Od lat mieszkam w Kanadzie i obserwuję naszą polskość na terenie Ameryki Północnej. Jestem jednak przekonany, że podobne problemy występują wszędzie gdzie rozmieściła się nasza polonijna emigracja. Swoje spostrzeżenia opieram przede wszystkim na największych skupiskach polonijnych w Nowym Jorku, Chicago a także kanadyjskim Toronto czy Vancouver.
Koleżanka, znawca muzyki i w niej zakochana twierdzi, że polonijne życie muzyczne rozwija się dzięki wysiłkom paru zapaleńców, czy tez raczej szaleńców. Ja rozszerzyłbym to: życie kulturalne przez duże K istnieje dzięki paru osobom, ale kultura dla mas – mam na myśli wszelkiej maści bary z piwem tzw. night clubs i kapele tam się produkujące, jest też pewnego rodzaju kulturą, stanowiącą dużą część naszego kulturalnego folkloru polonijnego.
Kultura, to kilka poziomów życia, na których jest tworzona. My sami stwarzamy te poziomy, na nich funkcjonujemy. Niektórzy nazywają to stopą życia, która może być szeroka lub wąska, długa lub krótka. Jest niewielka grupa artystów, którzy dobrze radzą sobie na amerykańskim rynku. Dla większości potrzebne są bary z piwem i muzyką, potrzebni są artyści kabaretowi do kotleta, czy zupy grzybowej. Aby wyjść poza bar z piwem czy restauracji ze schabowym z pieczarkami, trzeba mieć, oprócz talentu, potężnego sponsora. Największym sponsorem jest Związek Narodowy Polski, który pomaga, ale tylko w wielkich sprawach. Małym, czy indywidualnym twórcom, raczej nie pomaga, chyba, ze potrafią swoją sprawę ‘wychodzić’ i jest to pomoc raczej symboliczna, okruchy, które dla wielu są dużym kąskiem. Jest też kilka firm polonijnych skorych, na pewnych warunkach, do udzielenia finansowej pomocy. Ludzi bogatych i światłych prawie nie ma, nie licząc jednej może, dwóch czy trzech osób indywidualnych. Wydaje się więc naturalne zadać sobie pytanie: czy tutejsza Polonia może być mecenasem? Czy stać ją na kulturę? Osobiście jestem zdania, że nie. Powiem to jaśniej. Polonia na świecie nie lubi kultury polskiej, nawet posunę się do stwierdzenia, ze Polacy w ogóle nie lubią kultury, są za mało kulturalni. W tym znaczeniu, że nie cenią ludzi kultury, że nawet mają wobec nich kompleksy . Dotyczy to w szczególności tzw. działaczy polonijnych i naszej inteligencji polonijnej.
Nie chcę nikomu odbierać jego zasług, nie chcę pomniejszać trudu i wysiłku, wkładu energii rodaków na przestrzeni ostatnich stu lat. Były teatry, były pisma, byli aktorzy, pisarze słowem twórcy, o których dzisiaj nikt nie pamięta, nawet nie wie, bo nikt nie pisał historii Polonii, nie opracował dorobku minionych pokoleń. W sumie nic o nich nie wiemy. Oni sami słabo dbali o zabezpieczenie swojego dorobku, poza tym tak naprawdę nikt się nimi nie interesował. To, co osiągnęła nasza kultura w wydawnictwie jest nieomal wielkim zerem w porównaniu z liczbą rodaków. Istnieje po prostu niewielka garstka ludzi, tworząca obraz naszej wielkości, dzięki im za to, chylę głowę przed nimi. Wiem, że wybudowano kilkadziesiąt kościołów, wiem, że działają chóry przykościelne, zespoły taneczno - ludowe czy grupy, kluby regionalne, teatry dziecięce.
Jak to jest możliwe, że w krajach, w których nikt nikogo nie dyskryminuje z powodu narodowości, w których wręcz przeciwnie, promuje się podtrzymywanie kultury, języka, tradycji danego narodu, jesteśmy tak mało widoczni? Spójrzmy na sukcesy np. Latynoamerykanów, Irlandczyków, Włochów i innych. Nie jesteśmy od nich głupsi, biedniejsi nie jesteśmy też zacofani w stosunku do nich. Ale oni potrafili się dogadać, zainwestować w swoją szeroko rozumianą kulturę. Polacy na emigracji tego nie zrobili i dalej nie robią. Możemy więc mieć sami do siebie o to pretensję, albo zwalić winę na innych. Typowe polskie tłumaczenie: chcieliśmy dobrze, ale inni nam nie pozwolili. Oczywiście, "stara" emigracja przyjechała tutaj za chlebem. Od lat rządzili tutaj Niemcy do spółki z Anglikami, którym przewodzili najwybitniejsi synowie Izraela. Oczywiście, Słowianie, a Polacy to Słowianie, nigdy nie liczyli się tutaj jak Zachodnioeuropejczycy. Oczywiście, że ci ubodzy, niewykształceni chłopi nie potrzebowali kultury. Kościół im zupełnie wystarczał, wiec budowali kościoły, kłócąc się miedzy sobą, robiąc sobie na złość, a ten, co trochę się wybił zaraz był niszczony, albo wypierał się polskości. Słowem mamy wielkie tradycje burzenia, a nie budowania. Historia naszej głupoty antykulturalnej jest znana od lat. Tacy byliśmy i tacy jesteśmy. Nasz wstręt do kultury, do pomocy twórcom jest stary jak polskość. Potrafimy świetnie na siebie pluć, to nasza specjalność narodowa.
Wszystko, co tutaj się dzieje nie jest nawet powiatem. Co tutaj się dzieje, jest na poziomie gminy. Trzeba wiec sobie szczerze powiedzieć, ze istnieje kultura przez małe "k", jest to kultura chłopska na poziomie klubów, związków, stowarzyszeń, pikników, klubów nocnych i muzyków, grających do butelki z piwem. Są też pisma w języku polskim na poziomie piwnicy, chóry przykościelne, parafialne, kółka regionalne. Są tez organizacje, w których praktycznie się nic nie dzieje, programy radiowe i telewizyjne drętwe, z działalności, których nic nie wynika. Ale one zostały powołane dla reklam, a nie dla słuchaczy. Wiem, że wiele osób tego nie może, czy nie chce zrozumieć. Nie zobaczysz na żadnej imprezie polonijnej adwokatów, lekarzy itd. Dla nich istnieje tylko materia, świat ducha jest martwy. Tragedią naszej Polonii jest to, że nie posiada tzw. warstwy inteligencji. Niby są lekarze, adwokaci, inżynierowie, architekci oraz "nowobogaccy", tj. zamożni ‘kontraktorzy’, mechanicy samochodowi, sprzedawcy domów, firmy ubezpieczeniowe, pożyczkowe, etc., ale są to tylko pozory. Oni powinni być siłą napędową Polonii, jej pięknym lustrem, w którym wszyscy mogliby się przeglądać i podziwiać. Oni w wielu przypadkach żyją tylko z Polonii, ale jak wiadomo, prawie nic lub nic w zamian nie dają, nie wzbogacają środowiska. Taki egoizm w moim przekonaniu jest przestępstwem. Takiego tworu jak polonijna kultura nie ma. Nie licząc jakichś tam poszczególnych przypadków tzw. nawiedzonych, którzy nie tylko rozumieli potrzeby kultury, ale i rozumieli Polonię.
Innymi słowy Polonia na świecie nie posiada klasy, tzw. drobnomieszczańskiej, tak potrzebnej do życia kulturalnego. W Ameryce tak się przyjęło, że, czym Polak bogatszy, tym dalej ucieka od rodaków, tym mniej chce mieć wspólnego z Polonią. Oczywiście, nie wszyscy, ale 97%, wiec można generalizować.
Powie ktoś, obrażony, ze po roku 1981 przyjechała emigracja ludzi wykształconych, wychowanych na kulturze, lubiących kina, teatry, dobra książkę, płytę, poezję. Po roku 1980 wyjechało z Polski około pol miliona ludzi mniej lub bardziej wykształconych. Co się stało z ich wykształceniem, z ich dyplomami uniwersyteckimi, umiłowaniem do kultury, dlaczego nie uczestniczą w życiu kulturalnym Polonii? Oni skończyli się wraz z komuną.
Polonia od lat nie ma przywódcy z prawdziwego zdarzenia. Człowieka o dużej osobowości. Kultura jest ważniejsza od polityki, trzeba to zrozumieć, aby rządzić. Właściciel biznesu powinien być częścią polskości w miejscu zamieszkania, a nie czynić łaskę, ze w ogóle chce z rodakiem rozmawiać. Powie ktoś, że przez konsulaty płynie wielki strumień dolarów do Polski i jakiś tam mały procent mógłby wrócić tutaj w celu wykorzystania na promocje Polski, Polaków, Polonii. Piękny pomysł, ale jest to utopia. Polska szybko tego nie zrobi, chyba jeszcze nikt na poważnie w MSZ o tym nie myślał. Oni myślą o Polonii w szczególny sposób. Wystarczy poczytać polska prasę. W ogóle Polonia w niej nie istnieje. Polska jest biedna, nie ma pieniędzy na kulturę. Poza tym oni nie zajmują się kultura polonijna, tylko polską. Ludzie ci nie są przygotowani do działalności wśród np. Amerykanów. Przeważnie są to zwykli urzędnicy. Ludzie z tytułem uniwersyteckim, byli profesorowie czy wykładowcy, różnych ugrupowań politycznych, którzy nie nadają się do pracy w środowiskach polonijnych. Tutaj potrzeba ludzi z wielką wyobraźnią, z siłą przebicia, wielkich indywidualności, potrafiących przekonać tutejsze środowisko do siebie i tego, co chcą zrobić. Urzędnicy tutaj wydelegowani w większości przypadków nigdy w Ameryce nie byli, nie znają mentalności amerykańskiej, ani polonijnej, tym bardziej nic nie wiedzą o psychice emigranta. Trudno jest ich za to winić. Gdzie się mieli tego nauczyć? Ale na naszych oczach umiera polskość w Ameryce i nie tylko.
Jest tylko jedna kultura polska i nie ma żadnych podziałów. Poza tym, ze twórcy mieszkają w Krakowie, Londynie, Chicago czy Kapsztadzie. Ministerstwo Kultury w Polsce daje jakieś pieniądze na kulturę w Polsce, ale nikt nigdy nie słyszał, aby na emigracji wśród Polonii ktoś coś od nich otrzymał. Wyobrażam sobie zdziwienie pani czy pana ministra kultury, gdyby dowiedział się, że poza granicami Polski są też Polacy tworzący kulturę polską. Mało tego, Polonię uważa się w ojczyźnie za ludzi drugiej czy nawet trzeciej kategorii. Polacy tacy są, jaką mają kulturę, emigracja też taka jest, jaką ma kulturę.
Try to be Meraki, - means “to do something with soul, creativity, or love”
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo