FB
FB
Eternity Eternity
235
BLOG

10 lutego 1962 roku w Warszawie zmarł Władysław Broniewski

Eternity Eternity Kultura Obserwuj notkę 9

Miał 65 lat. Był ulubionym poetą mojej mamy. Był poetą żarliwym.

„Ja bym chętnie nie pisał,

ale muszę:

czort jakiś mnie rozkołysał,

wlazł w duszę.”

Poezję miał we krwi.

„Więc piszę, kosmiczny turysta,

ilustrator chwil, których nie ma,

obłędny „pamiętnik artysty”,

zagryzmolony poemat.”

Upajały mnie jego słowa, zanim wiedziałam, kim był. „Polak, katolik, alkoholik”, tak o sobie mówił. Zanim usłyszałam te wszystkie anegdoty o nocnych telefonach po pijaku i recytowaniu wierszy (nie miałabym nic przeciwko temu, żeby do mnie dzwonił), szepty o tym, że odmówił Bierutowi napisania nowego hymnu, odsyłając mu kartkę ze zdaniem „jeszcze Polska nie zginęła”… Nie znałam jego legionowej historii ani więziennej, wojennej tułaczki z armią Andersa, flirtu z komunizmem, utraty żony, a potem córki Anki. Nie znałam nalepek “poeta proletariacki” lub „rewolucyjny”.

Ale już wtedy spacerowałam z nim po ulicy Miłej, która „wcale nie jest Miła”, po jej podwórkach, co to „w każdym domu jazgot i turkot, błoto, wilgoć, zaduch, gruźlica… Miła ulica…”, obok jatki, kliniki lalek i naprawy parasoli, pod trzynastym, gdzie „powiesił się fryzjer, który miał źle w głowie”… Uczyłam się nieznanych słów: „suterena”, „plajta”, „komornik”. „A na drugim służącą otruła się ługiem”… Chodziłam z nim po Miłej, choć on sam wstępował tam rzadko. „Bo kto wie, czy się tam nie powieszę”…

I jeszcze drugi wiersz znałam na pamięć wcześnie, o księżycu z ulicy Pawiej i małym krawcu, Izaaku Gutkindzie. Potem w szkole, recytowałam dumnie „Bagnet na broń”, „Żołnierza polskiego” i „Pieśń majową”… Tych wierszy było więcej, pisanych dłonią „bezbronną i groźną” przez „syna podbitego narodu, syna niepodległej pieśni”.

Całym sercem je niosłam, powtarzałam na akademiach, ale też rodzinnych spotkaniach. Upajały mnie. Kształtowały. Zachwycały swoją podniosłą melodią i miłością, jakiej nie znałam. Do Warszawy i jej „męczeńskich cegieł”, do „ziemi, która ukochał dzieckiem”, do „piasku mazowieckiego”, za którym tęsknił w Damaszku i pod Ścianą Płaczu. Przemierzył cały wojenny szlak jako żołnierz, szukając ciągle i we wszystkim głosu z domu. I do domu.

„Ja nie chce Palestyny,

Syrii, Iraku, Egiptu,

od cyprysów wolę kaliny,

wolę brzozę niż eukaliptus.

Sosny tutejsze - nie te,

kwiaty tutejsze - nie tamte,

innego przyślijcie poetę,

żeby się cieszył Lewantem.”

Był poetą troski. Bolał go świat. Nie wstydził się tego.Walczył o jedną nowa ludzką rasę: „ludzi szlachetnych”.

Na początku czerwca 1943 roku napisał wiersz ŻYDOM POLSKIM, pamięci Szmula Zygielbojma. Lament polskiego poety nad polskimi Żydami. A kilka miesięcy później w brulionie, niebieskim ołówkiem rozpoczął najbliższe mi „Ballady i romanse” z fragmentem mickiewiczowskiej „Romantyczności”:

„Słuchaj, dzieweczko! Ona nie słucha…

To dzień biały, to miasteczko…”

Dalej żadnych podobieństw.

„Nie ma miasteczka, nie ma żywego ducha,

po gruzach biega naga, ruda Ryfka,

trzynastoletnie dziecko…

Przejeżdżali grubi Niemcy w grubym tanku.

(Uciekaj, uciekaj, Ryfka!)

„Mama pod gruzami, tata w Majdanku..."

Roześmiała się, zakręciła się, znikła.

I przejeżdżał znajomy, dobry łyk z Lubartowa:

„Masz , Ryfka, bułkę, żebyś była zdrowa..."

Wzięła, ugryzła, zaświeciła zębami:

„Ja zaniosę tacie i mamie."

Przejeżdżał chłop, rzucił grosik,

przejeżdżała baba, też dała cosik,

przejeżdżało dużo, dużo luda.

każdy się dziwił, że goła i ruda.

I przejeżdżał bolejący Pan Jezus,

SS-mani go wiedli na męki,

postawili ich oboje pod miedzą,

potem wzięli karabiny do ręki.

„Słuchaj, Jezu, słuchaj, Ryfka, Sie Juden,

za koronę cierniową, za te włosy rude,

za to, żeście nadzy, za to, żeśmy winni,

obojeście umrzeć powinni."

Żadnego „czucia i wiary”. Ani cudu, ani „patrzaj w serce” nie będzie.

Sześćdziesiąt jeden lat temu umarł wybitny poeta. „Zaklinacz słów”, „szarlatan uczuć”. Uwikłany w polityczny entuzjazm odbudowy, piewca „nieśmiertelnego czynu”. Pełen gniewu, pasji i wielkiej tęsknoty.

Jego bezsenne słowa obijają się we mnie stale, odchodzą i wracają. A on?

„Szumi alkohol i wieczność…

Mruczą: „Zalał się gość…”

A ja: „Zgódźcie na Drogę Mleczną

taksówkę.. Ja mam już dość…”


Źródło: https://www.jstor.org/stable/25777047

https://yiddishkayt.org/view/wladyslaw-broniewski/

https://www.britannica.com/art/Polish-literature


Zobacz galerię zdjęć:

FB
FB FB
Eternity
O mnie Eternity

Try to be Meraki, - means “to do something with soul, creativity, or love”

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (9)

Inne tematy w dziale Kultura