To kolejna, tragiczna data w historii naszego Narodu.
Trochę zapomniana.
Tego dnia, równo 80 lat temu nad ranem, do tysięcy polskich domów na Kresach zajętych i okupowanych przez sowiety od września 1939- załomotało NKWD i czerwonoarmiści.
Mieli doskonale przygotowane listy proskrypcyjne.
Uderzyli w rodziny wojskowych, policjantów, służby więziennej, leśników, wszystkich mundurowych.
Dano ludziom pół godziny na spakowanie się, a następnie wygnano z domów i popędzono w kierunku najbliższej stacji kolejowej.
Zima była wtedy przerażająco mroźna, temperatury dochodziły do minus 30 stopni.
Całymi rodzinami pakowano ludzi do bydlęcych wagonów i wieziono „ w druguju obłast”, czyli na Sybir.
Tak zwana pierwsza deportacja objęła 140 tysięcy ludzi.
Ze względu na długą podróż ( 1 miesiąc) w potwornym mrozie dochodzącym niekiedy do minus 50 stopni śmiertelność pierwszego kontygentu była najwyższa, już po 2 miesiącach dochodziła do 4%.
Następne wysiedlenia z Kresów miały miejsce 13/14 kwietnia 1940, maj/lipiec 1940, oraz ostatnia akcja- tuż przed wybuchem wojny niemiecko- rosyjskiej: maj/czerwiec 1941.
W sumie na skutek masowych deportacji na Sybir dostało się około 400 tysięcy osób, z czego ponad 70% to Polacy, reszta to Białorusini, Ukraińcy, Litwini i Żydzi.
Do tego należy doliczyć osadzonych w więzieniach, w obozach pracy przymusowej, w fabrykach i sowieckich kopalniach.
Daje nam to całkowitą liczbę ok. 700 tysięcy represjonowanych przez stalinowski reżim obywateli II Rzeczypospolitej.
Wśród tej masy nieszczęśników była również i moja rodzina: tato, jego brat, babcia, dziadek i prababcia.
Zabrano ich tej ponurej nocy 10 lutego 1940 z mieszkania Nadleśnictwa w Brześciu nad Bugiem.
Prababcia Urbańska-Truchanowicz ( wnuczka Teresy Urbańskiej, która sprzedała majątek Rudki i Bieńkowa Wisznia rodzinie Fredrów) nigdy nie wróciła- zmarła w Kazachstanie w 1944 roku.
Mój ojciec Wiesław, wuj Jan i babcia Janina Stawiarscy wrócili z zesłania do Polski w 1946 roku w stanie kompletnego wycieńczenia. Powrócili do Jarocina Wlkp, gdzie babcia, wychowując samotnie 2 synów pracowała jako nauczycielka w szkole podstawowej.
Dzięki Jej pracy i poświęceniu wykształciła 2 synów- ojciec mój skończył medycynę na Akademii Medycznej w Poznaniu, całe swoje życie przepracował jako szanowany lekarz- chirurg stomatolog w Zielonej Górze, wuj Jan Stawiarski, po ukończeniu Politechniki Wrocławskiej- został inżynierem, a później profesorem zwyczajnym na Uniwersytecie Zielonogórskim.
Ja mojej kochanej Babci Janci zawdzięczam to, że w wieku lat pięciu nauczyła mnie pisać i czytać i dzięki jej pasji i zaangażowaniu pokochałem książki, historię, geografię i język polski miłością odwzajemnioną.
Dziadek Jan Stawiarski- przedwojenny nadleśniczy w Puszczy Białowieskiej, absolwent Politechniki Lwowskiej 1926, Obrońca Lwowa 1919-1920, powrócił dopiero w roku 1955, gdyż w roku 1944 został w Rosji skazany za szpiegostwo na rzecz Rządu Londyńskiego na 10 lat łagru ( po zerwaniu Paktu Majski- Sikorski i wyjściu Armii Andersa do Persji. Dziadek był Delegatem Rządu Londyńskiego ds. organizacji Armii, siedział rok na Łubiance w Moskwie).
Ich losy, a także pozostałych członków Rodziny od strony Mamy Anny Stawiarskiej de domo Król ( równie kręte, ciężkie, burzliwe i tragiczne)- opisuję w książce, która powolutku powstaje już pod roboczym tytułem: „Bohatyrowicze wieku XX”.
Trzeba pamiętać.
Aby dawać świadectwo i móc wybaczać.
PS
Na Sybir 10 lutego 1940 pojechała też cała rodzina siostry mojej babci Janiny Stawiarskiej de domo Truchanowicz- Jadwigi Kucharskiej- również żony leśnika ( to jeden z ciekawszych paradoksów w mojej rodzinie- moja babcia Janina miała 3 siostry- i WSZYSTKIE CZTERY wyszły za mąż za leśników! Mało tego- WSZYSTKIE siostry Truchanowicz były nauczycielkami po Seminarium Nauczycielskim w Wirowie- dziś Białoruś. Ich jedyny, ukochany brat Albin Truchanowicz- również zesłaniec, wyszedł z Rosji z Armią Andersa do Persji, przeszedł cały szlak bojowy na Bliskim Wschodzie, wziął udział w Bitwie pod Monte Cassino, po wojnie osiadł we Włoszech jako bezpaństwowiec- nigdy nie przyjął obywatelstwa włoskiego, do śmierci w latach 70-tych opiekował się grobami polskich żołnierzy na cmentarzu wojennym w Loreto koło Ancony. Nigdy nie odwiedził Polski.. ).
Do Republiki Komi na północy Rosji zesłano siostrę babci Jadwigę wraz z mężem oraz dwójką małych synów- Radkiem i Sławojem. Powrócili w 1946, niestety bez męża Jadwigi, którego zamęczono w kopalni.
Po wojnie wuj Radek został inżynierem- projektantem silników okrętowych w poznańskim Cegielskim. Wuj Sławoj Kucharski natomiast- profesorem Farmacji na poznańskim Uniwersytecie Medycznym.
Siostra babci- Jadwiga Kucharska- do emerytury w latach 70-tych pracowała jako nauczycielka w poznańskich szkołach.
Tak to w mojej rodzinie wspaniałe Kobiety ratowały Polskę przed wyniszczeniem biologicznym.
2 siostry, 4 synów, samotne wychowanie, tragiczne przejścia.
Czyż to nie prawdziwe bohaterstwo?
Bez niczyjej pomocy, bez wstępowania do partii, bez łamania kręgosłupa moralnego.
Jedyne co miały i czym dysponowały to:
silna wola,
rozum,
twardość charakterów.
Za mało podręczniki historii piszą o naszych bohaterskich Kobietach, o ich „pracy u podstaw”.
Za dużo o przegranych powstaniach, bitwach i wojnach.
Historia pisana ma w Polsce męską twarz niestety.
Trzeba to zmieniać.
Autor: Maciej Stawiarski
Try to be Meraki, - means “to do something with soul, creativity, or love”
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura