przedstawieniu "Widokówka"' w Teatrze Żydowskim w Warszawie w 2023 roku, które było oparte na mojej historii wyjazdu z Polski i dramatu, który wtedy przechodziłem. Powiedział mi, ściskając mnie za rękę: "wiesz Alek, ja coś w tobie wtedy widziałem, tylko jeszcze nie wiedziałem co". Jest mi teraz niewiarygodnie smutno kiedy pomyślę, że Go już nie ma. Może się jeszcze kiedyś zobaczymy.
Źródło:
https://www.facebook.com/aleksander.rotner
Czy kto z Was go pamięta?
Try to be Meraki, - means “to do something with soul, creativity, or love”
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura